Brak pieniędzy na opał, który pozwoliłby na ogrzanie prowizorycznych mieszkań, to przed zimą główny problem syryjskich uchodźców mieszkających w Libanie. Na terenach górskich temperatura spada czasem do minus 10 stopni, a warstwa śniegu może sięgać nawet 1,5 metra.

Muhammad żyje w górskiej miejscowości Fnaidek na wysokości ok. 1,2 tys. metrów n.p.m. To jedno z miejsc w Libanie, w których zimą śnieg spada najwcześniej. Fnaidek liczy ok. 20 tys. mieszkańców, ich domy są wybudowane na zboczach okolicznych gór i wzdłuż wijących się ciasnych uliczek w dolinie. Zabudowa jest tak gęsta, że samochody, kiedy się mijają, są od siebie oddalone zaledwie o kilka centymetrów, a częścią uliczek pojazdy mogą poruszać się tylko w jednym kierunku. A i tak trzeba bardzo uważać, żeby nie zahaczyć o ściany budynków stojących blisko drogi.

Kształt domów przypomina kilkupiętrowe sześciany; zbudowane są z pustaków lub betonu, ściany zewnętrzne mają ciemnoszary kolor.

We Fnaideku mieszkają głównie sunnici i 487 rodzin syryjskich uchodźców (ok. 2,4 tys. osób). Dom, w którym Muhammad wynajmuje dwa pomieszczenia, stoi w jednej z bocznych uliczek. Do mieszkania wchodzi się wprost z ulicy. Najpierw do ciemnej kuchni, w której stoją piecyk kuchenny, stół i szafki z naczyniami, następnie do niedużego pokoju z pomalowanymi na zielono ścianami. Na podłodze leżą dywany, a na środku stoi piecyk olejowy.

Gdyby pod sufitem nie paliła się żarówka, byłoby tu ciemno niezależnie od pory dnia. Małe okienko w jednej ze ścian nie wystarczy na oświetlenie pokoju. To w tym pokoju spędza dzień i śpi cała rodzina: czworo dzieci, Muhammad i jego żona. Syryjczyk wraz z żoną i trzema synami uciekł z Syrii w 2011 r. Czwarte dziecko urodziło się już po ucieczce; "uciekliśmy z Syrii zaraz po tym, gdy zaczęły się +wydarzenia+" - mówi Muhammad.

Uchodźcy syryjscy bardzo często o wojnie domowej w Syrii, która zaczęła się w marcu 2011 r., mówią "wydarzenia". "Używamy tego słowa, ponieważ są tutaj ludzie, którzy popierają opozycję albo rząd. To słowo jest neutralne, w sytuacji spotkania nieznajomego unikamy ujawnienia, po czyjej ktoś jest stronie" – wyjaśnił Muhammad. W Syrii Muhammad mieszkał w Homs, był właścicielem sklepu z materacami i poduszkami. Uciekł do Libanu, bo bał się o życie swoje i rodziny. "W pierwszym miesiącu tych wydarzeń mój świętej pamięci sąsiad został porwany na kilka dni i zginął. Od razu zdecydowałem, że wyjedziemy z rodziną" – mówi mężczyzna.

Zostawił sklep i dom. Liczył, że nie wyjeżdża na długo. "Myślałem, że to będzie jakiś miesiąc, gdy nas nie będzie. Na decyzję o ucieczce duży wpływ miał strach. Dom i sklep zostały. Nie myślałem o niczym więcej jak tylko o tym, żeby wyjechać" – dodaje.

Dziś, po prawie siedmiu latach przebywania w Libanie, wie, że stracił wszystko. "Nie ma sklepu, mój dom został zniszczony" – wylicza ze smutkiem. Dom, w którym mieszka obecnie, jest dziesiątym, który jego rodzina zajmowała od początku ucieczki. Wcześniej mieszkała w innych miejscowościach, ale tam było za drogo, dlatego przeniósł się do Fnaidek.

Muhammad pracuje jako robotnik - najczęściej pomocnik na budowie, czasem przy zbieraniu jabłek. Zdarza się, że libańscy pracodawcy nie płacą za pracę.

Kilka miesięcy temu pracował na budowie i nie dostał za to zapłaty, wcześniej przez 13 dni pracował przy zbiorze jabłek i też nie dostał za to pieniędzy. Kiedy pyta pracodawców o pieniądze, najczęściej mówią "jutro, pojutrze, później". "Nie możesz z tym nic zrobić. Bo jak gdzieś doniosę, będę narzekać, to się wszyscy ode mnie od wrócą" – mówi.

Podkreśla jednak, że nie wszyscy Libańczycy są tacy. "Są ludzie bardzo dobrzy, ale niestety trafiają się też źli" – podkreślił.

Trzy lata temu w Libanie urodziła się jego córka. Wszyscy synowie, co nie jest tak powszechne wśród dzieci syryjskich uchodźców, chodzą do miejscowej szkoły. Zajęcia mają po południu, po tym, jak lekcje skończą libańscy uczniowie.

Muhammad odprowadza i odbiera chłopców ze szkoły, bo, jak powiedział, zdarza się, że po drodze zaczepiają je dzieci libańskie i dochodzi do bójek między nimi. "Nie mam libańskich znajomych, bawię się raczej z kolegami Syryjczykami" – relacjonował syn Muhammada, czternastoletni Ali. Jego ulubiony przedmiot to matematyka, szczególnie geometria. "Chciałbym zostać inżynierem rolnictwa" – zadeklarował. Jego brat, 12-letni Bilal, najbardziej lubi język francuski i chciałby pracować jako inżynier budownictwa.

Podobne plany zawodowe ma najmłodszy z braci, 9-letni Omar, którego ulubionym przedmiotem w szkole jest język arabski. Chłopcy najczęściej bawią się w domu. "Jak zaczynamy grać w piłkę przed domem, to pojawiają się dzieci libańskie i wszczynają z nami bójki. Uciekamy wtedy" – opowiadał Ali.

Ali w piłkę nożną grywa w szkole. "Najbardziej lubię grać na pozycji bramkarza" – dodał.

Muhammad powiedział, że chciałby z rodziną wrócić do swojego kraju. "Jeśli będzie bezpiecznie, nie będzie wojny, nie będzie problemów, to chcemy wrócić do Syrii" – podkreśla.

Muhammad i jego najbliżsi to jedna z ponad 1,3 tys. rodzin syryjskich uchodźców (ok. 6,5 tys. osób), którym Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej przekazuje pieniądze. Za te środki będą mogli kupić na zimę olej do piecyka i ogrzać mieszkania. PCPM działa w Libanie od 2012 r. Przedsięwzięcia misji w latach 2012-2017 o łącznej wartości 40 mln zł zostały w 75 proc. sfinansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych.