Zwolennicy totalnej opozycji i pisowscy radykałowie nazywają kompromis w sprawie ustaw sądowych kapitulacją prezydenta. To nieprawda
Dziennik Gazeta Prawna
Andrzej Duda uzyskał wprowadzenie do nowego pakietu skargi nadzwyczajnej i może ocalić Sąd Najwyższy przed mechaniczną weryfikacją wszystkich jego członków, bo zastąpiono ją barierą wieku. Co więcej, zapisy dotyczące Krajowej Rady Sądownictwa mają zagwarantować wybór do niej sześciu kandydatów opozycji (na 15 członków). Celem poprzedniej ustawy było wzięcie przez PiS wszystkich foteli.
Nie wszystko jest tu jasne. Trwa doprecyzowywanie przepisów. Wiemy, że jeden klub nie może zgłosić więcej niż dziewięciu kandydatów. Ale czy to oznacza, że jeśli opozycja zgłosi sześciu swoich, większość może ich odrzucić? Ludzie prezydenta zaprzeczają, bo przecież trzeba skompletować pełny skład KRS. Jednak co, jeśli opozycyjne kluby pozgłaszają każdy swoich i będą się wzajemnie blokować? A co, jeśli kluby opozycyjne wybór zbojkotują? Chyba nie zrobi tego Kukiz’15 – czy to oznacza, że w KRS zasiądzie dziewięciu przedstawicieli wskazanych przez PiS i sześciu przez Kukiza?
Ludzie prezydenta twierdzą, że ten nie do końca zbudowany system gwarantuje parytet. – I to jest wartość, bo jeśli choć jeden klub opozycyjny zgłosi kandydatów, odbędzie się ich normalna prezentacja, dyskusja. Gdyby wszystko brał PiS, skończyłoby się na przegłosowaniu w godzinę 15 nazwisk przysłanych na karteczce marszałkowi przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Te nazwiska były już gotowe, to przeważnie prokuratorzy, złączeni więzami lojalności z Ziobrą – mówi prezydencki minister.
Opozycja liberalna odrzuca ten rodzaj „ratunku”. Dla nich sam fakt odebrania korporacji sędziowskiej wpływu na wybór KRS to uderzenie w zasadę niezawisłości sądownictwa, na dokładkę sprzeczny z konstytucją. Jest w tym logika. Choć można odpowiadać, że jeszcze obowiązujący system rodził rozliczne patologie. Kiedyś chciała go zmieniać sama PO.
Trudno tu mówić o kapitulacji Dudy, bo prezydent korporacyjnego wyboru KRS nie bronił. A choćby w pomyśle na skargę nadzwyczajną szedł nawet dalej niż PiS w wywracaniu obecnego sądowego porządku.
Ci, którzy mówią o kapitulacji prezydenta po stronie pisowskiej, są z kolei zainteresowani wizerunkowym triumfem obozu rządowego. Z tym że interes Ziobry i jego resortu może być jeszcze inny. Albo próba siłowego powrotu do zawetowanych przepisów, albo nawet wywrócenie całej reformy.
Zwłaszcza że znają prawdę: te wszystkie zmiany nie przyniosą szybkiej naprawy sądowych praktyk, to zaś może wywołać rozczarowanie wśród ludzi skrzywdzonych przez sądy, przekonanych, że przynosi im się przełom. Czy nie lepiej przesłonić to zamętem i obwinić o wszystko w finale Andrzeja Dudę? Już w tej chwili robi to Ziobrowa propaganda, obarczając go winą za odrzucenie przez obecną KRS sądowych asesorów.
– Dlatego nawet po podpisaniu porozumienia przez prezydenta i prezesa PiS nie będziemy pewni dnia ani godziny. Nie zdziwimy się, jeśli na etapie prac sejmowych jakiś poseł związany ze Zbigniewem Ziobrą zgłosi wywracające porozumienie poprawki. Wtedy prezydent będzie musiał wetować, a oni wskażą na niego jako na burzyciela – dzieli się obawami prezydencki minister.
Dlaczego prezydent ryzykuje? Po pierwsze, więcej ugrać nie mógł. Każdy zapis gwarantujący parytet przy wyborze KRS był niedoskonały, ten pierwotny, dający każdemu posłowi jeden głos, jawił się jako prawnie wątpliwy, a mógł prowadzić do pata. Wersja uzgodniona między Pawłem Muchą i Stanisławem Piotrowiczem stwarza jakąś nadzieję na większy pluralizm w radzie i spokojniejszy model przebudowy sądów. A gwarancji niepopsucia takich ustaleń nie ma nigdy.
Jest i inny motyw. W obozie rządowym panuje przekonanie, że dojdzie jednak do wymiany premiera. Wbrew wielu komentatorom wspólna konferencja z Beatą Szydło raczej wzmocniła wrażenie pożegnania, choć Jarosław Kaczyński wciąż zwleka z decyzją. Przy ewentualnej wymianie rządu prezydent może uzyskać wpływ na skład nowej ekipy. Jeśli zinterpretuje prezydenckie prawo mianowania ministrów na wniosek premiera jako okazję do ujawnienia własnych preferencji.
Pojawia się cień nadziei na wymianę Antoniego Macierewicza. A to spór z szefem MON jest największym problemem Andrzeja Dudy – wystarczy śledzić publikacje „Gazety Polskiej” o rzekomych związkach prezydenckiego urzędu z WSI. Spodziewając się takiej rozgrywki, prezydent nie może mieć otwartych za wielu frontów. Tyle że ta gra toczy się w ciemno. Duda nie jest pewien personalnych zamiarów prezesa, nie prowadzi z nim handlu wymiennego. Stąd tyle niewiadomych.