Rozczarowani podbojami w sieci Polacy coraz częściej wracają do tradycyjnych form szukania stabilizacji w życiu prywatnym.
Kawaler, szlachcic, lat 37, cokolwiek gotówki. Pragnę nawiązać korespondencję z odpowiednią panienką posiadającą skład cukierków lub skład kolonialny”.
„Ponieważ w domu jest mi bardzo źle, chciałabym jak najprędzej wyjść za mąż, więc udaję się tą drogą celem skomunikowania. Bogata nie jestem, umiem tylko szyć. Mam lat 27”.
„Kawaler, katolik, lat 35, brunet, dobrze wychowany, jak mówią, przystojny, kupiec, pracowity i oszczędny, posiadający dobrą opinię, o średnich funduszach, pragnie zapoznać się w celach matrymonialnych z panną starszą, lecz nie starą lub wdową, lat najwyżej 33, łagodną, ale przy tem zaradną, gospodarną, oszczędną i bezwarunkowo porządek lubiącą. Ponieważ jedną z głównych podstaw szczęścia małżeńskiego jest zapewniony byt materialny, pożądany przeto jest posag lub fach. Przez wzgląd na obopólną godność uprasza się o oferty serjo”.
Podobne ogłoszenia można było znaleźć na łamach m.in. „Kuriera Warszawskiego” z 1890 r. W tamtych czasach odpowiedniej partii dla młodych dziewcząt szukali przede wszystkim rodzice i to od ich możliwości – zarówno finansowych, jak i towarzyskich – zależało matrymonialne szczęście młodej damy. Jeśli takowych brakowało, korzystano z pomocy „biura stręczenia małżeństw” lub swatów. Na publikację ogłoszeń w prasie decydowały się nieliczne panny z dobrych domów. Była to domena wdów i mężczyzn.
Miłość romantyczna
Dziś, jak wyjaśnia Krystyna Sosnowska, terapeutka z Laboratorium Psychoedukacji, zupełnie inaczej wybieramy partnera. – Sto lat temu o zawarciu małżeństwa decydowały względy ekonomiczno-społeczno-polityczne. Miłość romantyczna, która dzisiaj jest najważniejsza, wcale nie była warunkiem koniecznym – mówi.
Zwraca jednak uwagę, że kilkadziesiąt lat temu pary zawierały małżeństwa „na całe życie”. – Dawniej rozwód był złem. Mam wielu pacjentów z długim stażem małżeńskim, którzy żyją obok siebie w atmosferze zaciętej wrogości, ale się nie rozwodzą. Są przekonani, że lepiej trwać w związku, bez względu na koszty emocjonalne, niż rozstać się i żyć z piętnem rozwodu – tłumaczy Sosnowska.
Jej słowa potwierdzają statystyki, z których wynika, że o ile w 1950 r. w Polsce było 11 tys. rozwodów, to w 2015 r. liczba ta wzrosła do 67 tys. Polacy nie tylko coraz częściej się rozwodzą, lecz także późno decydują się na stałe związki, a co za tym idzie – małżeństwo. – Potwierdzają to moje obserwacje. Ludzie są ostrożniejsi w składaniu deklaracji i podejmowaniu zobowiązań. Miewają trudności w utrzymaniu dojrzałych relacji. Po fazie zakochania, kiedy zbliżamy się do siebie, nieuchronnie doświadczamy też rozczarowania, zawodu, mierzymy się z ograniczeniami relacji, czyli partnera i swoimi. Pacjenci, z którymi się spotykam w swojej praktyce zawodowej, zastanawiają się, czy chcą się mierzyć z pojawiającymi się trudnościami w relacji, czy chcą je przezwyciężać. Wiele osób żyje w związkach pozamałżeńskich, sprawdzają, jak im będzie razem – mówi Sosnowska. Dodaje, że powodem jest też coraz mniejsza presja społeczna na wczesne zamążpójście czy ożenek. Coraz popularniejsze są konkubinaty. – Ludzie późno biorą śluby i coraz szybciej się rozchodzą. Słowa „póki śmierć nas nie rozłączy” tracą znaczenie. Pacjenci, którzy nie chcą mieć dzieci, w ogóle nie mają ochoty na stały związek – tłumaczy.
Polacy szukają jednak miłości dosyć intensywnie: tej pierwszej, drugiej, a nawet trzeciej. Niezależnie od tego, czy są singlami, czy rozwodnikami. Ta druga połówka to obiekt marzeń.
Samotność doskwiera singlom
Z badań „O samopoczuciu współczesnego singla”, opublikowanych przez internetowy serwis matrymonialny MyDwoje.pl, wynika, że życie w pojedynkę bardzo ludziom doskwiera. Okazuje się, że 40 proc. mężczyzn i 38 proc. kobiet nie wybrało samotności. Ankietowani uważają ten stan za przejściowy i przyznają, że z determinacją szukają partnera. 21 proc. kobiet i 15 proc. mężczyzn uważa, że samotność dokucza im tylko czasem. Do tego 9 proc. kobiet i 10 proc. mężczyzn twierdzi, że szukają spełnienia w pracy zawodowej. Czują jednak, że przez to mają mniej czasu na życie prywatne, i to im przeszkadza. Ponad 2 proc. respondentów przyznaje, że najbardziej cierpi z powodu braku dzieci.

Trwa ładowanie wpisu

– Potrzeba bliskości jest niewątpliwie jedną z ważniejszych potrzeb ludzkich, ludzie pragną być w związku. Często właśnie z powodu trudności w nawiązaniu, a przede wszystkim utrzymaniu bliskiej relacji zgłaszają się na terapię. W gabinetach terapeutycznych pojawia się wielu samotnych ludzi – wyjaśnia Sosnowska.
Gdzie próbują znaleźć szczęście? Większość singli poszukiwania rozpoczyna od internetu. Na portalach takich jak Sympatia, Twoo, Tinder czy Badoo codziennie pojawia się dziesiątki tysięcy osób.
– W dorosłym życiu ograniczeniu ulega liczba miejsc, w których ludzie mogą się poznać. Z reguły moi pacjenci szukają stałej relacji na portalach randkowych, które pełnią teraz funkcję biur matrymonialnych. Znam wiele par, które w taki sposób nawiązały dobre relacje – mówi terapeutka.
Większość singli poszukiwania sympatii rozpoczyna od internetu. Jednak ci zainteresowani stabilną i trwałą relacją na nowo odkrywają możliwości, którymi dysponują tradycyjne biura matrymonialne
Z badań IPSOS z 2015 r. wynika, że choć single korzystają z internetu i próbują w sieci pomóc swojemu szczęściu, wciąż preferują osobiste kontakty. Jeśli nawet nawiązują wirtualne znajomości, częściej są to relacje koleżeńskie niż romantyczne. Dlatego też przyszłego partnera szukają w szkole, na uczelni i podczas dodatkowych zajęć (72 proc.) lub w swoich kręgach koleżeńskich (63 proc.).
A jeśli nadal nie udaje się znaleźć potencjalnego kandydata, a znajomi, z którymi można wyjść, aby kogoś poznać, powoli wykruszają się ze względu na rodzinne obowiązki? Okazuje się, że pozostawieni sami sobie samotni Polacy zainteresowani stabilną i trwałą relacją, na nowo odkrywają możliwości którymi dysponują tradycyjne biura matrymonialne. Jedną z takich osób jest 40-letni Paweł, pracujący w korporacji w Warszawie. Dziś – jak mówi – „szczęśliwy mąż swojej żony, a za kilka miesięcy tata Zuzi”.
– Dwa lata temu nagle uświadomiłem sobie, że większość moich dobrych kumpli poukładała sobie życie prywatne. Nie chodziliśmy już jak dawniej na szalone imprezy, a rozmowy kręciły się wokół zakupu wózków do biegania z dzieckiem, szczepionek i wyższości zajęć z piłki nożnej nad plastyką. Miałem poczucie, że coś mi umyka, że ja też chciałbym założyć rodzinę – opowiada. Przyznaje, że po dwóch nieudanych związkach mocno skupił się na pracy. Dopiero potem zaczął szukać. – Pierwszym krokiem były rzecz jasna portale internetowe, ale szybko zrozumiałem, że nie tędy droga. Spotykałem osoby, które szukały przygód lub chciały na kogoś wylać swoje frustracje. Szybko skasowałem konto – mówi. Biuro matrymonialne zasugerowała mu bliska znajoma.
Oszuści matrymonialni omijają biura
Słowa Pawła potwierdza Agata Sybilska, konsultantka z działającego od 22 lat w Warszawie Centrum Matrymonialno-Poznawczego Ostoya. – Zarówno do nas, jak i do naszej konkurencji trafia coraz więcej osób, które szanują swój czas, bo mnóstwo pracują, i nie chcą go tracić na mało rokujące znajomości. Wiele z nich przeszło przez portale randkowe i właśnie tam natknęły się na nic niewnoszące do ich życia relacje – tłumaczy. Pytana o różnice między portalem a biurem matrymonialnym odpowiada, że w przypadku pierwszego nikt nie sprawdza pojawiających się tam osób. – Nie jesteśmy w stanie zweryfikować, czy taka osoba mówi prawdę o sobie, czy przypadkiem nie trafiliśmy na oszusta matrymonialnego albo kogoś, kto po prostu ma ochotę na skok w bok. W biurze matrymonialnym Jan Kowalski jest Janem Kowalskim – mówi.
Jak dokonywana jest selekcja i weryfikacja osób, które przyjmowane są do biura? – Jeśli ktoś jest rozwodnikiem, wymagamy od niego sygnatury aktu rozwodowego. Każdy, kto przychodzi, musi wypełnić kwestionariusz osobowy i się pod nim podpisać – tłumaczy. Przyznaje, że w dobie internetu oszuści matrymonialni raczej się w biurach nie pojawiają. – Oni nie tracą czasu na procedury i wywiady. Logują się w sieci i codziennie jak w supermarkecie mają świeżą dostawę potencjalnych ofiar – mówi Sybilska. Poza tym w biurze trzeba płacić. Podstawowy półroczny pakiet członkowski kosztuje ok. 900–1200 zł. Tzw. pakiety VIP, z których korzystają osoby na eksponowanych stanowiskach, pragnące zachować większą dyskrecję, to już wydatek rzędu 5–6 tys. zł. – Nie każdy, kto się u nas pojawia, staje się członkiem naszego centrum. Z każdym rozmawiamy, słuchamy uważnie tego, co mówi, obserwujemy. Jeśli widzimy, że kandydat ma problemy emocjonalne albo niejasne według nas zamiary, odmawiamy przyjęcia. Same też robimy zdjęcia, bo klienci często przynoszą swoje mocno wyretuszowane fotografie. Biuro gwarantuje również swoim klientom ochronę danych osobowych i wizerunku – mówi.
Choć dziś na pierwszym miejscu stawia się wspomnianą wcześniej miłość romantyczną, współczesne ogłoszenia kandydatek i kandydatów biur matrymonialnych również zawierają informacje na temat wykształcenia, zainteresowań oraz preferencji. W Wielkiej Brytanii, gdzie biura matrymonialne także przeżywają renesans, pary dobiera się głównie pod kątem wykształcenia oraz zarobków. Bywa, że klient musi dostarczyć zaświadczenie o wpływach na konto i potwierdzenie tytułów naukowych. Chodzi głównie o to, by po okresie namiętności i fascynacji związek był stabilny i nie generował niepotrzebnych frustracji, m.in. materialnych.
Niektóre z biur matrymonialnych działających w Polsce łączą w pary tylko osoby mieszkające w tym samym mieście. Bywa, że pojawiają się oferty z zagranicy. – Nie jest to nasza specjalność, ale od czasu do czasu pomagamy mężczyznom, którzy szukają żony w naszym kraju. Polki wciąż są bardzo cenione na zagranicznym rynku matrymonialnym, zarówno ze względu na urodę, zaradność, jak i podejście do życia rodzinnego oraz chęć posiadania dzieci – wyjaśnia Sybilska.
Podobny światopogląd
Paweł od konsultantki, nazywanej w niektórych biurach swojsko swatką, otrzymał kilka ofert dziewczyn. Na swoją przyszłą żonę trafił już na trzecim spotkaniu, miesiąc po tym, jak zapisał się do biura.
– Okazało się, że kluczem do sukcesu były wspólne pasje i poglądy. Obydwoje jesteśmy wierzący i chcieliśmy wziąć ślub kościelny. Jestem przekonany, że to w dużej mierze sprawiło, że dosyć szybko się w sobie zakochaliśmy i zdecydowaliśmy na wspólne życie – uważa.
Sybilska potwierdza, że dobór partnerów odbywa się głównie na zasadzie podobieństw – wieku, deklarowanych zainteresowań, zawodów oraz oczywiście atrakcyjności fizycznej. – Jeżeli ktoś prowadzi aktywny styl życia, nie dopasujemy do niego klasycznego domatora. Bardzo ważną kwestią w wielu przypadkach jest również wiara. Wiele osób deklaruje, że chciałoby wziąć ślub kościelny, więc rozwodnik nie wchodzi w grę. Ostatnio do kwestionariusza musieliśmy dodać także pytanie o światopogląd. Okazało się, że kilka par właśnie z tego powodu się rozstało – mówi.
Ula, nauczycielka z Poznania, uważa, że istnieje o wiele szybszy i tańszy niż biuro matrymonialne sposób na zweryfikowanie podejścia do życia i poglądów politycznych potencjalnego partnera. To szybkie randki. Udział w spotkaniu kosztuje ok. 30–40 zł.
Szybka randka (ang. speed dating) trwa ok. pięciu minut. Po upływie tego czasu organizator sygnalizuje uczestnikom, że pora na kolejną rozmowę. Kobiety zostają na swoich miejscach, a mężczyźni dosiadają się do następnych stolików. Pod koniec randkowej sesji uczestnicy oddają listę osób, z którymi chcieliby nawiązać dalszy kontakt. Jeśli okazuje się, że ich chęci są odwzajemnione, za pośrednictwem organizatorów spotkania następuje wymiana kontaktów.
Pięć minut na weryfikację
Urszula po powrocie z pracy za granicą i rozstaniu z poznanym tam partnerem bywa na szybkich randkach dosyć regularnie. Robi to, bo – jak mówi – nie chce mieć potem do siebie pretensji, że nie zrobiła nic, by pomóc szczęściu. Śmieje się, że na razie poznaje głównie bardzo dużo fajnych i wartościowych kobiet. Wiele razy zdarzyło się, że w gronie randkowych singielek świetnie bawiła się do białego rana. Kilka razy spotkała się z mężczyznami, których wybrała podczas rozmów, ale na razie nic z tego nie wynikło. – Plusem tego rodzaju randkowania jest to, że szybko można zweryfikować, czy warto się angażować, czy nie ma co zawracać sobie głowy, bo to ktoś z zupełnie innej bajki – mówi.
Izabela Żurawska z serwisu szybkich randek Svatka.pl, organizującego takie spotkania m.in. w Krakowie, Szczecinie, Poznaniu oraz we Wrocławiu, przyznaje, że w porównaniu z ubiegłym rokiem frekwencja wzrosła o 50 proc. – Wszystko zależy od miasta, ale największe spotkania organizujemy w Poznaniu, Krakowie i we Wrocławiu. Nieco mniejsze w Gdańsku czy Katowicach – mówi.
Zwraca uwagę, że najwięcej osób pojawia się między listopadem a styczniem. – Być może ma to związek z bożonarodzeniowym klimatem, sylwestrem i noworocznymi postanowieniami, by wyjść do ludzi i szukać miłości. Wiosenne randki też przyciągają tłumy, natomiast sezon ogórkowy to wakacje, czyli lipiec i sierpień – mówi.
Poza randkami w odpowiednich grupach wiekowych, zarówno Svatka.pl, jak i inne podobne serwisy zapraszają chętnych na randki tematyczne, i to one cieszą się coraz większym powodzeniem. – Ostatnio najwięcej osób zgłasza się na chrześcijańskie, wege oraz dla miłośników podróży – wylicza. Coś dla siebie znajdą też osoby wysokie, kinomaniacy, zapracowani i osoby o wyższym statusie społecznym. Organizatorzy starają się, aby na każdym spotkaniu liczba kobiet i mężczyzn była równa.
Svatka.pl ma na koncie już kilkunastu sparowanych uczestników. W maju ubiegłego roku zespół bawił się na weselu jednej z par. – Przydarzyła mi się jednocześnie zabawna i romantyczna historia. Organizowałam i koordynowałam jedną z sesji. Uczestnikiem był chłopak, z którym jestem do dziś. Poznałam miłość życia. Jestem dowodem na to, że szybkie randki działają. Polecam to wszystkim singlom. Wyjdźcie sprzed komputerów, bo poznawanie ludzi wirtualnie stało się passé – zachęca.
Dziennik Gazeta Prawna
Agata Sybilska uważa, że jeśli ktoś jest gotowy na związek, pozamykał stare sprawy i nie szuka wyimaginowanego ideału, tylko realnej osoby, to są bardzo duże szanse, że znajdzie partnera. – Wtedy wszystko dzieje się szybko. Bywa jednak, że ktoś ma bardzo egoistyczne wymagania, wtedy pytam, co może dać w zamian. Tłumaczę, że nie można nastawiać się tylko na branie i oczekiwać, że ktoś się do nas dopasuje. Dobry związek wymaga zaangażowania obu stron – wyjaśnia. Dodaje, że choć na początku wabikiem jest wygląd zewnętrzny, często powtarza swoim klientom, że pierwsze zauroczenie i uroda kiedyś przeminą. – Wtedy ważne będzie, czy mamy o czym ze sobą rozmawiać, czy się szanujemy, czy dostrzegamy w sobie wszelkie inne wartości – mówi.
W jej biurze skuteczność sięga 50–60 proc. – Ktoś powie, że to tylko połowa, ale w porównaniu z portalami randkowymi, gdzie wynosi ona ok. 4–5 proc., to moim zdaniem aż połowa – uważa.
Wśród powodów rozstań i rozwodów najczęściej podawanym przez ankietowanych jest ten o niezgodności charakterów (23 proc. mężczyzn i 15 proc. kobiet), dopiero potem ankietowani wymieniali zdradę, uzależnienie czy to, że ich relacja była związkiem na odległość. I choć poszukujący single deklarują, że dla miłości gotowi są zrobić wiele, a nawet jeszcze więcej, przyznają, że bardzo trudno byłoby im zrezygnować chociażby ze swoich przyzwyczajeń i ulubionych sposobów spędzania wolnego czasu. Najwyraźniej tylko nieliczni są w stanie przekuć teorię dotyczącą kompromisów w praktykę i zweryfikować swoje wymagania. Najważniejsze jest jednak to, jak podkreślają eksperci, że szukają. I coraz częściej robią to poza siecią.