Problemy związane z powołaniem nowego rządu w Berlinie nie pozostaną bez wpływu na Wspólnotę. Zyskać na tym może Emmanuel Macron.
W jaki sposób problemy nad Szprewą przekładają się na Wspólnotę, najlepiej podsumował szef holenderskiej dyplomacji Halbe Zijlstra. – To bardzo zła wiadomość. Niemcy to wpływowy kraj w Unii Europejskiej. Jeśli nie mają rządu, to znaczy, że nie mają społecznego mandatu. W związku z tym ciężko będzie im podejmować ważne decyzje – stwierdził minister. A tak się składa, że w Unii nadszedł czas ważnych decyzji.
Reforma strefy euro, współpraca w zakresie obrony, usprawnienie jednolitego rynku, kształt Parlamentu Europejskiego, rozmowy nad przyszłym unijnym budżetem oraz rozszerzeniem UE o pozostałe państwa bałkańskie. Decyzje w każdym z tych obszarów miały zapaść na kilku najbliższych szczytach Rady Europejskiej zgodnie z harmonogramem opracowanym niedawno przez przewodniczącego RE Donalda Tuska.
Dla przykładu: na najbliższym spotkaniu szefów rządów państw UE w połowie grudnia miały rozpocząć się rozmowy o przyszłości wspólnej waluty. Bez stabilnej koalicji w Berlinie nie ma na to szans. Już w tej chwili plan Tuska, który zakładał, że decyzje w sprawie reformy strefy euro zapadną na szczycie RE w czerwcu przyszłego roku, można wyrzucić do kosza. Nawet jeśli w Niemczech dojdzie do rozpisania nowych wyborów – co nie nastąpi szybko – nowy rząd powstanie najwcześniej na wiosnę.
Zagrożone są również drobniejsze kwestie, takie jak chociażby konkretne rozwiązania dotyczące jednolitego rynku cyfrowego. Utrzymanie dużego tempa prac w tym zakresie jest priorytetem, ale bez jasnego stanowiska Berlina w wielu punktach negocjacje utkną w miejscu.
Jeśli problemy w RFN będą trwać, oznacza to również przetasowania w układzie sił na Starym Kontynencie. Słabość urzędu kanclerskiego w naturalny sposób wzmacnia siłę prezydenta Francji, któremu w budowie pozycji na arenie europejskiej pomagają dodatkowo problemy w innych, dużych europejskich krajach, takich jak Włochy (gdzie premier Paolo Gentiloni nie stoi nawet na czele własnej partii) czy Hiszpania (gdzie premier Mariano Rajoy zmaga się z katalońskim separatyzmem).
– Jeśli Europa ma jakiegoś lidera, to jest nim Emmanuel Macron – napisał w poniedziałek w komentarzu redaktor naczelny niemieckiego dziennika „Handelsblatt” Andreas Kluth.
Nawet jednak wzmocniona pozycja Francuza nie zmieni tego, że Macron nie jest w stanie przeforsować swoich pomysłów na Wspólnotę bez niemieckiego poparcia.
– Teraz to on musi się martwić, czy niemiecki partner nie jest zbyt słaby do przeprowadzenia reform w Europie – dodał Kluth.
Pytanie, czy Macron – mając świadomość, że bez poparcia Berlina wiele nie wskóra – będzie chciał forsować swoje projekty zmian w UE.
– Powstała próżnia. Macron powinien odbyć kilka wizyt zagranicznych i pokazać, że wciąż mu zależy. Wygłosić wspaniałe przemówienie w Parlamencie Europejskim. Pokazać, że w europejskim mieście jest nowy szeryf – mówił portalowi Politico anonimowo francuski dyplomata.
Szanse na taki obrót spraw są, bo – pomimo wzajemnej niechęci Angeli Merkel i Donalda Trumpa – Macron przyjął amerykańskiego prezydenta w Paryżu z wszelkimi honorami.
Zawirowania w Niemczech mogą się również odbić na negocjacjach w sprawie opuszczenia UE przez Wielką Brytanię. Tym bardziej że niektórzy torysi już zaczęli nawoływać do wykorzystania słabości Niemiec, aby w rozmowach przeciągnąć linę na swoją stronę (np. Ian Duncan Smith, b. minister polityki społecznej) – zwłaszcza w tak kontrowersyjnych kwestiach jak rachunek za Brexit, czyli kwota, jaką Londyn będzie musiał zostawić w budżecie UE nawet po opuszczeniu wspólnoty.
Tymczasem we wczorajszym sondażu przeprowadzonym na zlecenie telewizji ZDF, 51 proc. respondentów opowiedziało się za rozpisaniem nowych wyborów w Niemczech. Przeciwnych było 43 proc.
ROZMOWA
Czas na korektę naszej polityki europejskiej
Co zawirowania w Niemczech oznaczają dla Polski?
Wstrzymanie oddechu, bo wracamy niejako do sytuacji, z którą mieliśmy do czynienia w połowie roku, jeszcze przed wrześniowymi wyborami. W końcu dla całej Unii istotne jest to, kto rządzi w Niemczech. I chociaż sytuacja jest pewnym kłopotem wizerunkowym dla kanclerz Merkel, to jednak najbardziej prawdopodobny scenariusz jest taki, że rewolucji nie będzie. Chadecja wciąż mocno się trzyma; otwarte jest natomiast pytanie, czy na większe poparcie w przypadku ponownych wyborów może liczyć Alternatywa dla Niemiec.
Na słabości Berlina najbardziej korzysta Paryż. Oznacza to wzmocnienie prezydenta Emmanuela Macrona, z którym Warszawie nie układa się najlepiej.
Proszę zwrócić uwagę, że po wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE nawet minister Jan Szyszko powiedział, że szanujemy unijne prawo – bo tutaj nie ma pola manewru, jeśli nie przestaniemy wycinać, będziemy płacić kary. Trzeba ułożyć się z Macronem – zresztą nie mamy innego wyjścia, bo trwają już negocjacje nad przyszłym budżetem UE, więc czas na rozmowy jest teraz. Nawet w kwestii pracowników delegowanych, bo chociaż osiągnięto kompromis w Radzie Unii Europejskiej, to teraz jeszcze musi się na niego zgodzić Parlament Europejski.
Czy właśnie temu służy podróż premier Beaty Szydło do Paryża?
Trudno powiedzieć, chociażby z tego względu, że wizyta była planowana wcześniej, zanim w Niemczech przerwano rozmowy koalicyjne. Z pewnością jest odczuwalne zapotrzebowanie na bardziej dyplomatyczną politykę względem partnerów z UE z naszej strony. Proszę zwrócić uwagę, że w Europie też nie ma nastroju na to, żeby mocno walić w Polskę, dlatego zwleka się z radykalną krytyką i uruchomieniem artykułu 7.
W Berlinie problemy z budową koalicji, w Rzymie tak naprawdę rząd tymczasowy, Madryt skupiony na Katalonii, Londyn już się nie liczy. Czy to szansa dla Warszawy, żeby mocniej zaistniała na europejskiej scenie?
Korekta utrzymywanej dotychczas przez rząd linii w polityce europejskiej byłaby bardzo pożądana, zresztą zarówno przez jedną, jak i drugą stronę. Przez pierwsze dwa lata rząd postanowił pokazać, że nie damy sobie w kaszę dmuchać, ale w efekcie między Polską a Europą powstała duża dziura. Dobrze byłoby ją zasypać, a taka korekta zostałaby podchwycona po stronie unijnej. Zresztą zyskałyby obie strony, bo każdej daje ona szansę na wyjście z twarzą z impasu.