Dotychczasowy szef rządu Serż Sarkysjan prawdopodobnie spróbuje rządzić krajem z tylnego fotela, jako lider rządzącej od 20 lat partii
Dziesiątki tysięcy Ormian, którzy od 11 dni domagali się rezygnacji premiera Serża Sarkysjana, osiągnęły swój cel. Szef rządu, który po zakończeniu swojej drugiej kadencji prezydenckiej, by zachować realną władzę, zmienił ustrój na kanclerski, podał się wczoraj do dymisji.
Przedwczoraj z premierem spotkał się lider protestów Nikol Paszinjan, deputowany niewielkiego Sojuszu Wyjścia. Sarkysjan nie chciał jednak rozmawiać w świetle kamer o własnej dymisji, więc spotkanie potrwało zaledwie kilka minut. Wkrótce Paszinjan i jego dwóch partyjnych kolegów zostali zatrzymani przez policję. To rozwścieczyło protestujących, których na ulicach Erywania z dnia na dzień przybywało. W niedzielę wyszło już 115 tys. osób.
Władze działały niezdecydowanie. Ostrzegały przed użyciem wojska, ale decydowały się na dość ograniczone represje. W starciach z policją rannych zostało ok. 40 demonstrantów. Setki ludzi na krótko trafiły do aresztów. Obóz władzy był jednak daleki od jedności. Pojednawczą postawą wykazywali się zwłaszcza wicepremier Karen Karapetjan i szef parlamentu Ara Bablojan. Ten drugi spotkał się w areszcie z uwięzionymi posłami opozycji „jako lekarz, dziadek i towarzysz broni”. Pierwszy zapowiedział rozmowę z Paszinjanem tuż po tym, jak zwolniono go wczoraj z aresztu.
Karapetjan mógł grać we własną grę. Gdy Serż Sarkysjan był prezydentem, pełnił funkcję szefa rządu. Po jego dymisji zostaje p.o. premierem i może liczyć, że wróci na ten urząd na stałe. Z drugiej strony eksperci nie wykluczają, że Sarkysjan zachowa przywództwo nad rządzącą od dwóch dekad Republikańską Partią Armenii (HHK). Wtedy Sarkysjan rządziłby krajem jako lider HHK z tylnego fotela, bez formalnej funkcji państwowej, na wzór wielu innych państw postkomunistycznych, jak Litwa, Polska, Mołdawia, Rumunia, Serbia i Słowacja.
W naradzie, na której najpewniej podjęto decyzję o dymisji, obok Serża Sarkysjana i Karena Karapetjana wzięli udział także nowy prezydent Armen Sarkysjan (przypadkowa zbieżność nazwisk) i lider separatystycznego Górskiego Karabachu Bako Sahakjan. Poza prezydentem Armenii wszyscy urodzili się w stolicy Górskiego Karabachu; klan karabaski pozostaje najważniejszą grupą oligarchiczno-polityczną w kraju. Po naradzie premier ogłosił, że odchodzi.
Zasugerował też, że świadomie zrezygnował z rozwiązania siłowego. – Nikol Paszinjan miał rację, a ja nie. Sprawę można było rozwiązać inaczej, ale nie chciałem pójść żadną z tych dróg. Ja taki nie jestem – powiedział. – Spełniam wasze żądanie. Życzę naszemu państwu pokoju, harmonii i logiki – zakończył. Paszinjan zwołał na wieczór wiec zwycięstwa. „Wygrałeś, dumny obywatelu Armenii, i nikt ci tego zwycięstwa nie zabierze” – napisał na Facebooku.
Rosja zajmowała w trakcie buntu pozycję wyczekującą. Z jednej strony protesty w państwach byłego ZSRR wywołują na Kremlu zaniepokojenie. Z drugiej protestujący nie stawiali żądań uderzających w sojusz z Rosją, traktowaną tu jako gwarancja bezpieczeństwa wobec groźby agresji ze strony Azerbejdżanu lub Turcji. Najważniejsze hasło manifestantów brzmiało „Merżir Serżin!” (Odrzuć Serża!), a sprzeciw wywoływała rosnąca oligarchizacja państwa.
Zmiana władzy nie wywoła negatywnych skutków dla Rosji. Jeśli Sarkysjan zachowa pozycję szefa HHK, status quo w relacjach Erywania z Moskwą zostanie utrzymany. Karapetjan, prawdopodobny kandydat na nowego premiera, wieloletni menedżer kilku miejscowych spółek związanych z Gazpromem, ma opinię polityka bardziej prorosyjskiego niż jego partyjny kolega. Ma to znaczenie także ze względu na obawy, że Azerbejdżan mógłby wykorzystać polityczny chaos do ataku na oderwany od niego w latach 90. Górski Karabach.