Kwestia rekonstrukcji rządu z medialnej opery mydlanej zmienia się w drugi po prezydenckich wetach krytyczny punkt w tej kadencji. W PiS trwa nieuzewnętrzniony spór między politycznym mieć czy być. Czyli między tymi, którzy obawiają się utraty własnej pozycji, a tymi, dla których pewne jest, że jeśli nie będzie dużych zmian – za chwilę trend w dobrych notowaniach zostanie odwrócony.

Dziennik Gazeta Prawna
Spór jest o to, jak ma wyglądać polityka co najmniej przez najbliższy rok. Z jednej strony jest diagnoza prezesa, że bez zmian – łącznie z wymianą premiera – rząd będzie miał kłopoty. Z drugiej obawy, że to zmiana je przyniesie. Dla sceptyków istotne jest zdanie wiernego elektoratu, który kibicuje Beacie, a nie Mateuszowi, czego świadectwem była akcja #MuremZaBeata czy owacja zgotowana premier podczas obrad Zgromadzenia Narodowego. Wydaje się, że pierwszy raz w PiS w tej kadencji widać tak silne wewnętrzne napięcie. Z jednej strony zaufanie do prezesa i wyznaczanych przez niego strategii. Z drugiej wahanie czy wręcz niechęć wobec zmian ocierająca się o pytanie: „Co stałoby się, gdyby premier nie podała się do dymisji?”. To przekłada się na pytanie, na ile działa magia Kaczyńskiego? Czy dalej większość w partii jest przekonana, że ich prezes dostrzega zagrożenia, których nie widzi szeregowy polityk PiS.
Bo ten proponując Morawieckiego, nie proponuje zmiany architektury władzy, lecz zmianę typu premiera. Zamiana Szydło na Morawieckiego mogłaby symbolicznie oznaczać przejście od premiera socjalnego do gospodarczego. – Prezes mówi na niego brylant. Bo do czego się nie dotknie, zamienia w złoto – mówi polityk partii rządzącej. Pierwsza połowa kadencji upłynęła właściwie pod szyldem programu „Rodzina 500 plus” i obniżki wieku emerytalnego. Chociaż jest Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, credo polityki gospodarczej PiS, to sondażowe sukcesy należy łączyć z hojnymi wydatkami społecznymi.
Mateusz Morawiecki dzisiaj dość alergicznie reaguje na kolejne pomysły zwiększania nakładów budżetowych na socjal. Zaakceptował wyborcze obietnice, ale już program wypłacania raz w roku dodatku dla seniorów, który przyjął się pod nazwą 500+ dla emerytów, przyblokował, otoczył warunkami i przesunął na bliżej nieokreśloną przyszłość. Argumentem dla wicepremiera jest to, że tylko w latach 2016–2017 emeryci dostaną od rządu w formie waloryzacji świadczeń i obniżki wieku emerytalnego ponad 20 mld zł. Rachunek za przyszłoroczną politykę społeczną – według jego obliczeń – opiewa na 7 5 m ld zł.
Dlatego zainstalowanie wicepremiera na stanowisku szefa rządu mogłoby symbolicznie, ale też realnie zmienić jego wizerunek z wyłącznie socjalnego na rozwojowy. Zresztą na duże wydatki społeczne w budżecie nie ma już specjalnie przestrzeni, bo poprawa ściągalności podatków nie będzie trwała w nieskończoność, podobnie jak dobra koniunktura w gospodarce. Inwestycje za to są coraz bardziej palącą potrzebą. Budowa krajowych oszczędności jest piętą achillesową naszej gospodarki. Jeśli chcemy, żeby dynamiczny wzrost PKB trwał dłużej, to lepiej w budżecie państwa wyhodować trochę tłuszczyku, który spalimy w chudszych czasach, i zapewnić sobie stabilnie pracujący motor inwestycyjny, który będzie jak znalazł, gdy apetyty konsumpcyjne Polaków osłabną.
Ale gospodarczy premier budzi obawy wśród części polityków i wyborców PiS. Właśnie z powodu odejścia od socjalu. Na razie wydaje się jednak, że mimo tych wątpliwości Jarosław Kaczyński ma większość dla swojej koncepcji w najważniejszym gremium, czyli komitecie politycznym PiS, który kandydaturę wicepremiera ma zatwierdzić. Współpracownicy Mateusza Morawieckiego są gotowi do przeprowadzki w Aleje Ujazdowskie. Ale nie można wykluczyć, że ta kandydatura napotka opór. Jeśli będzie on poważny i prezes będzie musiał ustąpić, to Jarosław Kaczyński będzie miał dwa rozwiązania. Pierwsze – zostawić obecną premier, co w praktyce oznacza przyznanie się do porażki własnej koncepcji. Drugie – przejąć samemu stery rządu.
Jak wynika z informacji DGP, po tym jak komitet polityczny PiS zatwierdzi kandydaturę Mateusza Morawieckiego na premiera, szybko ma dojść do zmian. Prawdopodobnie zastąpi on Beatę Szydło już w poniedziałek. Ale na początku zmiana dotyczyłaby tylko jego i ewentualnie jego dotychczasowych resortów. Na roszady w pozostałych ministerstwach i przygotowanie całościowej koncepcji nowy szef rządu miałby mieć dwa miesiące.
Dziennik Gazeta Prawna