Guta to historyczna nazwa oazy, która żywiła mieszkańców Damaszku i okolic. Dzisiaj na terenie enklawy, otoczonej przez wojska rządowe, znajduje się prawie 400 tys. osób. Oddziały podległe Baszarowi al-Asadowi prowadzą tutaj operację przeciw siłom opozycji, które zdołały utrzymać się w tym rejonie przez kilka lat. Jej oficjalny kryptonim to „Stal damasceńska”. Nawet jeśli uda się otworzyć korytarz humanitarny, którym część ludności będzie mogła opuścić strefę walk, to na pewno nie wszyscy z niego skorzystają. W ten sposób przedmieścia syryjskiej stolicy staną się miejscem kolejnego kryzysu humanitarnego, jakich w prawie siedmioletniej historii wojny nie brakowało.
Dziennik Gazeta Prawna
Za początek konfliktu uważa się 15 marca 2011 r., kiedy w Damaszku wybuchły protesty przeciw władzy Baszara al-Asada. Syryjczycy wyszli na ulice niesieni wiatrem zmian, jakie zwiastowała trwająca od czterech miesięcy arabska wiosna. Zadziałała ona jak iskra na beczkę prochu: mieszkańcy kraju mieli dość skorumpowanego reżimu, który nie był nawet w stanie prowadzić racjonalnej gospodarki wodnej.
To nie pierwszy raz, gdy Guta staje w centrum syryjskiego konfliktu. Poprzedni miał miejsce w 2013 r., kiedy wojsko rządowe użyło na tym terenie broni chemicznej. Na przedmieścia Damaszku spadł wówczas sarin, a według różnych szacunków śmierć poniosło do 1,5 tys. osób.
Choć atak stanowił przekroczenie zarysowanej rok wcześniej przez prezydenta Baracka Obamę czerwonej linii, w Waszyngtonie zwyciężyła niechęć do angażowania się w kolejny bliskowschodni konflikt, co zdaniem niektórych ekspertów wpłynęło na późniejszą decyzję Rosji o udzieleniu syryjskiemu prezydentowi pomocy militarnej.
USA i Rosja wynegocjowały wówczas porozumienie, na mocy którego Syria miała zlikwidować cały zapas broni chemicznej. Jak się jednak później okazało, siły wierne prezydentowi al-Asadowi zatrzymały sobie niewielki ułamek pierwotnego arsenału. Użyto go podczas ataku na miejscowość Chan Szajchun w prowinicji Idlib w kwietniu 2017 r.
Jaka jest dziś główna oś konfliktu w Syrii?
Główną osią wojny domowej na terenie tego kraju są walki pomiędzy siłami wiernymi Baszarowi al-Asadowi, prezydentowi Syrii, a kilkunastoma zbrojnymi ugrupowaniami nazywanymi łącznie „opozycją” lub „rebeliantami”, z których najsilniejsza jest Wolna Armia Syrii.
Konflikt jest pokłosiem arabskiej wiosny, czyli fali protestów i rewolucji, jaka przetoczyła się przez świat arabski w latach 2010–2012. Mieszkańcy regionu domagali się wówczas demokratyzacji i poprawy jakości życia. Na ulice wyszli wówczas także Syryjczycy.
Ale znaczenie konfliktu nie ogranicza się tylko do granic kraju.
Wojna domowa w Syrii bardzo szybko stała się areną walki o wpływy na Bliskim Wschodzie. Baszar al-Asad jest sojusznikiem Iranu. W interesie Teheranu jest pozostanie prezydenta u władzy. Z tego względu przez cały okres trwania konfliktu Iran wspomagał Damaszek pieniędzmi, uzbrojeniem, a nawet oddziałami wojskowymi, kierując do walk po stronie Al-Asada zarówno przedstawicieli własnej Gwardii Rewolucyjnej, jak i bojowników finansowanej przez siebie organizacji terrorystycznej Hezbollah. Z drugiej strony są państwa takie jak Arabia Saudyjska czy Turcja, które chcą ograniczenia wpływów Iranu w regionie. Najprostszą drogą do tego jest odsunięcie od władzy Al-Asada, więc kraje te wspierają rebeliantów.
Linia podziału między tymi dwoma stronnictwami przebiega również wzdłuż podziałów w obrębie samego islamu. Baszar al-Asad jest alawitą, zaś alawizm jest odłamem szyizmu. Najpotężniejszym krajem szyickim w regionie jest właśnie Iran. Z kolei opozycja przeciw prezydentowi rekrutuje się głównie spośród sunnitów, którzy stanowią większość w Arabii Saudyjskiej i Turcji.
Na to wszystko nakłada się również konflikt między mocarstwami.
Zarówno Stany Zjednoczone, jak i Rosja mają żywotne interesy w regionie. Waszyngton jest zainteresowany osłabieniem wpływów Iranu; z tego względu zmiana władzy w Syrii byłaby dla USA korzystna. Z kolei Teheran i Damaszek to ważni partnerzy Moskwy, która zresztą ma w Syrii swoją bazę marynarki wojennej. Rosjanie chcą więc utrzymania status quo.
Z tego względu zdecydowali się też na interwencję wojskową. Rosyjskie samoloty zaczęły zrzucać bomby na siły rebeliantów dopiero wówczas, kiedy opozycja uzyskała przewagę w wojnie domowej.
Mniejszą determinację we wsparciu sił opozycji wykazali za to Amerykanie, dla których absolutnym priorytetem w Syrii jest walka z terroryzmem. Z tego względu Waszyngton wstrzymywał się z organizacją dostaw broni, ponieważ obawiano się, że wpadnie w ręce terrorystów (część syryjskiej opozycji nie ukrywała swojej afiliacji przy Al-Kaidzie). Kiedy Amerykanie uruchomili kampanię nalotów w Syrii, była ona wymierzona głównie w Państwo Islamskie.
Jaką rolę w konflikcie odegrało ISIS?
Państwo Islamskie było największym beneficjentem wojny domowej w Syrii. Dżihadyści wykorzystali fakt, że siły rządowe były zajęte walką z coraz silniejszą opozycją, przejmując kontrolę nad jedną trzecią kraju i tworząc tam quasi-państwowy twór z własną administracją, siłami porządkowymi, systemem poboru podatków, a nawet opieką socjalną. Stolicą tego samozwańczego kalifatu zostało syryjskie miasto Rakka.
Co więcej, między siłami rządowymi a Państwem Islamskim panowało dziwne zawieszenie broni. Za wyjątkiem kilku potyczek (w tym przejęcia kontroli nad Palmirą przez dżihadystów) te dwie strony raczej nie wchodziły sobie w drogę, a nawet utrzymywały nieformalne relacje, handlując m.in. wydobywaną przez ISIS ropą.
Siły rządowe, związane bojami z opozycją, mogły skupić się na walce z kalifatem dopiero po uzyskaniu przewagi nad rebeliantami. Zaczął się wówczas wyścig o to, kto zajmie większą część terenów kontrolowanych wcześniej przez dżihadystów. Ostatecznie Al-Asad musiał podzielić się tymi obszarami z siłami syryjskich Kurdów.
Dlaczego konflikt nie ma żadnej konkluzji?
Najprostsza odpowiedź brzmi: ponieważ żadna ze stron nie ma na razie takiej przewagi, żeby narzucić swoje warunki pozostałym. Na razie największym wygranym konfliktu jest Rosja, której Al-Asad zawdzięcza utrzymanie się u władzy. Jednak nawet Moskwa nie ma w Syrii tak silnej pozycji, aby narzucić swoje warunki pozostałym stronom, wspieranym przez Stany Zjednoczone. Jeśli przyjrzeć się mapie, siły rządowe wciąż kontrolują niewiele ponad połowę kraju. Brak przewagi na lądzie przekłada się na impas w rozmowach, bo żadna ze stron nie jest gotowa ustąpić. Wzmocniony prezydent Al-Asad ani myśli dzielić się władzą w powojennej Syrii, a pozostałe strony nie chcą oddać swoich dotychczasowych zdobyczy. Z tego powodu załamywały się rozmowy pokojowe, zarówno odbywające się pod auspicjami Organizacji Narodów Zjednoczonych, jak i równoległe do nich, organizowane przez Rosję. Pokój w Syrii będzie możliwy, jeśli powojenny ład uzgodnią między sobą Moskwa i Waszyngton.
Czy w konflikt militarnie zaangażowane są także inne państwa regionu?
Przede wszystkim Turcja, która w styczniu rozpoczęła ofensywę pod kryptonimem „Gałązka oliwna”.
Ankara z niepokojem obserwuje wojnę domową w Syrii, ponieważ obawia się, że doprowadzi ona do wzrostu tendencji separatystycznych u Kurdów. Konflikt z tą mniejszością na terenie Turcji trwa kilka dekad i pochłonął kilkadziesiąt tysięcy ofiar.
Syryjscy Kurdowie odegrali kluczową rolę w pokonaniu Państwa Islamskiego i oczekują, że dostaną coś w zamian za swój wysiłek. Z tego względu już w ub.r. na kontrolowanych przez siebie terenach powołali Demokratyczną Federację Północnej Syrii, zwaną w skrócie Rożawą. Ankara postanowiła interweniować, aby nie dopuścić do konsolidacji terenów zajętych przez Kurdów.
Z obawą na sytuację w Syrii patrzy także Izrael. Tel-Awiw martwi się, że konflikt zbyt wzmocnił Iran, który utrzymuje teraz stałą obecność wojskową na terenie targanego wojną kraju.