Istotne jest ustalenie, czy i w jaki sposób służby porządkowe reagowały na ksenofobiczne treści. Śledczy przeanalizują też użycie materiałów pirotechnicznych.
Transparenty z napisami „Europa będzie biała albo bezludna” czy też opatrzony krzyżem celtyckim i znakiem falangi „Biała Europa braterskich narodów” wywołały oburzenie nie tylko w Polsce, ale też na świecie. Na ich treść podczas marszu nie zareagowali ani policjanci, ani organizatorzy. Tymczasem publiczne propagowanie faszyzmu lub innych totalitarnych ustrojów oraz nawoływanie do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych czy wyznaniowych jest przestępstwem. Zgodnie z art. 256 kodeksu karnego grozi za nie od grzywny, przez karę ograniczenia wolności, do dwóch lat więzienia. Czyn ten jest ścigany z oskarżenia publicznego, co oznacza, że policja lub prokuratura powinny wszcząć postępowanie niezależnie od tego, czy wpłynie w tej sprawie zawiadomienie o podejrzeniu przestępstwa, czy nie.
Wszystko wskazuje jednak na to, że służby podległe ministrowie spraw wewnętrznych i administracji Mariuszowi Błaszczakowi nie podejmą decyzji o ściganiu. Zostawią ją podległej Zbigniewowi Ziobrze prokuraturze.
– Będą szczegółowo analizowane zarówno znaki i symbole umieszczone na transparentach, jak i hasła skandowane podczas zgromadzenia. Po zebraniu całego materiału, zarówno w formie zdjęć, jak i nagrań, zostanie on przekazany do prokuratury, a ta podejmie merytoryczną decyzję co do wszczęcia postępowania – tłumaczy Sylwester Marczak, rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji.
Z kolei prokuratura, która również ma uprawnienia, by zająć się ściganiem przestępstw z art. 256 k.k. z urzędu, będzie czekać aż policja zgromadzi materiały. – Na tym etapie nie podejmujemy decyzji o wszczęciu postępowania, ponieważ doszłoby do dublowania czynności – tłumaczy Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie, do której trafi materiał zgromadzony przez śledczych.
Na co przyzwolili organizatorzy
W przypadku publicznego prezentowania rasistowskich treści odpowiedzialność karną ponosi konkretna osoba, która niesie transparent lub wznosi okrzyki. Służby będą więc musiały ustalić personalia uczestników, którym ewentualnie będzie można udowodnić popełnienie przestępstwa z art. 256 k.k. Natomiast pociągnięcie do odpowiedzialności organizatora zgromadzenia będzie już zależało od tego, w jakim stopniu przyczynia się on do popełnienia czynu.
– Trzeba to rozważać z punktu widzenia różnych form przestępnego współdziałania, takich jak współsprawstwo, podżeganie oraz pomocnictwo. Nawet zakładając, że ze strony organizatora marszu nie doszło do podżegania, to trzeba jeszcze sprawdzić, w jaki sposób na tego typu treści reagował – mówi dr Mikołaj Małecki, karnista z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Zarzut współsprawstwa można byłoby postawić organizatorowi, który wniósł istotny wkład w to, by ktoś inny nawoływał do nienawiści rasowej czy propagowania faszyzmu. Ale by mówić o pomocnictwie w rozumieniu art. 18 ust. 3 k.k., wystarczy ułatwienie popełnienia przestępstwa konkretnej osobie, co może polegać też na zaniechaniu.
– Jeśli podczas zgromadzenia ktoś wystawia transparent zawierający zakazane treści, organizator ma prawny obowiązek przeciwdziałać jego prezentowaniu. Umyślne zaniechanie tego obowiązku daje podstawę do pociągnięcia go do odpowiedzialności karnej za pomocnictwo do przestępstwa – dodaje dr Małecki.
O ile odpowiedzialność karną za propagowanie faszyzmu organizatorzy marszu ponosiliby w przypadku udowodnienia im świadomej i celowej pomocy lub przyzwolenia, to brak reakcji można rozpatrywać w kategorii łamania przepisów ustawy – Prawo o zgromadzeniach. Dlatego istotne jest ustalenie, czy i w jaki sposób służby porządkowe reagowały na ksenofobiczne treści.
Tysiące wykroczeń bez reakcji
Organizator oraz przewodniczący są zobowiązani do zapewnienia jego przebiegu zgodnie z prawem. Niespełnienie tego obowiązku grozi grzywną i to tylko w tym wypadku, jeśli „niepodejmowanie środków niezbędnych do zapewnienia zgodnego z prawem przepisami prawa przebiegu zgromadzenia” było umyślne.
Zgodnie z art. 19 ust. 5 organizator może zażądać opuszczenia zgromadzenia przez osobę, która swoim zachowaniem narusza przepisy ustawy albo uniemożliwia lub usiłuje udaremnić zgromadzenie. – Była sytuacja, w której organizator zwrócił się do grupy osób o opuszczenie tego zgromadzenia i z tego, co wiem, to żądanie nie zostało spełnione. Dlatego będą prowadzone też czynności pod kątem łamania przepisów ustawy – Prawo o zgromadzeniach – przyznaje Sylwester Marczak, rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji.
Jednak służby porządkowe zareagowały w ten sposób nie w kontakcie z osobami niosącymi rasistowskie transparenty, lecz w stosunku do grupy kobiet, które w tłumie rozwinęły baner z napisem „Faszyzm Stop”. – Pamiętajmy, że o tym, kto bierze udział w zgromadzeniu, decyduje organizator – tłumaczy policja.
Ustawa nakazuje też przewodniczącemu rozwiązanie marszu, gdy jego przebieg narusza przepisy karne. W takim wypadku marsz może być też rozwiązany przez przedstawiciela miasta lub też na wniosek policji. Ani organizatorzy, ani policja nie reagowali na odpalanie rac. Mimo że art. 4 ust. 2 prawa o zgromadzeniach wyraźnie stanowi, że w zgromadzeniach nie mogą uczestniczyć osoby mające przy sobie wyroby pirotechniczne lub inne niebezpieczne materiały.
Użycie pirotechniki – w sobotę powszechne – również stanowi wykroczenie. Zgodnie z art. 52 ust. 1 już samo posiadanie podobnych produktów podczas zgromadzenia publicznego jest zagrożone karą do 14 dni aresztu. Tymczasem racami zostali obrzuceni m.in. podróżni czekający na pociąg na podmiejskim dworcu Warszawa Powiśle.
Stołeczna policja zapewnia, że materiały z marszu będą analizowane również pod tym względem. Jednak w odróżnieniu od przestępstwa propagowania faszystowskich i rasistowskich treści, za stosowanie rac mogą odpowiadać jedynie uczestnicy zgromadzenia. Natomiast trudno za „racowisko” będzie pociągnąć do odpowiedzialności organizatorów marszu.
– Samo zorganizowanie zgromadzenia, na które może przyjść ktokolwiek, nie jest jeszcze ułatwieniem posiadania materiałów pirotechnicznych – uważa dr Małecki.