Znany kardiochirurg Mirosław G. jest już prawomocnie uniewinniony od zarzutu nieumyślnego doprowadzenia do śmierci pacjenta - przez pozostawienie wacika w jego sercu. Od nowa ma się zaś zacząć proces G. w wątku popełnienia przez niego błędu medycznego w tej sprawie.

W piątek Sąd Okręgowy w Warszawie utrzymał wyrok Sądu Rejonowego Warszawa-Mokotów w części uniewinniającej G.; uchylił zaś umorzenie zarzutu jego błędu medycznego i stworzenia niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia F. - ten wątek sprawy wróci do SR.

Piątkowa rozprawa odwoławcza SO była niejawna. Jawny był sam wyrok, którego sentencję przekazał PAP zespół prasowy SO.

"Wyrok uniewinniający jest skandaliczny" - ocenił mec. Rafał Rogalski, pełnomocnik rodziny Floriana M., który był operowany przez G. w 2006 r. Rogalski zapowiedział kasację do Sądu Najwyższego w tym wątku; wyraził satysfakcję z uchylenia umorzenia sprawy błędu medycznego. Nie wiadomo, czy kasację złoży prokuratura, która też odwoływała się od wyroku SR.

W maju br. SR - po trwającym od w 2012 r. procesie - uniewinnił G. od zarzutu doprowadzenia do śmierci pacjenta oraz umorzył wątek popełnienia przez niego błędu medycznego.

Pacjent dr. G. Florian M. był w 2006 r. operowany w warszawskiej klinice MSWiA, gdzie G. był ordynatorem kardiochirurgii. M. przeżył operację, cztery dni po niej jego stan się pogorszył, a personel medyczny odkrył, że w sercu pacjenta mógł pozostać jeden z gazików używanych podczas operacji. Według prokuratury, zawiadomiony o tym dr G. miał nie zareagować i dopiero dzień później zdecydować o ponownym operowaniu M., który niedługo potem zmarł. G. nie przyznawał się do winy.

Początkowo - w 2007 r. - prokuratura postawiła G. w sprawie Floriana M. zarzut zabójstwa pacjenta z zamiarem ewentualnym (czyli, że co najmniej godził się na jego śmierć). Pod tym m.in. zarzutem lekarz, zatrzymany w szpitalu w lutym 2007 r. przez CBA, został aresztowany na kilka miesięcy. Potem areszt uchylono. Zarzut zabójstwa prokuratura zmieniła na nieumyślne doprowadzenie M. do śmierci.

SR uznał, że kardiochirurg podczas operacji popełnił błąd, ale był on usprawiedliwiony. Sędzia Katarzyna Stasiów wskazywała, że lekarz wykonując tak trudną operację, polegał na swoim zespole, w tym instrumentariuszce, do której należało liczenie wykorzystanych podczas zabiegu wacików. Sędzia dodała, że nie mając informacji od instrumentariuszki, że wacika brakuje, G. mógł uznać, że wszystko jest w porządku (sprawę instrumentariuszki już wcześniej sąd umorzył).

Sędzia podkreślała, że opinie biegłych w takich sprawach, a nawet samo orzecznictwo sądów, jest różne. "Niektórzy uważają, że przy tak trudnych operacjach całkowitą winę, za pozostawienie wacika powinna ponosić instrumentariuszka. Nie sposób chyba wymagać, aby operator miał pamiętać o wszystkim" - mówiła. Zaznaczyła, że gdy potwierdzono, że w sercu może znajdować się wacik, G. wykonał reoperację, czyli - jak dodała - podjął działanie by cofnąć skutki błędu.

Uzasadniając uniewinnienie lekarza od zarzutu dotyczącego m.in. niewykonania badań potwierdzających obecność wacika - co zdaniem oskarżycieli doprowadziło do śmierci M. – sędzia Stasiów podkreślała, że pacjent był w tym momencie w sali intensywnej terapii, pod opieką innych lekarzy. Dlatego SR uznał, że G. nie jest za to odpowiedzialny.

Sędzia zaznaczyła, że nie ma dowodu jednoznacznie potwierdzającego, że to właśnie wacik doprowadził do śmierci pacjenta.

Odnosząc się do sprawy biegłego, który przygotował opinię korzystną dla oskarżonego, sędzia podkreśliła, że nic nie wskazuje na to, by była ona stronnicza. Prokuratura zarzuciła temu biegłemu, że opinia była fałszywa i skierowała przeciw niemu akt oskarżenia. "Ta opinia powinna być zdyskwalifikowana" - mówił mec. Rogalski.

Wyrok SR mec. Rogalski uznał za skandaliczny i zapowiedział apelację, podkreślając, że opinie innych biegłych wskazywały na przestępstwo G. Według adwokata, wyrok SR oznaczał, że inni lekarze też będą mogli popełniać błędy i zaniedbywać leczenie.

Obrońca G. mec. Beata Czechowicz mówiła po wyroku SR, że jest zachwycona, że "przy tym naporze, przy tym nacisku jaki był tu wywierany na sąd, zachował on niezawisłość, umiejętność rzetelnej oceny tej sprawy i rozstrzygnął zgodnie z prawem i ustalonym stanem faktycznym".

We wrześniu 2016 r. przed SR Warszawa-Mokotów zaczął się ponowny proces G. za korupcję. W 2013 r. SR - po czteroletnim procesie - skazał go rok więzienia w zawieszeniu i grzywnę za przyjęcie ponad 17,5 tys. zł łapówek od pacjentów. Skazano go za część zarzutów korupcyjnych - uniewinniono od 23 zarzutów, m.in. mobbingu wobec podwładnych i części zarzutów korupcyjnych. Sprawy oskarżonych pacjentów sąd warunkowo umorzył, a niektórych - uniewinnił.

"Jesteśmy zgodni, że przedmiotem wdzięczności nie mogą być pieniądze, nawet w niewielkiej kwocie" - mówił sędzia SR Igor Tuleya. Zarazem sąd krytycznie ocenił metody działania CBA i prokuratury w sprawie. "Budzi to skojarzenia nawet nie z latami 80., ale z metodami z lat 40. i 50. - czasów największego stalinizmu" - dodał sędzia. Rok później SO uchylił uniewinnienie G. i kilku jego pacjentów, zwracając sprawę SR.(PAP)

autor: Łukasz Starzewski