Jestem zaskoczony, żeby nie powiedzieć zbulwersowany uniewinnieniem sędziego Topyły - powiedział we wtorek wiceszef Kancelarii Prezydenta RP Paweł Mucha. Dodał, że nie budzi to zaufania do rozstrzygnięć i obiektywizmu środowiska sędziowskiego.

Sąd Najwyższy uniewinnił we wtorek w sprawie dyscyplinarnej sędziego Mirosława Topyłę od zarzutu kradzieży 50 zł. Tym samym SN zmienił wyrok sądu dyscyplinarnego I instancji, który usunął Topyłę ze stanu sędziowskiego w związku z tym zarzutem.

Mucha podkreślił w Polskim Radiu 24, że "tego rodzaju sytuacje nie budzą zaufania do rozstrzygnięć i obiektywizmu środowiska, w kwestiach odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów".

Prezydencki minister zaznaczył, że jego ocena wyroku SN jest jednoznacznie krytyczna. "Ja tego orzeczenia nie rozumiem, na tyle, na ile jest ono przedstawiane opinii publicznej na podstawie wypowiedzi i fragmentów ustnego uzasadnienia rozstrzygnięcia" - dodał.

Według niego "na nagraniu monitoringu jednoznacznie widać, że 50 zł znika w kieszeni wiadomej osoby (sędziego Topyły - PAP)". Dodał, że jest to sytuacja, która powoduje zaskoczenie.

Mucha przywołał łacińską paremię, która stanowi, że "nikt nie powinien być sędzią we własnej sprawie". "Niestety środowisko sędziowskie, wtedy kiedy sprawa dotyczy tego środowiska, nie potrafi oddzielić sfery interesu publicznego od interesu grupowego" - podkreślił.

Mucha ocenił też w kontekście orzeczenia SN, że "zasadne jest to, co się działo w zakresie reformy i ustawy o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa, bo tego rodzaju sytuacja jest bardzo dyskusyjna".

W marcu zeszłego roku sędzia Topyła, ówczesny wiceprezes Sądu Rejonowego w Żyrardowie, zabrał banknot położony na ladę stacji paliw pod Sochaczewem przez starszą kobietę, która na chwilę odwróciła się od kasy. Zdarzenie nagrał system monitoringu; widać też było na nim numery jego auta, co pozwoliło na zidentyfikowanie go przez policję.

Minister sprawiedliwości zdecydował o odsunięciu sędziego od obowiązków służbowych i zażądał podjęcia wobec niego czynności dyscyplinarnych. Rzecznik dyscyplinarny Sądu Okręgowego w Płocku, któremu podlega żyrardowski sąd, wniósł o ukaranie Topyły do sędziowskiego sądu dyscyplinarnego za przewinienie służbowe uchybiające godności urzędu. Sam sędzia twierdził, że zrobił to "nieświadomie" i że nie była to kradzież, lecz "fatalna pomyłka".

W lipcu 2017 r. Sąd Apelacyjny w Łodzi - jako sąd dyscyplinarny I instancji - ukarał Topyłę usunięciem ze stanu sędziowskiego, czyli najwyższą karą dyscyplinarną. Uznał, że sędzia dokonujący zaboru cudzych pieniędzy traci nieodwołalnie i na zawsze moralne prawo osądzania cudzych uczynków.

Sędzia i jego obrońcy odwołali się do SN jako sądu dyscyplinarnego II instancji. SN rozpoczął rozpoznawanie tej sprawy w październiku zeszłego roku, ale wówczas odroczył rozprawę. Powodem odroczenia było uwzględnienie przez SN wniosku obrońców o przeprowadzenie badań psychologicznych, które miały ustalić profil psychologiczny obwinionego, cechy osobowości i stan emocjonalny na dzień popełnienia zarzucanego mu czynu. W związku z tym sprawa wróciła na wokandę po przeprowadzeniu tych badań. Z kolei 13 lutego SN - z wyłączeniem jawności - m.in. przesłuchał tego biegłego, zapoznał się również z zapisem monitoringu obrazującym zdarzenie na stacji benzynowej.

Przed tygodniem o zmianę wyroku pierwszej instancji i uniewinnienie sędziego wnieśli przed SN obrońcy sędziego oraz - modyfikując stanowisko - zastępca rzecznika dyscyplinarnego płockiego sądu okręgowego. Wskazywali m.in., że z całkowitą pewnością nie da się wykluczyć tezy o "automatyzmie działania" i "roztargnieniu" obwinionego sędziego, a w związku z tym wątpliwości w sprawie muszą przemawiać na korzyść obwinionego.

Za wykroczenie - bo tym, a nie przestępstwem, była zarzucana kradzież 50 zł - sędzia może odpowiadać tylko dyscyplinarnie. (PAP)

autor: Mateusz Mikowski