Sobotnia konwencja partii rządzącej to faktyczne uruchomienie trzyletniego wyborczego maratonu i ponowna próba zagrania znanymi atutami: polityką społeczną, wsparciem dla mniejszych firm i masową kampanią bezpośrednią
Rządzące ugrupowanie stara się ponownie narzucić własny ton, zatrzeć wrażenie wywołane nagrodami dla ministrów i przejąć polityczną inicjatywę. – Ciągle pamiętamy o Polakach. Chcemy im zapewniać nową pomoc, która ich wzmocni i będzie dowodem, że władza robi, co do niej należy, dba o obywateli – zapowiedział Jarosław Kaczyński. To wyłożenie na stół nowej oferty, ale także początek ofensywy PiS w terenie. Ministrowie i parlamentarzyści mają pojechać do blisko 700 miejscowości. Lider partii główną rolę w prezentowaniu zapowiedzi oddał Mateuszowi Morawieckiemu. Priorytety osoby odpowiedzialne za jego komunikację nazwały piątką Morawieckiego. – To konkretne obietnice. Może nie są skierowane do ogółu elektoratu, ale jak zsumujemy, że wśród samozatrudnionych czy drobnych przedsiębiorców możemy poszerzyć elektorat przed wyborami samorządowymi, to jest to cenne – mówi nam jeden z ministrów i zwraca uwagę, że koszty są wielokrotnie niższe niż sztandarowe obietnice z kampanii parlamentarnej w 2015 r. – program „Rodzina 500 plus” czy obniżka wieku emerytalnego, za które w tym roku rachunek dla budżetu może wynieść ok. 35 mld zł.
Obniżenie CIT
Jedną z najważniejszych zapowiedzi gospodarczych szefa rządu była kolejna obniżka stawki podatku CIT dla małych firm, o obrocie rocznym do 1,2 mln euro. Od 2017 r. płacą 15 proc. podatku dochodowego. Zgodnie z najnowszą obietnicą ma to być 9 proc. Tym samym będzie to najniższa stawka CIT w Unii Europejskiej. W polskich warunkach powinna objąć ok. 90 proc. płatników tego podatku. Jednak to nie oni płacą go najwięcej, bo małe firmy odpowiadają zaledwie za kilka procent rocznych wpływów z CIT. Na ten rok w budżecie dochody z podatku od firm zaplanowano na 32,4 mld zł. Dlatego też obietnica nie wydaje się szczególnie kosztowna dla kasy państwa. Wcześniejsza obniżka CIT o 4 pkt. proc. – według szacunków resortu finansów – uszczupla wpływy do kasy państwa i samorządów w sumie o 270 mln zł, a i tak dochody budżetowe z tej daniny w ubiegłym roku wzrosły o 3,4 mld zł (ok. 13 proc.) do 29,8 mld zł. – Zdajemy sobie sprawę, że to nie jest żadne rozwiązanie problemów małego biznesu, ale nikt mi nie powie, że obniżka podatków nie zostanie dobrze przyjęta przez przedsiębiorców – mówi nam jeden z uczestników sobotniej konwencji PiS. Mikrofirmy w Polsce jednak w dużej mierze płacą liniowy 19 proc., dlatego obniżka CIT ucieszy niewiele podmiotów z sektora MŚP. Dla części z pominiętych premier miał deklaracje związane ze składkami na ubezpieczenie społeczne.
Składka ZUS uzależniona od przychodów (mały ZUS)
Zapowiadając uzależnienie składki na ubezpieczenie społeczne od wielkości przychodów, premier Morawiecki dał zielone światło dla pomysłu Ministerstwa Rozwoju sprzed roku. Resort chciał zmniejszyć obciążenie dla przedsiębiorców, którzy mają najniższe obroty, by zlikwidować efekt odcięcia, czyli kończenia działalności wraz z utratą prawa do niskiego ryczałtowego ZUS dla startujących firm. Według szacunków rządu liczbę przedsiębiorców zamykających działalność gospodarczą z tego tytułu można szacować na 7–10 tys. w skali roku, co stanowi ok. 5 proc. ogółu zamykanych działalności gospodarczych. Prawo do opłacania proporcjonalnych składek ZUS mieliby przedsiębiorcy, których miesięczny przychód nie przekracza dwuipółkrotności minimalnej pensji. W tym roku próg wynosiłby więc 5250 zł. Jeśli deklaracja premiera oznacza powrót do planów MR, to przychód od 0 do 5250 zł zostałby podzielony na 25 przedziałów: składka zwiększałaby się proporcjonalnie co 210 zł przychodów – tak, by po przekroczeniu progu 5250 zł przedsiębiorca musiał już płacić obecny ryczałt. Dziś jest to 781,60 zł składki na ubezpieczenie społeczne (bez chorobowego) i 65,31 zł na Fundusz Pracy – bo tylko te obciążenia będą liczone proporcjonalne (prawdopodobnie po staremu będzie płacona składka zdrowotna, obecnie niecałe 320 zł miesięcznie). W takim układzie składka minimalna dla pierwszego dla przychodów nieprzekraczających 210 zł w miesiącu wynosiłaby więc ok. 34 zł. Koszt? MR, licząc na starych założeniach (próg 5000 zł, minimalna składka 32 zł), szacowało, że FUS traciłby na tym ponad 300 mln zł rocznie i trzeba by to było uzupełniać dotacją z budżetu. Ale skoro składka ma być nieco większa, koszty będą zapewne niższe. Z nowego rozwiązania skorzystać mogłoby 180–200 tys. przedsiębiorców prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą.
5 mld na budowę dróg lokalnych
Istotna – szczególnie w kontekście jesiennej walki o samorządy – wydaje się zapowiedź stworzenia nowego funduszu budowy dróg lokalnych o wartości co najmniej 5 mld zł. To może być próba powtórzenia sukcesu poprzedniej ekipy, którym okazały się tzw. schetynówki. PiS już w ubiegłym roku przymierzał się do stworzenia tego typu funduszu, wówczas jednak miała go sfinansować podwyżka opłaty paliwowej, skutkująca średnim wzrostem o 25 gr ceny litra oleju napędowego i benzyny. Miało to dać 4–5 mld zł przychodów – połowa trafiłaby do Krajowego Funduszu Drogowego, a połowa na drogi lokalne. W sumie miało to pozwolić na remonty ok. 6 tys. takich dróg rocznie. Pomysł jednak okazał się zbyt kontrowersyjny i PiS postanowił się z niego wycofać. Budził opór nie tylko w elektoracie, lecz także wśród parlamentarzystów PiS. Nowa koncepcja to niemal wprost odpowiedź na zgłaszane od wielu miesięcy postulaty władz samorządowych. Kilka dni wcześniej Związek Powiatów Polskich przyjął stanowisko, w którym apeluje do rządu o przewidzenie „stałego mechanizmu finansowania dróg powiatowych”. Samorządowcy sugerowali przy tym, by środki finansowe pochodziły ze zwiększenia dochodów własnych powiatów lub „innych trwałych mechanizmów”. Z naszych nieoficjalnych rozmów wynika, że nowo powoływany fundusz drogowy ma być zasilany pieniędzmi z budżetu państwa. Choć kwota 5 mld może robić wrażenie, to i tak jest to kropla w morzu. Potrzeby remontowe dróg nadzorowanych przez samorządy wycenia się na ok. 100 mld zł.
Wyprawka Morawieckiego
Na każde dziecko do 18. roku życia rodzice otrzymają w sierpniu 300 zł. Pieniądze mają być przeznaczone na pokrycie części kosztów rozpoczynającego się od września roku szkolnego. W tym przypadku nie będzie kryteriów dochodowych, więc pieniądze trafią do wszystkich uprawnionych. Liczba dzieci w szkołach podstawowych, gimnazjach i szkołach średnich to ponad 5 mln. Koszty takiego rozwiązania dla budżetu to ok. 1,5 mld zł. Ale zadowolonych rodziców będzie dwa razy więcej i zapewne na takie skutki polityczne liczy PiS. Tym bardziej że wyprawka i w tym, i w przyszłym roku trafi do rodzin równolegle ze startem kampanii wyborczej. Ten pomysł to efekt szukania rozwiązań polityki rodzinnej, które nie byłyby tak kosztowne jak modyfikacje 500 plus. Na przykład przyznanie świadczenia na pierwsze dziecko to niemal podwojenie wydatków, czyli koszt ok. 20 mld zł. Dodatkową ofertą dla uczących się ma być bon na zajęcia kulturalne i sportowe dla młodych ludzi od 16. do 21. roku życia.
Emerytury dla matek
Czyli takich, które osiągnęły wiek emerytalny i urodziły co najmniej czworo dzieci, ale nie spełniają kryterium do przyznania zwykłego świadczenia, czyli 20-letniego stażu składkowego (wysokość minimalnej emerytury w 2018 r. to 1029,8 zł). Proponowane rozwiązanie oznacza, że państwo takie świadczenie sfinansuje w całości, jeśli kobieta nie odłożyła w ZUS żadnych oszczędności lub dopłaci do tych, które trafiły na jej konto ubezpieczeniowe, ale są niższe niż potrzebne do wyliczenia emerytury minimalnej. Jak wynika z danych GUS, rodziny z czworgiem lub więcej dzieci, to ok. 3–4 proc. Gdyby odnieść to do danych ZUS na temat proporcji między kobietami i mężczyznami, to rocznie takie uprawnienia może uzyskiwać ok. 7 tys. kobiet. Ich maksymalny koszt dla rocznika przy założeniu, że korzystające nie wypracowały w ogóle składki, to ponad 80 mln zł. Łącznie dla maksymalnych roczników wyżowych liczących ok. 700 tys. osób roczny koszt takich wypłat może sięgnąć 170–200 mln zł.
Mama i dostępność plus
To pakiet, który ma skłaniać Polki do rodzenia dzieci. Składa się nań kilka rozwiązań. Najważniejsze to premia za szybkie urodzenie drugiego dziecka. Premią ma być dodatkowy wydłużony urlop rodzicielski czy preferencje dla miejsc w żłobkach czy przedszkolach. To pomysł, o którym resort rodziny i pracy mówił od jesieni. Wzorowany jest na Szwecji, gdzie urodzenie kolejnego dziecka nie później niż w ciągu 30 miesięcy od pierwszego daje dodatkowy urlop rodzicielski. Beata Szydło zapowiedziała także wprowadzenie udogodnień dla matek studentek, m.in. przez możliwość bardziej dogodnej organizacji studiów czy stypendia. Dopełnieniem tych rozwiązań mają być darmowe leki dla kobiet w ciąży. Szczegóły tych rozwiązań mamy poznać. I Mateusz Morawiecki, i Beata Szydło zapowiadali na konwencji PiS szeroko zakrojoną politykę senioralną. Według premiera w najbliższych latach ma być wydane na ten cel 23 mld zł. Choć z jego słów wynika, że chodzi także o ułatwienia dla niepełnosprawnych. Udało nam się ustalić, że prace nad nim koordynował prof. Waldemar Paruch. ⒸⓅ