Zapowiedziane na maj spotkanie prezydenta USA Donalda Trumpa z przywódcą Korei Płn. Kim Dzong Unem niesie zarówno szanse na rozwiązanie konfliktu, jak i poważne ryzyko, że prezydent USA zawrze złe porozumienie - ocenia "Economist".

Dla zwolenników Trumpa zapowiedź tego spotkania to dowód na to, że muskularna polityka zagraniczna prezydenta połączona z odrobiną szaleństwa przynosi dobre rezultaty. Eksperci są innego zdania i ostrzegają, że prezydent nie jest - ze względów charakterologicznych - właściwym człowiekiem do podjęcia negocjacji z "dobrze przygotowanym północnokoreańskim reżimem". Trzeci obóz zaleca podjęcie bardzo ostrożnych rozmów, ponieważ Pjongjang poczuł się zapewne na tyle silny, że w zamian za zamrożenie programu zbrojeń będzie chciał "wypchnąć amerykańskie siły (zbrojne) z regionu" - pisze brytyjski tygodnik.

"Każdy z tych obozów ma trochę racji" - ocenia "Economist".

Rzeczywiście, jak dotąd, po wielu rundach negocjacji z reżimem, Zachód nie zdołał zmusić go do rezygnacji z programu nuklearnego, a co najwyżej wpłynął na jego spowolnienie - przypomina tygodnik. "Teraz Ameryka stawia na pogróżki i chaos", co może być adekwatną odpowiedzią na zachowania reżimu, który również grał kartą "nieobliczalności przez bardzo długi czas".

"Jednak obóz sceptyków ma również rację, obawiając się, że Trump (...), którego nudzą briefingi i który gardzi sojuszami, zostanie ograny jak skrzypce" - kontynuuje "Economist".

Ekspert Instytutu Studiów Międzynarodowych Middlebury w Kalifornii Jeffrey Lewis tak skomentował plany spotkania Trumpa z Kimem: "Korea Północna od ponad 20 lat zabiegała o szczyt z prezydentem USA. Był to literalnie cel polityczny najwyższej rangi Pjongjangu, odkąd Kim Dzong Il zaprosił Billa Clintona" - cytuje tygodnik.

"Zastanawiam się, czy +pomocnicy+ Trumpa mu to wyjaśnili. Czy też, traktując go jak małe dziecko, pozwolili mu uwierzyć, że ta oferta (reżimu) to coś niezwykłego. A może Trump sądzi, że tylko on może pojechać do Pjongjangu?" - dodał Lewis.

Zdaniem tygodnika, nie napawa optymizmem fakt, że administracja Trumpa nie ma ekspertów od Korei Północnej i do tej pory nie obsadziła nawet stanowiska ambasadora w Seulu.

Trzeci obóz - którego przedstawicielem jest były Dyrektor Wywiadu USA James Clapper - ostrożnie zaleca podjęcie rozmów z Kimem.

"Doradziłbym coś, co nie przychodzi łatwo Donaldowi Trumpowi, to znaczy słuchanie" - mówi Clapper.

"Economist" wyjaśnia, że były szef wywiadu jest wprawdzie przekonany, że Pjongjang zamierza wymusić daleko idące ustępstwa, obliczone na wypychanie Amerykanów z Azji, ale uważa, że należy dzięki spotkaniu Trumpa z Kimem starannie wysondować grunt.

"Jednak sojusznicy (USA) mają powody do zmartwień. Trump może mieć na myśli bardziej ambitne plany niż słuchanie (...). I aby osiągnąć szybkie zwycięstwo, Trump (...) od dawna skłonny był obiecać wszystko - zwłaszcza jeśli ktoś inny zapłaci cenę za porażkę" - konkluduje tygodnik. (PAP)

fit/ mc/