Cieszę się, że prezydent zawetował tzw. ustawę degradacyjną. Moim zdaniem ta decyzja wynikała z przypomnienia sobie, że wygrał wybory dzięki umiarkowanemu elektroratowi, a nie ekstremistom - ocenił w piątek rozmowie z PAP politolog i historyk prof. Andrzej Dudek.

Historyk i politolog prof. Antoni Dudek powiedział, że cieszy się z decyzji prezydenta o zawetowaniu tzw. ustawy degradacyjnej, która dawałaby możliwość pozbawiania stopni wojskowych osób i żołnierzy rezerwy, którzy w latach 1943-1990 swoją postawą "sprzeniewierzyli się polskiej racji stanu".

"Uważałem, że tzw. ustawa degradacyjna jest mocno wątpliwa, dokładnie z tych powodów, które podał prezydent: po pierwsze degradowanie osób nieżyjących jest absurdem, a po drugie degradowanie bez możliwości odwoławczej przypomina najgorsze praktyki minionych epok, z którymi się szczęśliwie rozstaliśmy" - powiedział Dudek. "Cieszę się, że pan prezydent rozumie, dzięki komu wygrał wybory dwa i pół roku temu (...) i że zaczyna odwoływać się do umiarkowanego, centrowego elektoratu, bo tak odbieram tę decyzję prezydenta. Ta ustawa była dziełem ekstremistów, których poparcie, co pokazywały też sondaże w tej sprawie, sięgało kilku procent" - dodał.

Dudek wyraził jednak ubolewanie, że Duda nie wykazał równej determinacji przy nowelizacji ustawy o IPN. Jego zdaniem wtedy Polska uniknęłaby problemów na arenie międzynarodowej.

Historyk pytany, czy w nowej wersji ustawy degradacyjnej powinny pojawić się jakieś zapisy, których szczególnie zabrakło przy odrzuconym projekcie powiedział, że prędzej zastanawiałby się nad ustawą precyzującą odmienne traktowanie stopni wojskowych nadawane do roku 1989 i po roku 1989. "Żeby wyraźnie było powiedziane, że na przykład generał Jaruzelski był, owszem, generałem, ale Ludowego Wojska Polskiego, a więc państwa niesuwerennego. Dziś jest wielu generałów, którzy wtedy zdobywali stopnie oficerskie, są też tacy, którzy uzyskali stopnie w niepodległej Rzeczpospolitej, nawet jeżeli szlify oficerskie zdobywali w akademiach z czasów PRL. To bardzo złożony prawnie problem, z którym do teraz sobie nie poradzono, ale jeżeli ktoś koniecznie chce to prawnie rozgraniczać, to powinno powstać wyraźne rozróżnienie" - powiedział.

"Osobiście uważam, że to jest niewykonalne. (...) Moim zdaniem to beznadziejna sprawa w sensie prawnym, ale można kombinować. Szedłbym w kierunku rozgraniczenia, natomiast dałbym sobie spokój z degradacjami(...). Taka ustawa miała sens na początku lat 90., w tej chwili i tak będzie spóźniona. Skoro dla niektórych jest tak ważna, to w warstwie symbolicznej niech taka zostanie przyjęta, ale nie w tej formie, którą pan prezydent zawetował, bo to było po prostu żałosne widowisko" - ocenił.