To nie pierwszy raz, kiedy pomysł wprowadzenia kary za frazę „polskie obozy zagłady” wzbudza kontrowersje w Izraelu.
Układ sił w Knesecie / Dziennik Gazeta Prawna



W listopadzie 2016 r. ówczesna premier Beata Szydło udała się wraz z kilkoma ministrami na konsultacje międzyrządowe do Izraela. Wydała razem z premierem Binjaminem Netanjahu oświadczenie, które choć koncentrowało się na perspektywie współpracy pomiędzy oboma krajami, zahaczało też o kwestie związane z antysemityzmem i Zagładą. Netanjahu spotkał się z krytyką, że na wspólnej konferencji nie zająknął się nawet w kwestii udziału Polaków w tragedii narodu żydowskiego. Oficjalny list w tej sprawie wystosował m.in. przewodniczący Grupy ds. Ocalałych z Holokaustu w Knesecie Dow Chenin. „Zamiast stawić im czoła i badać je, polski rząd stara się wymazać ciemne strony ze swojej historii. Doceniamy, że wśród Polaków jest tylu Sprawiedliwych. To także jest część polskiej historii. Ale oprócz nich byli też ludzie, którzy brali udział w zbrodniach – pisał deputowany.
Krytycy nie omieszkali wytknąć premierowi Izraela, że nie wspomniał o nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, która cztery miesiące wcześniej została przyjęta przez polski rząd, co tamtejsze media odnotowały. Wówczas też pojawiły się protesty – petycję do polskiego rządu podpisaną przez kilku historyków skierowała Dina Porat, główna historyk Instytutu Jad Waszem. „Jest obawa, że polski rząd chce wybielić swój kraj z lat II wojny światowej i pokazywać światu naród, który był wyłącznie ofiarą – i w związku z tym powinno się go żałować” – mówiła w wywiadzie dla „The Jerusalem Post”.
– Od czasu Jedwabnego komunikaty dochodzące z Izraela są mniej więcej takie same, tak z prawej, jak i lewej strony sceny politycznej. Oni chcą, żeby mówiono o tym, że w krajach okupowanych, obok narracji o Sprawiedliwych, ratujących Żydów, był też antysemityzm – mówi dr Joanna Dyduch z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Zostaje pytanie, jak powracająca kwestia „wybielania” historii wpłynie na postrzeganie Polski w Izraelu, które – zdaniem byłej ambasador w Tel Awiwie Agnieszki Magdziak-Miszewskiej – na przestrzeni dwóch dekad się zmieniło.
– Jeszcze kilkanaście lat temu Polska to był głównie największy żydowski cmentarz w Europie. Teraz jest lepiej, bo zmienił się program szkolnych wycieczek – jest w nim miejsce także na spotkanie z polskimi rówieśnikami. Izraelczycy przylatują tu także, żeby zwiedzić Warszawę czy Kraków i zrobić zakupy. Uważają, że Polska to bezpieczny kraj. Ale ten wizerunek jest kruchy i – jak widać – łatwo go zburzyć – mówi dyplomatka.
Nawet jeśli polskie władze przewidziały, że nowelizacja ustawy o IPN może wzbudzić kontrowersje, to zaskoczeniem była skala oburzenia. Ja’ir Lapid, założyciel i przewodniczący partii Jest Przyszłość, w swoim komentarzu napisał, że „Niemcy przeprowadzili eksterminację i to na nich spoczywa ostateczna odpowiedzialność, ale nie byliby w stanie zrobić tego samodzielnie”. „Holokaust zaplanowali Niemcy, ale setki tysięcy zamordowanych Żydów nigdy nie widziały niemieckiego strażnika. Polskie obozy śmierci były i żadne prawo tego nie zmieni” – pisał na Twitterze.
„Pańskie bezpodstawne komentarze pokazują, jak bardzo edukacja o Holokauście jest potrzebna nawet tutaj, w Izraelu” – padła odpowiedź na twitterowym profilu polskiej ambasady w Tel Awiwie. „Jestem synem ocalałego z Holokaustu. Moja babka została zamordowana w Polsce przez Niemców i Polaków. Nie potrzebuję, żebyście mnie pouczali w kwestii Holokaustu” – odparł Ja’ir Lapid.
– Nawet w najlepszych rodzinach zdarza się, że ktoś nie zdaje matury, nie kończy służby wojskowej, zostaje celebrytą, a potem ma ambicje polityczne i trafia do parlamentu. W polskim parlamencie też nie brakuje posłów, którzy nie wiedzą, o czym mówią – podsumowuje Magdziak-Miszewska.
Lapid mógł pozwolić sobie na tak ostry komentarz, bo założone przez niego ugrupowanie dogania w sondażach najsilniejszą partię w Knesecie, czyli Likud premiera Binjamina Netanjahu. I choć do wyborów w Izraelu jeszcze daleko (listopad 2019 r.), Lapid nie chce stracić szansy na ugranie punktów w sondażach po tym, jak w ostatnich wyborach Jest Przyszłość straciła mandaty w stosunku do swojego wcześniejszego stanu posiadania.