Intensyfikacja relacji polsko-litewskich jest już faktem. Na pytanie, czy jest ona trwała, odpowie los projektów ustawy o pisowni nazwisk
DYPLOMACJA
Pierwsza od pięciu lat wizyta polskiego prezydenta na Litwie będzie okazją do przełożenia retorycznej poprawy relacji Warszawa – Wilno na język konkretów. Nie oznacza to jednak, że sporne kwestie z pisownią nazwisk mniejszości polskiej na czele zostaną szybko rozwiązane. – Sprawa praw Polaków na Litwie ma długą historię. Nie mówiłbym, że należy dzisiaj oczekiwać jakiegoś przełomu, kiedy mieliśmy już tyle zwrotów akcji. Natomiast pewne jest, że prezydent jedzie na Litwę z dobrą wolą i oczekuje dobrej woli z drugiej strony – mówi DGP Krzysztof Szczerski, szef gabinetu prezydenta.
Andrzej Duda leci na Litwę jutro i zostanie do soboty. Okazją do roboczej wizyty są obchody 100-lecia niepodległości naszego sąsiada. Na sobotę zaplanowano rozmowę Dudy z prezydent Dalią Grybauskaite. – Sama wizyta jest przełomem, ale już przełomu po stronie konkretów spodziewać się na razie nie należy. Oboje prezydenci mogą za to swoimi wypowiedziami wpłynąć na atmosferę sprzyjającą dalszym pracom nad rozwiązaniem dzielących nas problemów – mówi nam Dominik Wilczewski z „Przeglądu Bałtyckiego”.
Wizyta nie byłaby niczym nadzwyczajnym; w końcu chodzi o sojuszników. Tyle że ostatni raz z oficjalną wizytą na Litwie gościł w 2011 r. Bronisław Komorowski (z roboczą przyjechał jeszcze w 2013 r.). – Trzeba konsekwentnie upominać się o wykonanie przez stronę litewską umowy podpisanej w 1994 r. To, co zostało uzgodnione, powinno być wykonane – mówił ówczesny prezydent, nawiązując do zapisów traktatu o dobrosąsiedzkiej współpracy, gwarantującego m.in. prawo polskiej mniejszości do zapisu nazwisk zgodnie z zasadami polskiej ortografii.
Polacy nie mogą używać polskich znaków diakrytycznych, litery W ani charakterystycznych dwuznaków, ponieważ nie ma ich w litewskim alfabecie. Gdyby prezydent urodził się na Litwie, według dokumentów nazywałby się Andžej Duda, a jego minister – Kšyštof Ščerski. Litwini bronią się, że w litewskojęzycznej wersji traktatu mówi się o zapisie „zgodnym z brzmieniem języka mniejszości”, a to akurat jest zapewnione (Andžej czyta się tak samo jak Andrzej). Mimo to politycy od lat obiecują wyjście naprzeciw polskim postulatom. W 2010 r. projekt stosownej ustawy został nawet poddany pod głosowanie, ale posłowie odrzucili go podczas wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Afront wywołał irytację po polskiej stronie. Szef MSZ Radosław Sikorski mówił, że jego noga „nie postanie na ziemi litewskiej, dopóki problemy mniejszości polskiej nie zostaną rozwiązane”. Tę linię przejął kolejny rząd. – Ani prezydent Andrzej Duda, ani pani premier Beata Szydło, mimo przecież już prawie dwulecia rządu, czy w przypadku pana prezydenta ponad dwóch lat, nie byli na Litwie. To jest pewien sygnał. Mogę zdradzić, że jest to związane z brakiem zadowalających postępów wobec naszej mniejszości – mówił jeszcze we wrześniu 2017 r. wiceszef MSZ Jan Dziedziczak.
– Jadąc z dobrą wolą, oczekujemy dobrej woli, natomiast zdajemy sobie sprawę z uwarunkowań, które dotyczą samej Litwy. Potrzebne jest konsekwentne wskazywanie na problemy, by ich świadomość była obecna u władz litewskich – przekonuje DGP Krzysztof Szczerski. Na razie przed kilkoma dniami w charakterze gestu wileńscy radni nadali jednej z ulic nazwę Lecha Kaczyńskiego. Gdy odwiedziliśmy ją w minioną niedzielę, brakowało jeszcze tabliczek, ale w decyzji urzędniczej widnieje nazwa zgodna z litewską ortografią: Lecho Kačinskio gatve.
Czy takie symboliczne gesty przełożą się na konkrety? W Sejmie leżą dwa projekty ustawy o pisowni nazwisk, ważnej nie tylko dla Polaków, ale też np. cudzoziemskich małżonków obywateli Litwy. – Jeden z nich przewiduje pisownię nazwisk w wersji oryginalnej na dalszych stronach paszportu, czyli niemającą mocy prawnej, a drugi – zezwolenie na stosowanie liter alfabetu litewskiego plus nieistniejących w nim liter Q, X i W. Te projekty miały być rozpatrywane na jesiennej sesji Sejmu. Termin jest jednak przesuwany – mówi Wilczewski.
– Rozmawiamy ze stroną litewską o zmianie legislacji w obrębie ich systemu prawnego. To trudna rozmowa – przyznaje z kolei szef gabinetu prezydenta RP. A Wilczewski przypomina, że planowane na przyszły rok wybory prezydenckie rozwiązaniu sporu mogą nie sprzyjać. – Sprawa pisowni zależy od tego, czy uda się przekonać szeregowych posłów, że dla Litwy jest to korzystne. Liderzy partii wykazują gotowość do ustępstw. Ale trzeba też wziąć pod uwagę zbliżającą się kampanię wyborczą. Ten temat może być rozgrywany, jeśli któryś z kandydatów uzna, że jest mu na rękę zebranie elektoratu nacjonalistycznego – mówi nasz rozmówca.
Warszawa liczy, że dobrym symptomem jest złagodzenie retoryki po obu stronach granicy. – Widać to tak po stronie Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, jak i litewskich elit politycznych, nawet znanej z niechęci do polskich postulatów centroprawicy – relacjonuje Wilczewski. Dotychczas zachowanie niektórych polityków AWPL, niekryjących się z prorosyjskimi i antyukraińskimi hasłami w państwie, które jako pierwsze wysyłało Ukraińcom broń do obrony przed agresją, wzbudzało konsternację i niepokój.
– Można podejrzewać, że polskie MSZ wysyłało sygnały do AWPL, by złagodziła narrację i nie była tak nachalnie prorosyjska – mówi redaktor „Przeglądu Bałtyckiego”. Trudno się jednak spodziewać, że Akcja diametralnie zmieni swoje poglądy. Nie dość, że na gruncie krajowym łączy ją wyborczy sojusz z Sojuszem Rosjan, to jeszcze jej wyborcy z sympatią patrzą na Kreml. Z sondażu Baltijos Tyrimai wynika, że 65 proc. litewskich Polaków pozytywnie Władimira Putina, a 40 proc. popiera aneksję Krymu przez Rosję. ⒸⓅ
Litwa kończy 100 lat / Dziennik Gazeta Prawna