Nigdy nie będę obiektywny, mówiąc o tym. Wiem jedno: tata nie chciał wchodzić na szczyt za wszelką cenę. Wiedział, że musi wrócić, że ma tyle rzeczy do zrobienia, tyle zobowiązań. Mama powiedziała mi, że kiedy się z nią żegnał, to płakał. Wcześniej nigdy tak nie było - mówi w wywiadzie z Magdaleną Rigamonti Krzysztof Berbeka, syn Macieja Berbeki, himalaisty, który w 2013 roku zginął w czasie zejścia z Broad Peak.

Magdalena Rigamonti: W góry by pan poszedł? Zostawił żonę i dzieci?

Krzysztof Berbeka: Z grubej rury zaczynamy. Nie poszedłbym.

Dlaczego? Przecież dziadek chodził, tata chodził, wspinali się.

I zginęli. I dziadek, i tata. Mam ogromny szacunek do gór, wiem, jak są potężne i niebezpieczne. Odczuwam pewien rodzaj strachu. Z drugiej strony bardzo mnie pociągają. Lubię chodzić w Tatry, lubię zabierać na wycieczki moje dzieci. Ale nie chcę się wspinać.

Śledził pan akcję ratunkową na Nanga Parbat?

Kiedy to się zaczęło, wyłączyłem radio i telewizję. Nie byłem w stanie. Z Asią, byłą partnerką Tomka Mackiewicza, jesteśmy sąsiadami. Nasze dzieci chodziły razem do przedszkola. Jestem z nimi całym sercem. Nie mogę uwierzyć, że ludzie mają odwagę wypowiadać się na tematy, o których nie mają pojęcia, i z taką łatwością rzucają bolesne oskarżenia.

Adam Bielecki nocnym wejściem na Nanga Parbat i uratowaniem Elisabeth Revol odkupił swoje winy?

Bałem się, że mnie pani o to zapyta. Nie wiem. Myślę, że silna psychika Denisa Urubko miała wielkie znaczenie w tej akcji.

Cały wywiad na Dziennik.pl