Moskwa chwali nowe przepisy o IPN, ale proputinowscy politycy z Tel Awiwu lobbują za ostrą reakcją Kremla.
– Obywatele Polski nie chcą powtórki tragedii II wojny światowej i protestują przeciwko odrodzeniu się nazizmu na sąsiedniej Ukrainie. Parlament przejawił polityczną mądrość i odpowiedzialność wobec własnych obywateli. I dał innym zachodnim politykom przykład walki z przejawami faszyzmu – tymi słowami komplementował dopisanie do zakresu obowiązków IPN badania i ścigania działań ukraińskich nacjonalistów deputowany prokremlowskiej Jednej Rosji Siergiej Żelezniak. Wypowiedź została opublikowana na witrynie JeR, więc można ją uznać za oficjalne stanowisko partii.
Słowa wsparcia popłynęły też z Groznego. „Nastroje banderowskie stały się groźne także dla Polski. Rosja niejednokrotnie przed tym przestrzegała, wzywając Europę, by nie zapominała, ile kosztowało zwycięstwo nad III Rzeszą. Pisząc historię na nowo, nie da się zwyciężyć ideologii banderowskiej, nazizmu ani terroryzmu” – pisał przywódca Czeczenii Ramzan Kadyrow w komunikatorze Telegram.
Grozny chce pójść za ciosem. W niedzielę agencja RIA Nowosti podała, że parlament Czeczenii ma zaproponować Dumie ustawę nawiązującą do polskich wzorców. Dokładne sformułowania nie są znane, ale szef zgromadzenia ustawodawczego Magomied Daudow tłumaczył, że chodzi o penalizację „kłamstw o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej”. – Nikomu nie wolno pozwalać na swobodne traktowanie historii – mówił Daudow.
O chwaleniu ustawy o IPN nie było za to mowy podczas wizyty premiera Binjamina Netanjahu w Moskwie, do której doszło tuż po wybuchu konfliktu z Polską. Przeciwnie. – Ściśle współpracujemy przy przeciwdziałaniu próbom fałszowania historii, rewizji wyników II wojny światowej, negacji Holokaustu i pomniejszania decydującego wkładu ZSRR w zwycięstwo nad nazistowskimi Niemcami – mówił Putin.
– Gdy przed rokiem w Moskwie gościł przewodniczący Knesetu Juli Edelstein, z jego przemówień wynikało, że Izrael przyjmuje rosyjską wersję historii II wojny – mówi DGP urodzony w Charkowie izraelski historyk Aleksander Riman. – Zgodnie z nią ZSRR brał w niej udział od 1941 r., więc nie ma sensu przypominać, że w 1939 r. sowiecka armia wspólnie z Niemcami zaatakowała Polskę, przez co stworzyła warunki do przeprowadzenia Zagłady. O losach Polski w czasie wojny w Izraelu niewiele się mówi – dowodzi.
Szacuje się, że 17 proc. populacji Izraela stanowią rosyjskojęzyczni Żydzi, którzy wyemigrowali po otwarciu granic upadającego i upadłego ZSRR. Stanowią poważną siłę w izraelskim biznesie, mają własne media i reprezentację polityczną. Wielu popiera politykę Putina. W sondażu z 2014 r., przeprowadzonym po rozpoczęciu wojny ukraińsko-rosyjskiej, 33 proc. umiejscowiło sympatię po stronie Kremla, a 59 proc. uznało, że mimo wojny Izrael powinien utrzymać dobre relacje z Rosją.
Najwyżej postawionym przedstawicielem tej grupy jest urodzony w Kiszyniowie minister obrony Awigdor Liberman, lider koalicyjnej partii Nasz Dom Izrael. Putin określił jego karierę polityczną mianem „wspaniałej”, a ten rewanżował się recenzowaniem rosyjskich wyborów jako „w pełni uczciwych i demokratycznych”. Hebrajsko- i anglojęzyczna prasa izraelska, ceniąca sojusz z USA, niejednokrotnie ostrzegała przed dopuszczaniem Libermana do rządu. Choćby za bojkotowanie Mosadu, gdy był szefem MSZ.
Liberman potępia przepisy o IPN. – Celem ustawy jest wymazanie z kart historii pamięci o katastrofie polskich Żydów. Ona obraża pamięć ofiar. Niepokoi też wybór daty jej przyjęcia – tłumaczył. A szef klubu parlamentarnego jego partii Robert Iłatow dodawał, że „ustawa oznacza tyle, że na złodzieju czapka gore”. Nasz Dom Izrael to główny reprezentant „russkojazycznych”, ale politycy z dawnego ZSRR są też w innych partiach. W liderującej w sondażach opozycyjnej partii Jest Przyszłość Ja’ira Lapida, który na Twitterze pisał o „polskich obozach zagłady”, ważną rolę odgrywa Jo’el Razwozow, także przyjmowany przez Putina.
Z kolei rosyjskojęzyczny publicysta Dow Kontorer pisał na łamach wydawanej w Riszon le-Cijjon gazety „Wiesti”, że Izrael powinien zareagować na działalność IPN już w momencie jego powstawania w związku z „ideą polegającą na umocnieniu teorii dwóch okupacji” i zrównywaniem zbrodni nazistowskich z komunistycznymi. Zdaniem Kontorera, taka polityka banalizuje tragedię ofiar III Rzeszy.