Komisja Europejska proponuje uzależnienie wypłat unijnych pieniędzy od przestrzegania art. 2 Traktatu o UE. Polska mówi „nie”.
Napięcie między Brukselą a Warszawą wydaje się opadać. – Linie dialogu z Polską są otwarte. Możliwe, że stanowisko Polski przesunie się bliżej naszego, a nasze bliżej polskiego – mówił wczoraj szef KE Jean-Claude Juncker o ostatnich spotkaniach jego i jego zastępcy Fransa Timmermansa z Mateuszem Morawieckim.
Ale Warszawę czekają kolejne batalie, tym razem dotyczące kształtu przyszłego unijnego budżetu. Pierwszą będzie dyskusja na temat wprowadzenia możliwości zawieszenia wypłat z unijnego budżetu, jeśli kraj łamie art. 2 Traktatu o UE, zobowiązujący państwa członkowskie do poszanowania wolności, demokracji, równości, praworządności i praw człowieka. Wczoraj Komisja pokazała wstępny projekt do dyskusji budżetowej, w którym takie rozwiązanie zostało umieszczone. Wyłączony z niego ma być tylko studencki program Erasmus.
– O tym, czy ta propozycja ostatecznie znajdzie się w projekcie, a jeśli tak, to w jakiej formie, dowiemy się na koniec maja. Zobaczymy też, czy komisarz Günther Oettinger ulokuje ją w części, która ma być przyjmowana jednomyślnie, czy w rozwiązaniach sektorowych, które nie wymagają jednomyślności – mówi Janusz Lewandowski, europoseł PO, były komisarz do spraw budżetu. Rozwiązanie wypracowano pod wypływem sporów Komisji z Polską i Węgrami o procedurę praworządności. – Zaproponowanie takiego mechanizmu to świadectwo, że Komisji w sporze z Polską skończyły się argumenty. Przegrywają spór, ale jeszcze dają do zrozumienia, że coś więcej może się stać – komentuje decyzję KE europoseł PiS Karol Karski.
Janusz Lewandowski przyznaje jednak, że choć pomysł trafia w nastroje części europosłów, wypracowanie technicznych szczegółów takiego rozwiązania będzie trudne. Potrzebne są jasne kryteria określające moment uruchomienia i czas trwania takich sankcji. Mogłyby się one opierać na art. 7 Traktatu o UE. O tym, czy rozwiązanie wejdzie w życie, zdecyduje batalia polityczna na forum Rady Europejskiej. – Jestem przekonany, że Polska nie zgodzi się na budżet, w którym kraj UE ma określone zobowiązania wpłat i niedookreślone możliwości otrzymywania środków z budżetu. Nikt nie zgodzi się na budżet, w którym strona wydatkowa jest uzależniona od decyzji czysto uznaniowych – ocenia Karol Karski.
Po batalii o zasady formułowania budżetu czekają nas też negocjacje o podział środków z wieloletnich ram finansowych na lata 2021–2027. – Budżet będzie mniejszy, bo Wielka Brytania odchodzi z UE. Pytanie tylko, w których miejscach będzie mniejszy, bo nie wszystkie wydatki muszą być ścinane. Dla nas ważne są fundusze strukturalne, o których już w poprzedniej perspektywie mówiono, że będą zmniejszane. Ważne są też środki na politykę rolną. To będziemy negocjować – zapowiada Karski.
– Jestem przyjacielem polityki spójności. Ale musimy uruchomić cięcia w funduszach spójności i wspólnej polityki rolnej, jeśli chcemy sfinansować nowe priorytety – mówił wczoraj szef Komisji Jean-Claude Juncker. Zaś komisarz ds. budżetu Günther Oettinger, mówiąc, że nie jest magikiem, przekonywał, że kraje członkowskie muszą się zgodzić płacić więcej, inaczej Bruksela nie podoła rosnącym wydatkom.
Choć mniejsza, pula środków spójności dla Polski wydaje się przesądzona. – Cięcia w polityce spójności będą zapewne na poziomie 10–15 proc. Choć nas najbardziej zabolałoby, gdyby weszła warunkowość ich wydatkowania – mówi Lewandowski. Polska pozycja w kwestii spójności jest słabsza także z powodu stopniowego nadrabiania dystansu do średniej unijnej, jeśli chodzi o dochód na głowę mieszkańca. Komisja ma pokazać propozycję budżetową w maju i chciałaby zakończyć negocjacje w ciągu 12 miesięcy, przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w czerwcu 2019 r. To jednak wydaje się wątpliwe.
Walkę o lepsze notowania Polski w Brukseli podjął Mateusz Morawiecki po przejęciu sterów rządu. W ramach jednej z pierwszych zagranicznych wizyt pojechał do Brukseli, gdzie rozmawiał w cztery oczy z Junckerem na temat praworządności w Polsce. Do kolejnego spotkania ma dojść 23 lutego przy okazji unijnego szczytu. Ostatnio z wiceszefem KE Fransem Timmermansem rozmawiał z kolei w Brukseli szef MSZ Jacek Czaputowicz.
Rozmowy mają na celu obniżenie temperatury sporu z Komisją, która uruchomiła wobec Polski art. 7. Według ustaleń DGP Komisja Europejska oczekuje jednak, że o kolejnych krokach będą decydować kraje członkowskie. Wysiłek negocjacyjny powinien być więc skierowany nie tylko do Komisji, ale do wszystkich partnerów w UE. Do tego może posłużyć zapowiedziana przez rząd biała księga poświęcona zmianom w systemie sądownictwa.
Harmonogram prac w Radzie UE ustala przewodnicząca jej w tym półroczu Bułgaria, która wydawała do tej pory sprzeczne komunikaty na ten temat – od chęci pozostawienia spraw sądownictwa w rękach polskiego rządu po nagłe przyspieszenie. Dzisiaj wiadomo na pewno, że sprawa Polski w związku z uruchomieniem w grudniu 2017 r. przez KE art. 7 Traktatu o UE będzie omawiana na najbliższym posiedzeniu Rady ds. Ogólnych 27 lutego, na którym unijni ministrowie do spraw europejskich wysłuchają uzasadnienia decyzji Komisji. To dopiero otworzy dyskusję w kontekście art. 7 na forum krajów członkowskich.

Czeka nas spór o definicję i kryteria

– Sformułowanie w precyzyjny sposób definicji praworządności, która będzie warunkować wypłaty z unijnego budżetu, się nie uda. To musi być kryterium miękkie, co nie oznacza, że będzie uznaniowe – uważa prof. Artur Nowak-Far, prawnik ze Szkoły Głównej Handlowej, wiceszef MSZ w latach 2013–2015. W jego ocenie wprowadzenie takiej warunkowości powinno nastąpić, ale niekoniecznie ze względu na Polskę.
– Tendencje antydemokratyczne pojawiały się w państwach członkowskich już wcześniej. Pierwsza była Austria za koalicji socjaldemokratów z partią FPÖ Jörga Haidera – przypomina w rozmowie z DGP. W jego ocenie w interesie całej Unii Europejskiej jest zachowanie jakiejś formy warunkowości, by móc odpowiedzieć na takie tendencje. – Polski rząd bierze to bardzo do siebie, ale nie powinniśmy tego odbierać jako działanie wymierzone w Warszawę, bo tego typu pomysły były dyskutowane, zanim w ogóle ktokolwiek usłyszał o zmianach w polskim sądownictwie – podkreślił.
Jak dodaje nasz rozmówca, nie stoi za nimi Komisja Europejska czy instytucje unijne, lecz jest to głos poszczególnych krajów członkowskich. Jak wskazywał, społeczeństwa takich państw, jak Dania czy Holandia, mają bardzo silne tradycje udziału ludzi w życiu publicznym. – Rządy proponujące takie rozwiązania odpowiadają na głosy swoich obywateli, którzy widzą, że w innych krajach powstają niebezpieczne dla demokracji tendencje – przekonuje wiceszef MSZ w rządzie PO-PSL.
Jak badać to, czy dany kraj członkowski powinien podlegać rygorom warunkowości? Nad rozwiązaniem pracuje obecnie unijna komisarz ds. sprawiedliwości Věra Jourová. W ocenie Nowaka-Fara próba sformułowania sztywnych kryteriów w kwestii praworządności, podobnych do kryteriów budżetowych, to ślepy zaułek. – To nie może się udać i nie ma sensu; tu kryteria mogą być tylko miękkie. Mówienie w Polsce o tym, że będą to kryteria twarde, jest obliczone na to, by w przyszłości osłabić te propozycje albo je wręcz zdezawuować – komentuje profesor.
Ekspert uważa, że kwestia przestrzegania prawa przez dany kraj powinna podlegać ocenie eksperckiej, a dopiero potem być przedmiotem refleksji politycznej państw członkowskich. W jego ocenie dobrym przykładem takiej instytucji eksperckiej jest Komisja Wenecka, organ doradczy Rady Europy znany już w Polsce z opinii na temat zmian w polskim wymiarze sprawiedliwości. Komisja Wenecka formułuje wnioski porównawcze, a jej opinie nie są twarde. – Podobnie powinno być w Unii Europejskiej – mówi nasz rozmówca.