Po roku napięć i olimpijskiej odwilży Korea Północna deklaruje chęć rozmów o rozbrojeniu atomowym. Dotychczas Pjongjang kategorycznie odrzucał jakiekolwiek rozmowy na temat swojego potencjału atomowego.
Wczoraj możliwość zmiany tego stanowiska zasygnalizował Chung Eui-yong, szef południowokoreańskiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego, organu wchodzącego w skład administracji prezydenckiej. – Północnokoreański przywódca powiedział, że denuklearyzacja może być przedmiotem rozmów ze Stanami Zjednoczonymi – stwierdził Chung, który wrócił właśnie z dwudniowej delegacji do Korei Północnej, gdzie spotkał się m.in. z Kim Dzong-unem.
Oznaczałoby to niemałą rewolucję nie tylko w stosunkach między Koreami, ale też nowy rozdział w relacjach Pjongjangu ze światem. Denuklearyzacja, czyli rozbrojenie atomowe, było dotychczas przez administrację Donalda Trumpa stawiane jako warunek sine qua non dla jakichkolwiek rozmów z Koreą Północną. Jak mówi Oskar Pietrewicz z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, właśnie dlatego wczorajsza deklaracja ze strony Korei Północnej jest przebiegła. – Pjongjang sprawdza, jak zareaguje administracja Trumpa. Czy podejmie dialog, czy wciąż będzie podchodzić sceptycznie. Zdaje się mówić: teraz piłka jest po waszej stronie – tłumaczy ekspert.
Na razie reakcja ze strony Waszyngtonu jest wstrzemięźliwa. W pierwszej chwili Trump skomentował na Twitterze doniesienia o zmianie nastawienia stwierdzeniem „Zobaczymy!”. Parę godzin później był już jednak bardziej wylewny: „Możliwy postęp w rozmowach z Koreą Północną. Po raz pierwszy od wielu lat wszystkie zaangażowane strony naprawdę się starają. Świat patrzy i czeka!”. Aby jednak nie przesadzać z entuzjazmem, prezydent zakończył tweeta stwierdzeniem: „USA są jednak gotowe zdecydowanie pójść w każdą stronę”.
Chung poinformował też, że na koniec kwietnia zostało zaplanowane spotkanie liderów obydwu Korei w Panmundżom, wiosce pokoju na granicy między krajami, gdzie w 1953 r. podpisano rozejm kończący wojnę na Półwyspie. To będzie pierwsze takie spotkanie od ponad dekady. Ostatnim razem przywódcy obu państw spotkali się w 2007 r. Nawet biorąc pod uwagę noworoczno-olimpijską odwilż w stosunkach między Pjongjangiem a Seulem, otwarte pozostaje pytanie o powód nagłej zmiany. Dotychczas część ekspertów była zdania, że Korea Północna usiądzie do rozmów dopiero, kiedy poczuje, że zdobyła wystarczającą przewagę dzięki wojowniczej retoryce i kolejnym testom rakiet. I że w związku z tym wystraszy świat na tyle, że będzie w stanie więcej wywalczyć przy stole negocjacyjnym.
– Korea Północna ogłosiła się państwem atomowym i wpisała to sobie do konstytucji. Prawo Północy wymaga więc od państwa posiadania broni atomowej! Niemniej jednak są w stanie nagiąć to prawo, jeśli druga strona zaoferuje wystarczająco dużo – mówi DGP Lee Seong-hyon z Instytutu Króla Sejonga, południowokoreańskiego think tanku. Ekspert dodaje, że w związku z tym nie ma sensu zwracać uwagi na część pokojowego przekazu Północy, a mianowicie deklaracji Kim Dzong-una, że rozbrojenie atomowe stanowi realizację woli jego ojca.
Faktem jest, że już w orędziu noworocznym Kim Dzong-un stwierdził, że jego kraj osiągnął stawiane sobie cele w dziedzinie uzbrojenia atomowego. Ale nie wykluczona jest też dalsza rozbudowa potencjału, w tym udoskonalenie technologii.
Serwis 38north.org, prowadzony przez specjalistów z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa, jeszcze w połowie lutego, analizując zdjęcia satelitarne, wykazywał, że budowa nowego, silniejszego reaktora w Jongbjon trwa w najlepsze. Należy przy tym pamiętać, że pomimo sukcesów Pjongjangu w budowie rakiet na przestrzeni ostatniego roku wciąż są wątpliwości, czy byłyby one w stanie np. wejść w atmosferę po jej opuszczeniu, jak to robią pociski balistyczne obecnych potęg atomowych.
Być może poważniejszą rolę w zmiękczaniu stanowiska reżimu odegrały sankcje, a także współpraca Pekinu w ich wprowadzaniu. Jak pisał w ten weekend „Wall Street Journal”, wreszcie wydają się one w poważny sposób dotykać północnokreańskiej gospodarki. Dziennikarze gazety przez tydzień podróżowali wzdłuż granicy Chin z Pustelniczym Królestwem. Przejścia graniczne, zazwyczaj dość ruchliwe, były pustawe. A to handel zagraniczny jest najważniejszym źródłem dewiz dla Pjongjangu. Bez nich Kim Dzong-un nie jest w stanie finansować zaawansowanych technologicznie zabawek, w tym programu atomowego.
Nie bez znaczenia jest też otwarta i nastawiona na dialog polityka prezydenta Korei Południowej Moon Jae-ina. Jeszcze przed objęciem urzędu Moon zapowiadał, że nie chce prowadzić twardogłowej polityki jak jego poprzedniczka (usunięta z urzędu w wyniku skandalu), i otoczył się ludźmi z wieloletnim doświadczeniem dyplomatycznym. Jednym z nich jest właśnie Chung, który odbędzie teraz wizyty w Rosji i Chinach. To oznacza, że Seul przygotowuje się do wznowienia rozmów sześciostronnych, w których oprócz obu Korei biorą udział Moskwa, Pekin, Tokio i Waszyngton. Także nieugięta postawa prezydenta USA mogła skłonić lidera Korei Północnej do zajęcia miejsca przy stole rozmów.
Pozostaje pytanie: czego tak naprawdę Kim Dzong-un oczekuje od rozmów. – Na pewno poluzowania sankcji, ale to wymagałoby zmiany rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ. Być może wznowienia współpracy gospodarczej z Południem, bo to źródło dewiz. Nie wiadomo też, na czym miałyby polegać gwarancje bezpieczeństwa w zamian za demontaż arsenału nuklearnego – zastrzega Pietrewicz.