Po raz pierwszy, wbrew traktatowi o UE, europarlament staje się sędzią, a jakiejś mierze też prokuratorem, gdy chodzi o rozstrzyganie sporów wewnętrznych w państwach członkowskich UE; to niebezpieczny precedens - powiedział w piątek wiceprzewodniczący PE Ryszard Czarnecki (PiS).

To komentarz do czwartkowej decyzji konferencji przewodniczących Parlamentu Europejskiego, wedle której w przyszłą środę, na sesji w Strasburgu, PE ma głosować nad wnioskiem o odwołanie Czarneckiego z funkcji wiceszefa PE. To konsekwencja jego niedawnej wypowiedzi pod adresem europosłanki PO Róży Thun, w której porównał ją do szmalcownika.

W piątek rano w Polskim Radiu 24 polityk uznał decyzję kierownictwa PE za "niebezpieczny precedens". "Wewnętrzny spór polityczny w Polsce i polemika między politykiem PiS a posłanką PO staje się pretekstem do odwołania mnie z tej funkcji" - powiedział europoseł.

"Po raz pierwszy, wbrew traktatowi o UE, parlament w Brukseli i Strasburgu staje się sędzią, a jakiejś mierze też prokuratorem, gdy chodzi o rozstrzyganie wewnętrznych spraw, sporów, konfliktów, dyskusji w krajach członkowskich Unii Europejskiej" - dodał Ryszard Czarnecki.

Zwrócił uwagę, że słowa, które wypowiedział pod adresem Róży Thun, nie padły w europarlamencie. "Tak samo jak słowa pani von Thun und Hohenstein o Prawie i Sprawiedliwości, o członkach PiS per +śmieci+, bo tak mówiła, pisząc na Twitterze, pisząc w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia, skądinąd wtedy, kiedy ludzie sobie raczej życzenia składają, a nie obrzucają się obelgami. Te słowa - ani moje, ani jej, nie padły w Parlamencie Europejskim" - powiedział Ryszard Czarnecki.

Przypomniał, że w przeszłości zdarzało się, że europosłowie - np. Janusz Korwin-Mikke - byli karani za swoje wypowiedzi, ale - jak zaznaczył - padły one w europarlamencie. "Natomiast po raz pierwszy się zdarza, że sankcje dotyczą wypowiedzi, które miały miejsce dla polskich mediów, konkretnie dla portalu niezalezna.pl" - powiedział polityk PiS.

Czarnecki przypomniał też incydent z 2014 roku z udziałem innego polskiego wiceprzewodniczącego europarlamentu - Jacka Protasiewicza (wówczas europosła PO, obecnie posła koła UED), który wdał się na lotnisku we Frankfurcie nad Menem w kłótnię z niemieckimi celnikami i został zatrzymany przez policję. "Ta sprawa, tego skandalu, który miał reperkusje nie tylko w polskich, ale też w niemieckich i europejskich mediach, nie była podstawą do odwołania (...) wiceszefa Parlamentu Europejskiego z PO" - powiedział polityk PiS.

W pierwszej połowie stycznia liderzy czterech grup politycznych w PE (chadeków, socjalistów, liberałów i Zielonych) napisali list do szefa europarlamentu Antonio Tajaniego, domagając się odwołania Czarneckiego z funkcji wiceszefa PE.

3 stycznia w wywiadzie dla związanego z "Gazetą Polską" portalu niezalezna.pl europoseł PiS powiedział, że "pani von Thun und Hohenstein wystąpiła w roli donosicielki na własny kraj. (...) Podczas II wojny światowej mieliśmy szmalcowników, a dzisiaj mamy Różę von Thun und Hohenstein i niestety wpisuje się ona w pewną tradycję".

Była to reakcja na jej wystąpienie w krytycznym wobec działań władz reportażu francusko-niemieckiej telewizji Arte. "Jak tak dalej pójdzie, w Polsce nastanie dyktatura, ale my nie zgodzimy się na to" – wypowiedziała się w materiale Thun.

Zgodnie z regulaminem europarlament podejmuje decyzje w sprawie ewentualnego odwołania jednego z wiceprzewodniczących większością dwóch trzecich oddanych głosów.

Róża Thun poinformowała w czwartek, że w przyszłym tygodniu złoży w Sądzie Okręgowym w Warszawie pozew przeciwko Czarneckiemu. Jak mówiła, jego wypowiedź była "wyjątkowo niegodna" i naruszająca jej dobre imię oraz "prawo do kultywowania pamięci historycznej". "Porównywanie mnie do szmalcowników i do tego, co szmalcownicy robili narusza nie tylko moje dobre imię, ale jest instrumentalnym traktowaniem strasznych momentów z historii Polski oraz cierpienia milionów ludzi, dla których ten czas, kiedy szmalcownicy byli aktywni, był po prostu potwornym momentem w historii Polski" - powiedziała Thun.

Dodała, że w swym pozwie będzie domagać się "symbolicznego zadośćuczynienia" – zasądzenia 50 tysięcy złotych na rzecz dwóch organizacji pozarządowych: Stowarzyszenia Dzieci Holocaustu oraz Fundacji Forum Dialogu. (PAP)

autor: Marta Rawicz