Francuskie MSW podaje, że liczba aktów brutalnej przemocy wobec Żydów rośnie. W 2016 r. było ich 77, w 2017 r. – 97.
To Żydówka, powinna mieć pieniądze – mówił jeden z zabójców Mireille Knoll, 85-latki torturowanej i spalonej w mieszkaniu w centrum Paryża.
Mireille Knoll była jedną z nielicznych, którym udało się w czasie wojny uniknąć łapanki Vel d’Hiv w lipcu 1942 r. i transportu do Auschwitz. Niemcy pozwolili jej pozostać w Paryżu, bo posiadała brazylijski paszport. Jeden z zabójców był jej sąsiadem. Znali się, otworzyła mu drzwi. Przyszedł razem z kolegą, rocznik 1989.
To nie pierwszy taki akt barbarzyństwa, który wstrząsnął ostatnio Francją.
„Żyd ma pieniądze”
W kwietniu 2017 r. tuż przed wyborami prezydenckimi we Francji Sarah Halimi, 65-letnia ortodoksyjna Żydówka, zostaje zamordowana i wyrzucona przez okno przez 27-letniego muzułmańskiego sąsiada. Kilka miesięcy później ofiarą ataku pada znana żydowska rodzina Pinto. 78-letni Roger, prezes stowarzyszenia „Obrony Żydów i Państwa Izrael”, jego żona Siona oraz syn zostają napadnięci, obrabowani i brutalnie pobici w podparyskim Saint-Denis. Uwięzieni i związani czekali wiele godzin na ratunek. Jak informuje ich adwokat, sprawcy domagali się złota, biżuterii i kart kredytowych od „Żydów, którzy mają pieniądze”. W sprawie Sarah Halimi władze nie zabrały publicznie głosu. Jednak po napadzie na rodzinę Pinto minister spraw wewnętrznych Gérard Collomb zmobilizował całą policję w departamencie, ogłaszając, że motywy przestępstwa związane były z wyznaniem ofiar.
Według danych francuskiego ministerstwa spraw wewnętrznych liczba aktów brutalnej przemocy wobec francuskich Żydów rośnie. W 2016 r. było ich 77, w 2017 r. – 97. Spadła natomiast liczba tzw. incydentalnych aktów o znamionach antysemityzmu – z 335 do 311. Politolog Jean-Yves Camus z Instytutu Spraw Międzynarodowych i Strategicznych, specjalizujący się w radykalnych ruchach społecznych, wyjaśnia, że liczba ataków przeciwko Żydom we Francji związana jest z konfliktem izraelsko-palestyńskim. – Im trudniejsza sytuacja w Strefie Gazy, tym więcej obraźliwych graffiti na budynkach stowarzyszeń żydowskich, a nawet napadów na Żydów we francuskich miastach – mówi.
Akty terroru przeciwko społeczności żydowskiej, które najbardziej wzburzyły opinię publiczną, to strzelanina ze stycznia 2015 r. w sklepie koszernym Hyper Cacher – dżihadysta Amedy Coulibaly zabił cztery osoby. Niezabliźnioną raną w świadomości francuskiej diaspory żydowskiej pozostaje atak terrorystyczny na szkołę Ozar Hatorah w marcu 2012 r.: Mohamed Merah dokonał egzekucji na nauczycielu i trojgu dzieciach, strzelając do nich z broni maszynowej. – Cała strzelanina trwała zaledwie 36 s,ekund ale w pamięci obecnych nadal jest to niekończący się horror – relacjonował świadek zdarzenia podczas procesu braci Merah w październiku 2017 r. Yacob Soussan do dziś znajduje się pod opieką psychologów, skarży się, że cały czas towarzyszy mu paraliżujący strach o dzieci, ma problemy z koncentracją i ze snem oraz poczucie winy, że nie był w stanie zapobiec atakowi. Yacob wspomina 8-letnią Myriam, córkę dyrektora szkoły, która zginęła, próbując zabrać ze szkoły swoje buty do tańca. Śmierć na miejscu ponieśli wówczas również 3-letni Gabriel i 5-letnia Arie. Podczas procesu Abdelkader Merah, który pomagał w przygotowaniu ataku, po raz pierwszy wyraził publicznie skruchę za morderstwo, które popełnił jego brat. Wcześniej uparcie milczał.
Ktoś chce nas podzielić
Paryż, 28 marca. Biały marsz sprzeciwu wobec rosnącej fali antysemityzmu i aktów przemocy i w hołdzie Mireille Knoll, która dla wielu staje się symbolem ofiary niezrozumiałej nienawiści wobec Żydów mieszkających we Francji. Część uczestników niesie białe róże, inni transparenty z napisem: „Je suis Mireille”, „Nie rasizmowi” czy „Antysemityzm zabija”.
Pochód ok. 20 tys. osób odbywa się w ciszy. Uczestnicy wyruszają z pl. Nation, a ich celem jest XI dzielnica i dom zamordowanej Mireille przy al. Filipa Augusta, gdzie składają kwiaty i zapalają znicze. – Nie rozumiem tego, co dzieje się w moim kraju, to wstyd, to wielki wstyd. Jestem katoliczką, jestem tu, aby wyrazić solidarność z rodziną zamordowanej, z francuskimi Żydami. Nie możemy dopuścić, żeby ktoś nas podzielił – tłumaczy mi Marie, uczestniczka marszu. Kto podzielił? Marie bezradnie wzrusza ramionami. – Jesteśmy silnym krajem, mamy swoje wartości, których będziemy bronić: szacunek dla inności, równość, braterstwo, wolność – przekonuje. Rewolucyjne hasła – egalité, fraternité, liberté – widoczne nie tylko na budynkach szkół i administracji publicznej, żywe są również w społecznej świadomości. Do tych wartości Francuzi odwołują się w trudnych momentach.
– Religia nie powinna być przedmiotem sporu publicznego, jest sferą prywatną każdego człowieka – tłumaczy prof. Luc Rouban z paryskiego Science Po. Czy dla wszystkich? Odpowiada, że islam nie ma swojego jednego centrum decyzyjnego i do zniwelowania napięć mogłoby doprowadzić kształcenie muzułmańskich imamów w duchu wartości V Republiki przez ośrodki kontrolowane przez francuską administrację.
W podobnym tonie co Marie mówił też Emmanuel Macron podczas pożegnania nowego bohatera Francji – podpułkownika policji Arnauda Beltrame’a – który zginął 23 marca w Trebes. Był jedną z czterech ofiar Redouane’a Lakdima; wcześniej oddał się w ręce zamachowca w zamian za wypuszczenie przetrzymywanej kobiety. – Barbarzyński obskurantyzm zaprzecza wartości, jaką stanowi dla nas życie ludzkie, wartości odrzuconej przez terrorystę w Trebes, wartości odrzuconej przez mordercę Mireille Knoll, który zamordował niewinną i wrażliwą kobietę, ponieważ była Żydówką – mówił prezydent Francji podczas ceremonii pogrzebowej, nawołując do jedności narodowej.
Pogrzeb Beltrame’a odbył się w symbolicznym dla Paryża miejscu, przed Panteonem, gdzie pochowani są najbardziej zasłużeni dla Francji obywatele. Ceremonia zakończyła się na pl. Inwalidów, gdzie oddawane są honory tym, którzy poświęcili życie dla Francji. Zestawienie śmierci Arnauda Beltrame’a i Mireille Knoll jest dla wielu Francuzów zaskakujące, ponieważ Mireille nie zginęła w ataku terrorystycznym, lecz została zabita w swoim domu. Jednak ostatnie sondaże pokazują, że ponad 80 proc. Francuzów uważa, że władze nie robią wszystkiego, aby uchronić kraj przed terroryzmem. Większość uważa też, że należy wyrzucić z kraju osoby podejrzane o terroryzm lub posiadające tzw. teczkę „S”, założoną przez francuskie służby podejrzanym o radykalizm religijny lub związki z grupami terrorystycznymi.
Właśnie tego zażądała od prezydenta m.in. francuska prawica po ataku w Trebes. Przywódca Republikanów Laurent Wauquiez nazwał politykę Macrona naiwną, a Marine Le Pen i działacze jej Frontu Narodowego domagali się przywrócenia we Francji stanu wyjątkowego. Prezydent podczas przemówienia dużo mówił o walce z islamizmem, który „rozprzestrzenia się w mediach społecznościowych, atakując znienacka, werbując słabych i niestabilnych emocjonalnie”.
Biały marsz dzieli, zamiast łączyć
Biały marsz w hołdzie Mireille Knoll, który miał być manifestacją narodowej jedności, podzielił nie tylko samych uczestników, ale i francuską opinię publiczną. Organizatorzy (Crif – rada reprezentująca organizacje żydowskie we Francji) nie zgodzili się, aby w marszu uczestniczyli Marine Le Pen, szefowa Frontu Narodowego, oraz Jean-Luc Mélenchon, lider ultralewicowej La France insoumise. Dla francuskich Żydów oboje są persona non grata. Ona jako symbol ultraprawicy, liderka partii, której honorowym przewodniczącym pozostaje Jean-Marie Le Pen, podtrzymujący twierdzenie, że „komory gazowe były tylko nieznaczącym detalem historii”. On oskarżany jest o flirtowanie z organizacjami propalestyńskimi i przyciąganie do szeregów partii radykalnych muzułmanów, a nawet aktywistów islamistycznych. Wprawdzie w marcu sąd kasacyjny odrzucił apelację 90-letniego dziś Le Pena, nakazując mu zapłatę 30 tys. euro grzywny za tę wypowiedź, ale to nic nowego dla nestora francuskiej ultraprawicy. Wyrok kończy ciągnący się latami proces, niejedyny, w którym o antysemityzm oskarżany był założyciel Frontu Narodowego.
Ignorując sprzeciw organizatorów, Le Pen i Mélenchon pojawili się na marszu. Zostali wygwizdani i wyrzuceni z szeregów demonstrujących. Przepychanki te ostro potępił czołowy komentator lewicowego dziennika „Libération” Laurent Joffrin, uznając, że o ile obecność Le Pen mogła budzić emocje, o tyle wyrzucenie Mélenchona było groteskowe.
W paryskim białym marszu szli również muzułmanie, jak 33-letni Karim, który długo wahał się, czy przyjść. – Bałem się, że Crif upolityczni ten marsz, że zamiast o Mireille, będziemy mówić o agresji muzułmanów przeciwko Żydom – tłumaczy mi. – Jestem tu, bo chcę pokazać, że muzułmanie nie godzą się na przemoc.
Emocje podczas marszu próbował studzić szef MSW Gérard Collomb, podkreślając potrzebę jedności i manifestacji przeciwko przemocy. Z drugiej strony jednak podgrzał nastroje, mówiąc, że problem antysemityzmu we Francji istnieje. – Myśleliśmy, że po wojnie, po doświadczeniu Shoah, antysemityzm już nie wróci, ale jednak tak nie jest. Od kilku lat obserwujemy znaczący wzrost zachowań i aktów antysemityzmu we Francji – podkreślał.
W ostatnich tygodniach białe marsze odbywały się nie tylko w Paryżu. Francuzi protestowali również w Marsylii i wielu innych miastach. – Ludzie nie czują się bezpiecznie, boją się nosić jarmułki poza domem. To, co się ostatnio u nas dzieje, to wstyd. W Paryżu są dzielnice, strefy, gdzie lepiej się nie pojawiać. Czy znów mamy się ukrywać, bo jesteśmy Żydami? – pyta Myriam, uczestniczka marszu. – Nasze synagogi muszą być obstawione przez żołnierzy, nasze radio i stowarzyszenia chronione są przez wojsko – dodaje.
O obstawę budynków społeczności żydowskiej w Paryżu zapytałam Serge’a Klarsfelda, znanego adwokata, który jako pierwszy udokumentował łapanki Żydów dokonywane przez francuskich żandarmów reżimu Vichy podczas wojny. – To nie jest dla nas komfortowa sytuacja, ale jesteśmy wdzięczni państwu francuskiemu, że próbuje zapewnić nam ochronę – mówi. Klarsfeld docenia również zaangażowanie prezydenta Macrona w dialog z państwem Izrael i w upamiętnienie zbrodni Holokaustu. Kilka miesięcy po wygranych wyborach prezydenckich Macron zaprosił do Paryża premiera Benjamina Netanjahu na obchody 75. rocznicy obławy Vel d’Hiv. Po raz pierwszy uczestniczył w nich premier Izraela.
Po pogrzebie prezydent Macron rozmawiał z rodziną Mireille Knoll. Spotkanie odbyło się bez udziału mediów. Jednak mimo licznych politycznych gestów francuscy Żydzi są podzieleni w ocenie reakcji państwa i jego polityków na akty antysemityzmu. Francja jest trzecim krajem po USA (5,7 mln) i Izraelu (5,8 mln), w którym mieszka największa społeczność żydowska – ok. 0,5 mln osób. Coraz więcej jej członków decyduje się jednak opuścić Francję. – Po każdym ataku dostaję pytania, czy we Francji jest bezpiecznie? Czy mamy wyjechać? – mówi Malek Boutih, były szef organizacji SOS Racisme. Podczas debaty na temat antysemityzmu zorganizowanej przez radio France Inter Boutih podkreślał: – Jeśli jesteście Żydami, powinniście się z tym raczej ukrywać. Nie wieszajcie mezuzy na drzwiach domów w niektórych departamentach.
Wiele rodzin żydowskich decyduje się na przeprowadzkę z banlieue (przedmieść) do centrów miast, a ostatecznie na opuszczenie Francji. Marc Knobel, dyrektor badań w Crif, szacuje, że w ciągu ostatnich 10 lat z kraju wyjechało ok. 60 tys. Żydów, co stanowiło ok. 10 proc. tamtejszej diaspory.
Kilka dni przed zabójstwem Mireille Knoll premier Édouard Philippe przedstawił rządowy plan zwalczania antysemityzmu. Składa się na niego 21 propozycji, m.in. walka z nienawiścią rasową w internecie, nałożenie na media społecznościowe obowiązku posiadania przedstawiciela prawnego we Francji, położenie nacisku na uwrażliwianie dzieci i młodzieży na mechanizmy rasizmu i antysemityzmu oraz wsparcie instytucjonalne dla ofiar tychże mechanizmów.
Nad Sekwaną dużo mówi się o zjawisku tzw. nowego antysemityzmu, którego korzenie sięgają lat 60. XX w., a któy rozprzestrzenia się od początku XXI w. Tym terminem określa się postawę polegającą na negowaniu prawa państwa Izrael do funkcjonowania na arenie międzynarodowej, zaprzeczaniu Holokaustu, nawoływaniu do przemocy wobec Żydów oraz zarzucaniu Izraelczykom rasizmu w stosunku do innych nacji. W raporcie, który powstał w 2004 r., autor znanego opracowania na ten temat Jean-Christophe Rufin, dyplomata i szef organizacji Lekarze bez Granic, pisze, że nowy antysemityzm jest zagrożeniem dla francuskiej demokracji i ma źródło przede wszystkim w środowiskach imigranckich Afryki Północnej oraz skrajnej francuskiej prawicy.
O antysemityzmie mówi się ostatnio również w środowisku francuskich intelektualistów. Na początku tego roku gorący spór wywołał projekt ponownego opublikowania przez wydawnictwo Gallimard antysemickich tekstów autora rasistowskich pamfletów z lat 30. XX w. Louisa-Ferdinanda Celine’a. Fala wzburzenia, jaką wywołał ten spór, dotarła do samego premiera. Édouard Philippe opowiadał się w zasadzie za publikacją, jeśli teksty byłyby „starannie opracowane”. Wielu intelektualistów zastanawiało się, co skłoniło wydawców do wznowienia nazistowskiego apologety i zwolennika Vichy. W skutek presji wydawnictwo wycofało się z publikacji, a intelektualistom, którzy opowiadali się za publikacją, zarzucano „przekroczenie niebezpiecznej granicy”.
Francuski socjolog Michel Wieviorka uważa, że nowy antysemityzm wywodzi się zarówno ze środowisk skrajnie lewicowych i skrajnie prawicowych, jak i skrajnie antyreligijnych i antysyjonistycznych. Komentując ostatnie zbrodnie, wskazuje na dwie podstawowe motywacje ich sprawców: nienawiści do Żydów, która jest centralnym elementem radykalnego islamizmu środowisk arabsko-imigranckich, oraz motywacje kryminalne, bazujące na stereotypie Żyda, który ma pieniądze. Rok 2000 i tzw. druga intifada palestyńska znacząco wpłynęła, zdaniem socjologa, na wzrost aktów antysemickich na terenie Francji.
Inni intelektualiści wskazują na antysemityzm jako głęboko zakorzenione zjawisko we francuskiej kulturze. Dowodem ma być sprawa Alfreda Dreyfusa, młodego oficera żydowskiego pochodzenia oskarżonego o szpiegostwo na rzecz Niemiec. Niesłusznie skazany na podstawie sfałszowanych dowodów, Dreyfus stał się ofiarą nagonki antyżydowskiej w latach 1894–1906 oraz bohaterem francuskiej prasy, za którym wstawił się m.in. pisarz Emil Zola w swoim słynnym liście otwartym zatytułowanym „J’accuse” („Oskarżam”). Sprawa Dreyfusa podzieliła francuskie społeczeństwo, podobnie jak wygłoszona 90 lat później, w 1995 r., deklaracja prezydenta Jacques’a Chiraca o odpowiedzialności francuskiego państwa za łapanki Żydów z lat 1942–1943 dokonywane przez francuskich funkcjonariuszy reżimu Vichy. Debata na ten temat trwa w zasadzie do dziś, był to również jeden z tematów wiosennej kampanii prezydenckiej 2017 r. Procesy nestora rodu Le Pen i założyciela Frontu Narodowego od lat budzą kontrowersje. Jean-Marie płaci kolejne grzywny, a członkowie FN otwarcie mówią, że „światem rządzą Żydzi”. Część paryskiej burżuazji z bogatej i elitarnej XVI dzielnicy zaprzecza, „jakoby w jej pobliżu mieszkali jacyś Żydzi”.
Jednak najbardziej widocznym i bolesnym znakiem antysemityzmu we Francji są tablice upamiętniające wywózki żydowskich dzieci do Auschwitz. Niemcy planowali uśmiercenie osób powyżej 16. roku życia, jednak francuscy urzędnicy reżimu Vichy zdecydowali, że ta granica zostanie obniża do półtora roku. Tysiące tablic pamięci dedykowanych żydowskim dzieciom i dorosłym znajduje się przy wejściach do szkół w Paryżu, na dworcach oraz miejscach użyteczności publicznej w całej Francji. – Nawet tam, gdzie nie było Niemców – podkreśla w rozmowie ze mną Serge Klarsfeld, człowiek, który jako pierwszy udokumentował tę zbrodnię.
Magazyn okładka 20 kwietnia / Dziennik Gazeta Prawna