Zapowiedzi premiera Mateusza Morawieckiego o redukcji liczby ministrów i wiceministrów, to "skrajnie obłudne" działanie - ocenił w poniedziałek lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz. Jak dodał, rząd PiS stworzył największy rząd w historii Polski, a teraz premier mówi o zmniejszaniu biurokracji.

Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział w poniedziałek, że w ciągu najbliższych 2-3 miesięcy chce zredukować liczbę ministrów i wiceministrów o 20-25 proc. Oświadczył też, że chce zlikwidować wszelkie nagrody, premie dla ministrów i wiceministrów, a podsekretarze stanu mają przejść do grupy urzędników służby cywilnej. Szef rządu mówił też, że o zmniejszeniu liczby członków gabinetów politycznych; zapowiedział także zmniejszenie lub likwidację kart kredytowych w administracji rządowej, wszędzie tam, gdzie one nie będą niezbędne.

Kosiniak-Kamysz na poniedziałkowej konferencji prasowej w Sejmie ocenił, że zapowiedzi premiera, to "skrajnie obłudne" działanie.

"Jeżeli ktoś powoływał wiceministrów do największego rządu w Europie, do największego (rządu) w historii Polski, wcześniej rozwalił służbę cywilną, tak naprawdę stworzył dziesiątki nowych agencji, nowych podmiotów biurokracji, powoływał największą liczbę wiceprezesów w agencjach już funkcjonujących, (a) teraz wychodzi i mówi o odchudzaniu administracji, o zmniejszaniu biurokracji, to jest (to) kompletnie niewiarygodne" - podkreślił szef ludowców.

Według niego, premier Morawiecki powinien przyznać się do błędu i powiedzieć: "Tak doprowadziliśmy do rozpasania funkcji politycznych w rządzie w nadmiernej ilości, daliśmy nagrody, które się nie należały, przepraszamy za to, wycofujemy się z tego".

"To jest naprawdę okropne, co dzisiaj mogliśmy usłyszeć i jeszcze mówienie, że to nie jest reakcja na to, co się wydarzyło w ostatnim tygodniu, na informację o wielotysięcznych nagrodach (dla członków rządu) - naprawdę nikt tego już nie kupuje. To jest po prostu obłudne, szczególne w momencie, kiedy odwlekana jest debata o podwyższeniu emerytur i rent" - mówił lider PSL.

W jego ocenie, trzeba było "nie doprowadzać do sytuacji, kiedy rozpasanie i rozdymanie całej administracji doszło do granic wytrzymałości".