Po reprywatyzacji pomału odbierano nam godność człowieka - zeznała w czwartek była lokatorka kamienicy przy Lutosławskiego 9 Katarzyna Gołub. Jak mówiła inna z byłych lokatorek, obecna właścicielka nieruchomości była "w jednej osobie komornikiem, policjantem i sądem".

Zarówno obecna właścicielka Izabela Wierzbicka, jak i jej mąż Piotr Wierzbicki, zapewnili w czasie czwartkowych zeznań przed komisją, że nie stosowali siły fizycznej wobec lokatorów. Wierzbicka mówiła, że sama czuje się nękana.

Ze zgromadzonego przez komisję weryfikacyjną materiału w sprawie ul. Lutosławskiego 9 wynika, że kamienica została zburzona w trakcie działań wojennych. Po wojnie została odbudowana i zmodernizowana ze środków publicznych. M.st. Warszawa oddało ją wskutek decyzji reprywatyzacyjnej w 2013 roku, pomimo - jak wynika z informacji komisji - braku zwrotu nakładów przez beneficjentkę. Według dokumentów, które posiada komisja weryfikacyjna, rokowania zakończyły się niepowodzeniem.

Była lokatorka Lutosławskiego 9 Alina Kołodziejczyk powiedziała, że w wyniku reprywatyzacji kamienicy trzy osoby zostały bezdomne, a jedna zmarła. Potwierdziła, że przy żadnej interwencji właściciela ukierunkowanej na wyrzucenie lokatora z lokalu nie uczestniczył komornik. "Pani (Izabela) Wierzbicka (właścicielka - PAP) była w jednej osobie komornikiem, policjantem i sądem" - powiedziała.

Kołodziejczyk podkreśliła, że kamienica przy Lutosławskiego 9 w styczniu 2014 r. przeszła kapitalny remont, a w marcu tego samego roku budynek otrzymała Wierzbicka. "Taki prezent zrobiło miasto właścicielce" - mówiła.

Dodała, że wniosła do sądu skargę na podwyższenie czynszu przez nową właścicielkę. Jak mówiła, przed reprywatyzacją płaciła czynsz w wysokości 320 zł, a następnie został podwyższony do 1 tys. zł. Kołodziejczyk zeznała, że były cztery sprawy, finalnie doszło do porozumienia i nie doszło do podwyżki czynszu.

Inna była lokatorka, Katarzyna Gołub zeznała, że jeden z lokatorów kamienicy - Marek Orłowski - został pobity i odebrano mu klucze do mieszkania, a jego rzeczy zostały wyrzucone do śmietnika - w tym m.in. glukometr i paski do mierzenia poziomu cukru. Noc po pozbawieniu mieszkania - jak zeznała świadek - spędził w noclegowni, a potem mieszkał na ulicy.

W kontekście Marka Orłowskiego była lokatorka powiedziała, że dochodziło do "segregacji ludzi najsłabszych". "Upatrzyła sobie pani Wierzbicka osoby samotne, nieporadne - osoby, które jeśli staną w trudnej sytuacji życiowej, nie będą umiały sobie z tym problemem poradzić, które nie umieją się wypowiadać, napisać jakiegokolwiek pisma do urzędu" - dodała.

Zeznawała również, że nowa właścicielka mówiła o eksmitowanym lokatorze: "to gorzej jak zwierzę". "Pomału odbierano nam godność człowieka" - mówiła. Gołub mówiła też, że była nękana, kiedy odmówiła podpisania nowej umowy. Dodała, że nowa właścicielka zaczęła ją poniżać, pytać natarczywie, kiedy opuści mieszkanie. "Zaczęła mnie obrażać, +kiedy te szczury pójdą stąd+" - relacjonowała.

Mówiąc o krzywdach, których doznali lokatorzy, powiedziała: "nigdy nas to nie powinno spotkać, nie zasługiwaliśmy na takie traktowanie".

Mąż obecnej właścicielki kamienicy Piotr Wierzbicki zeznał, że nie stosował siły fizycznej wobec lokatorów, nie wyzywał ich, a takie oskarżenia nazwał pomówieniami.

Odpowiadając na pytania członków komisji, zeznał, że opróżniał lokal jednego z mieszkańców wyrzucając rzeczy przez okno na wygrodzony teren ogródka. Wierzbicki powiedział, że zrobił to, ponieważ rzeczy w mieszkaniu były zarobaczone; podkreślił, że lokator tego mieszkania był "skreślony jako lokator, miał eksmisję".

Szef komisji Patryk Jaki pytał, na jakiej podstawie prawnej świadek wyrzucił rzeczy lokatora przez okno. "Co miałem czekać aż te rzeczy same wyjdą?" - odpowiedział Wierzbicki. Dodał, że mieszkanie było "otwarte i opuszczone".

Właścicielka kamienicy Izabela Wierzbicka zeznała z kolei przed komisją, że "jest od samego początku nękana". Podkreśliła też, że ona sama nikogo z kamienicy nie wyrzucała, nie nękała, nie obrażała, ani nie biła.

Dodała, że za nękaniem jej stoi jeden z lokatorów, który "zachowuje się jak rasowy +nękacz+ i mściciel" i zdaniem właścicielki "robi jej tyle krzywd"; "bez przerwy ją nagrywa i donosi".

Podkreśliła, że w związku ze stresem związanym z konfliktem z mieszkańcami choruje i bierze leki. Dodała, że wobec wspólnoty mieszkaniowej ma dług w wysokości 70 tys. zł, bo po przejęciu kamienicy miała opłacać czynsz i media za wszystkie mieszkania. Wierzbicka jest również w sporze z miastem, które domaga się od właścicielki 2,6 miliona zł za odbudowę i modernizację budynku.

Jak przypomniała pełnomocniczka miasta Zofia Gajewska, sama właścicielka domaga się od miasta 5 milionów złotych za bezumowne korzystanie, a w innym postępowaniu za sprzedane lokale domaga się 4,5 miliona złotych.

Wierzbicka zapewniała również, że jedna z mieszkanek prosiła o podwyżkę czynszu, bo dzięki temu mogłaby dostać nowe mieszkanie.

Wezwany na świadka przez komisję Krzysztof Wawrzyński, który pełni funkcję dzielnicowego na ulicy, przy której stoi kamienica był pytany podczas komisji czy mieszkańcy mogli być tam traktowani przez właścicieli niezgodnie z prawem przez właścicieli.

"Na pewno występował taki element, że właścicielka kamienicy i jej rodzina w pewien sposób dokuczali mieszkańcom" - odpowiedział. "Mieszkańcy wielokrotnie zgłaszali fakt, że były tam zakłócenia ciszy i spokoju, że dochodziło do jakiś wyzwisk, że byli obrzucani słowami obelżywymi przez właścicieli, że właściciele zagradzali im drogę i nie mogli wejść do swoich lokali. Tego typu informacje docierały do mnie" - powiedział.

Z materiałów zebranych przez komisję wynikało, że miasto przed wydaniem decyzji nie zbadało także kwestii posiadania kamienicy przez dawnych właścicieli. Zaprzeczyła temu zeznająca przed komisją radca prawny ratusza Bogusława Dąbrowska-Rogacka. "Zawsze badaliśmy, czy budynek jest zamieszkiwany, czy (właściciel) korzysta z tej nieruchomości, czy zarządza tą nieruchomością" - zapewniła. Przewodniczący komisji Patryk Jaki pytał, czy ws. Lutosławskiego 9 złożono wniosek dekretowy. Świadek odpowiedziała, że "musiał być wniosek dekretowy złożony w terminie, w przeciwnym razie nie procedowalibyśmy".

Dopytywana, czy pamięta, kto podpisał wniosek dekretowy, Dąbrowska-Rogacka powiedziała, że nie pamięta. Na pytanie szefa komisji, czy coś pamięta ze sprawy Lutosławskiego 9 odpowiedziała, że "po pięciu latach nie ma możliwości zachowania w pamięci dokumentów, które znajdowały się w aktach konkretnej sprawy".

Jaki dopytywał również Dąbrowską-Rogacką, czy jej zdaniem wszystko w sprawie reprywatyzacji było ze strony ratusza w porządku, prawniczka odpowiedziała, że "w jej ocenie - tak". "Nigdy nie mieliśmy sygnałów, że są jakiekolwiek nieprawidłowości. Współpraca przebiegała harmonijnie, bez zakłóceń" - mówiła.

Referent w postępowaniu reprywatyzacyjnym przed prezydentem m.st. Warszawy Mariola Wojdyna zeznała, że "w przypadku Lutosławskiego nie ma żadnych wątpliwości, że posiadanie nieruchomości było". Jak dodała, "wskazują to bardzo wczesne dokumenty, z lat 40-tych, że po wojnie żona dawnego właściciela wraz z dziećmi mieszkała na Lutosławskiego w ocalałej części budynku".

Komisja weryfikacyjna od początku czerwca ub.r. bada zgodność z prawem decyzji administracyjnych w sprawie reprywatyzacji warszawskich nieruchomości.

Komisja uchyliła już decyzje władz miasta o przyznaniu Maciejowi M. praw do dwóch działek przy ul. Twardej oraz do nieruchomości Sienna 29; o przyznaniu Marzenie K., Januszowi P. i mec. Grzegorzowi M. praw do działki Chmielna 70; o przyznaniu spadkobiercom i Markowi M. praw do Nabielaka 9 (gdzie mieszkała Jolanta Brzeska); o zwrocie spadkobiercom trzech działek na pl. Defilad; o przyznaniu poszczególnym spadkobiercom praw do Poznańskiej 14, Marszałkowskiej 43 i Nowogrodzkiej 6a.

Ponadto, komisja weryfikacyjna uznała, że decyzja reprywatyzacyjna z 2003 r. ws. nieruchomości przy Noakowskiego 16 została podjęta z naruszeniem prawa.