Wspólne obawy przed Iranem sprawiły, że utrzymywane dotąd w tajemnicy relacje między Izraelem a Saudyjczykami stają się bardziej jawne - pisze Stratfor. Według innych mediów USA chcą wykorzystać to zbliżenie w swych planach zaprowadzenia pokoju na Bliskim Wschodzie.

Wrogie nastawienie do Izraela było niegdyś filarem polityki saudyjskiego królestwa i legitymizowało władzę rządzącej dynastii. Ale sytuacja geopolityczna zmienia się na tyle, że konflikt przestał być opłacalny dla obydwu stron. Niejako symbolem zwrotu w relacjach saudyjsko-izraelskich było niedawne wystąpienie dowódcy izraelskich sił zbrojnych generał Gadiego Eisenkota w saudyjskiej telewizji - ocenia amerykański ośrodek analityczny.

Generał powiedział w połowie listopada, że Izrael gotów jest dzielić się z Saudyjczykami danymi wywiadowczymi, by "stawić czoło Iranowi". Kilka dni później premier Izraela Benjamin Netanjahu - cytowany przez AFP - pochwalił "owocną" i "tajną" współpracę jego kraju z państwami arabskimi.

"Le Figaro" przypomniał, że nawet izraelski minister energetyki Juwal Szteinic przyznał w wywiadzie dla izraelskiego radia wojskowego, że Tel Awiw utrzymuje "częściowo tajne kontakty z krajami muzułmańskimi i arabskimi" ze względu na wspólne niepokoje dotyczące polityki Iranu; wyjaśnił przy tym, to państwa arabskie zabiegają o dochowanie dyskrecji.

Mimo manifestowanej i naturalnej wrogości Arabia Saudyjska i Izrael mają jednak za sobą "długotrwałą, zakulisową" relację - pisze Stratfor. "Ich cicha współpraca jest właściwie jednym z najgorzej strzeżonych sekretów na Bliskim Wschodzie" - dodaje.

Mimo deklaracji poparcia dla sprawy palestyńskiej i wrogości wobec syjonizmu Saudowie nie byli zanadto zainteresowani prowadzeniem z innymi krajami arabskimi wspólnych wojen przeciw Izraelowi przez większość XX wieku - przypomina Stratfor; Rijad nie chciał pogarszać swych relacji z USA.

Zarówno Izrael, jak i saudyjska monarchia potrzebują amerykańskiej pomocy i gwarancji bezpieczeństwa. Gdy Ameryka, zmęczona wojnami na Bliskim Wchodzie, postawiła na poprawę stosunków z Teheranem, Rijad i Tel Awiw zaczęły szukać nowych partnerów, by równoważyć rosnącą potęgę Iranu - wyjaśnia ośrodek.

Następca tronu Saudów książę Muhammad ibn Salman, który konsoliduje ostatnio swe wpływy, ma dalej idące ambicje dotyczące polityki zagranicznej niż jego wuj, król Salman; zdaniem Stratforu to on jest otwarty na koncepcję bliższej współpracy z Izraelem. I to on oskarżył ostatnio Teheran o dopuszczanie się "bezpośredniej zbrojnej agresji" wobec Rijadu.

Obawa przed Iranem bez wątpienia zbliżyła Rijad do Tel Awiwu, ale - jak przyznaje Stratfor - nie jest jasne, dlaczego ostatnio izraelski rząd postanowił publicznie mówić o tej współpracy. "Być może płynące z tego korzyści (...) dotyczą raczej międzynarodowych wpływów i regionalnej pozycji (Izraela)" - sugeruje ośrodek.

Tymczasem manifestowanie przez Rijad zbliżenia z państwem żydowskim - regionalnym mocarstwem militarnym - może zniechęcić Iran do dalszego ingerowania w operację militarną Arabii Saudyjskiej w Jemenie, gdzie przy wsparciu arabskiej koalicji walczy ona z szyicką milicją Huti. Saudowie oskarżają Teheran o szkolenie i dozbrajanie Hutich.

Izrael liczy być może na pomoc Rijadu w blokowaniu dostaw broni z Iranu dla jego niebezpiecznych klientów - Hamasu w Strefie Gazy i Hezbollahu w Libanie - ocenia Stratfor.

Napięcia między szyickim Iranem i sunnicką Arabią Saudyjską nasilają się, odkąd zerwały one kontakty dyplomatyczne w styczniu 2016 roku; Teheran i Rijad walczą o hegemonię w regionie. Znajdują się też po przeciwnych stronach walk toczących się na Bliskim Wschodzie - w Syrii, Jemenie czy Libanie; konflikty te często nazywane są wojnami między Rijadem a Teheranem toczonymi przez pośredników.

Resort spraw zagranicznych Iranu oznajmił ostatnio, że problemy Bliskiego Wschodu są konsekwencją polityki Rijadu, który powinien "przestać stosować się do polityki syjonistycznego reżimu (Izraela), który stara się pogłębić podziały w regionie".

"Le Figaro" ocenił, że administracja prezydenta USA Donalda Trumpa chce teraz wykorzystać sytuację, w której kraje arabskie obawiają się bardziej Teheranu niż Tel Awiwu, by przeforsować własną wersję porozumienia pokojowego na Bliskim Wschodzie.

Jednak według "Economista" plan Trumpa polega raczej na szukaniu sposobów na przeciwstawienie się Iranowi, niż wypracowywaniu układu między Izraelem a Palestyńczykami. (PAP)

fit/ mc/