Prawica jeszcze długo będzie miała problem z lewicową narracją na temat skrajnej prawicy. Przez dekady wmawiano prawicowcom, że stanowią rodzinę faszystowską, nic dziwnego, że budziło to jej nerwową reakcję.
Dziennik Gazeta Prawna
Jedni wdzięczyli się (czy ktoś tak miły, jak Piotr Semka albo Paweł Lisicki, może być naziolem?). Drudzy dowodzili, słusznie zresztą, że lewica podrzuca prawicy kukułcze jajo, bo więcej w Mussolinim czy Hitlerze wykrzywionego bolszewizmu niż konserwatyzmu. Inni jeszcze po prostu dostawali piany: a proszę bardzo, MY jesteśmy faszystami? To lepiej sobie przypomnijmy, dlaczego powstał nazizm, otóż po to, aby powstrzymać pochód, tak, pochód, komunizmu, właśnie tego systemu, który zabijał skuteczniej niż hitleryzm, tyle że WY swojego Stalina dalej czcicie, jak ten dureń Picasso. Sami jesteście faszystami, tylko komunistycznymi. I tak dalej.
Spór miał swój sens, bo kombinat liberalno-lewicowy starał się zdobyć monopol na kształtowanie postaw intelektualnych. W wielu krajach to się niemal udało. Dzisiaj jednak w Polsce jesteśmy tak daleko od sytuacji, w której antyprawicowy hegemon rządzi i dzieli, że odwoływanie się do dawnych klisz nie ma sensu.
„Prawica” patrząca na świat z mało zrozumiałą u Polaka nostalgią do swastyki to maszerujące zło. Wielu krytykuje ją wciąż nieuczciwie, bo tak naprawdę chcą walczyć z prawicą jako taką. Wielu krytykuje histerycznie lub głupio. Jednak zło krytykowane głupio i nieuczciwie wciąż pozostaje złem, z którym nie ma taktycznych kompromisów.