„+Bratnia integracja+ z Rosją okazała się iluzją, a jednocześnie pułapką” – pisze publicysta Alaksandr Kłaskouski. „Państwo związkowe Białorusi i Rosji to zamrożony etap integracji, który będzie nadal przedłużany” – konstatuje politolog Waler Karbalewicz.

„Jest jak walizka bez rączki. I nieść niewygodnie, i zostawić szkoda” – tak w rozmowie z PAP Karbalewicz ocenia państwo związkowe Białorusi i Rosji, trwający od ponad dwóch dekad projekt integracyjny.

Pierwsze porozumienie w sprawie utworzenia Wspólnoty Białorusi i Rosji zawarli 2 kwietnia 1996 r. prezydenci Alaksandr Łukaszenka i Borys Jelcyn. Rok później podpisali oni porozumienie o utworzeniu Związku Białorusi i Rosji, zaś 26 stycznia 2000 r. weszła w życie zawarta w grudniu 1999 r. umowa o utworzeniu państwa związkowego.

„Przykładem udanej integracji dla całej przestrzeni eurazjatyckiej”, „symbolem braterstwa i niezłomnej przyjaźni” między Białorusinami i Rosjanami nazwał państwo związkowe Alaksandr Łukaszenka w obchodzony 2 kwietnia Dzień Jedności Narodów Białorusi i Rosji.

Jako „przykład najbardziej zaawansowanej integracji na przestrzeni poradzieckiej” określił je z kolei w poniedziałek rosyjski prezydent Władimir Putin.

„Ten projekt powstawał w innej rzeczywistości geopolitycznej. Alaksandr Łukaszenka i Borys Jelcyn planowali, że będzie on etapem przejściowym na drodze do utworzenia wspólnego państwa” – przypomina Karbalewicz, według którego białoruski lider miał ambicje, by sięgnąć po władzę na Kremlu. „Ale potem do władzy doszedł Władimir Putin i z czasem stało się jasne, że tamte plany są nieaktualne” – dodaje politolog. Integrację „zamrożono”, zaś model współpracy dwustronnej można określić jako polityczna lojalność w zamian za wsparcie gospodarcze.

„Jest tu pewna wewnętrzna sprzeczność. Z jednej strony Rosja przez lata dotowała białoruską gospodarkę, łagodząc szok po rozpadzie ZSRR w przemyśle i rolnictwie. Z drugiej – konserwowała nieefektywny model państwa i hamowała reformy” – ocenia Karbalewicz.

Kłaskouski, komentator portalu Naviny.by wskazuje z kolei, że w ostatnich latach sytuacja jest coraz mniej korzystna dla Białorusi – zależność od rosyjskiej gospodarki jest ogromna, wsparcie finansowe Moskwy drastycznie zmalało, zaś oczekiwania wobec Mińska rosną.

„W minionej dekadzie udział dotacji energetycznych wynosił nawet 20 proc. białoruskiego PKB, zaś w 2016 r. spadł do 2,1 proc., a w 2017 r. wyniósł 4,5 proc.” – pisze Kłaskouski, powołując się na badania ekspertów Ośrodka Badawczego IPM w Mińsku.

Jednocześnie, przypomina ekspert, „obecnie niemal 90 proc. eksportu białoruskiej żywności trafia do Rosji, a przy najlepszym scenariuszu wskaźnik ten może w ciągu pięciu lat zmniejszyć się do ok. 80 proc.”

W tym układzie, stwierdza Kłaskouski, to Moskwa rozdaje karty w kolejnych sporach – gazowym, naftowym czy mleczarskim, zaś Mińsk znajduje się „w pułapce”.

Według Karbalewicza konflikty ekonomiczne między Białorusią i Rosją są wpisane w naturę państwa związkowego i będą się powtarzać, nie burząc dwustronnych relacji, o ile Mińsk nie przekroczy „czerwonych linii”, czyli np. nie zdecyduje się na wystąpienie z Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (ros. ODKB) lub Eurazjatyckiej Unii Celnej.

Z kolei na łamach portalu TUT.by Arciom Szrajbman ostrzega przed czarnym scenariuszem, po który może sięgnąć otoczenie Putina, chcąc mu zapewnić poparcie społeczne na kolejną kadencję po 2024 r.

„Wszystko ma swój +okres ważności+. Po Krymie przyszedł Donbas, po Donbasie – Syria. Rozumiejąc, że widz męczy się starymi zwycięstwami, będzie szukał pretekstów do nowych” – twierdzi Szrajbman.

„Mińsk powinien unikać długich konfliktów z Kremlem i pojawienia się tam myśli, że suwerenność Białorusi to formalność, o którą nikt nie będzie walczyć i dlatego można jej nie brać pod uwagę” – pisze Szrajbman.