Proces integracji UE znalazł się w "ślepym zaułku" - oceniła premier Beata Szydło. Jak dodała, w dyskusji o przyszłości Unii powinny brać udział wszystkie państwa członkowskie; Polska w tej dyskusji powinna mieć większe ambicje niż tylko "dryf z głównym nurtem polityki europejskiej" - oświadczyła.

Premier wystąpiła w czwartek na XV Forum Polityki Zagranicznej zorganizowanym na Zamku Królewskim w Warszawie przez Polski Instytut Spraw Międzynarodowych.

Nawiązując do zbliżającej się drugiej rocznicy zaprzysiężenia jej rządu oceniła, że obecnie pozycja międzynarodowa Polski jest dużo mocniejsza niż przed dwoma laty. Jak dodała, stało się to za sprawą zarówno prezydenta Andrzeja Dudy jak i polskiej dyplomacji. Szefa MSZ Witolda Waszczykowskiego oraz wiceministra SZ ds. europejskich Konrada Szymańskiego określiła jako "dwa silne filary polityki zagranicznej Polski".

Według Szydło dwa lata temu nasz region "nie istniał, jako punkt odniesienia na politycznej mapie Europy". "Dzisiaj każdy, kto odpowiedzialnie myśli o przyszłości naszego kontynentu, musi podjąć dialog z krajami środkowoeuropejskimi. Grupa Wyszehradzka, Wyszehrad Plus, Inicjatywa Trójmorza, Dziewiątka Bukaresztańska - każda w swojej dziedzinie - są dzisiaj uczestnikami procesów politycznych w Europie. Jest to dostrzegane i doceniane przez polityków: Stanów Zjednoczonych, Europy, Chin" - oświadczyła premier.

Jak zauważyła obecna sytuacja w Europie skłania do "głębszej" refleksji nad przyszłością Unii Europejskiej. Przekonywała, że dyskusja nad przyszłością Wspólnoty powinna toczyć się z udziałem wszystkich zainteresowanych, a nie "w kręgu trzech, czy czterech stolic". "Dlatego musimy mieć ambicje większe, niż tylko dryf z głównym nurtem polityki europejskiej. Musimy ten nurt współkształtować" - podkreśliła premier.

Wskazywała również, że UE powinna zmierzyć się obecnie z czterema wyzwaniami. Wśród nich wymieniła odpowiedź na pytanie o zakorzenienie projektu integracyjnego w procedurach demokratycznych, jedność i spójność, ambicje w sferze bezpieczeństwa, i to, jaki model gospodarczy będzie w praktyce realizowany.

"Mechanizm zarządzania procesem integracji europejskiej znalazł się w ślepym zaułku. W praktyce został on oddany w ręce Komisji Europejskiej, a więc grona urzędników delegowanych przez państwa członkowskie. Pamiętajmy - delegowanych nie po to, by decydować o polityce Unii, ale by strzec zgodności podejmowanych działań z unijnym prawem" - mówiła Szydło.

"Projektowi europejskiemu nie służy przesuwanie centrum decyzyjnego do elitarnych gremiów oraz spychanie na margines tych państw, które w określonych dziedzinach nie chcą lub nie mogą integrować się w narzuconym tempie" - dodała.

Szefowa rządu stwierdziła, że sytuacja, w której KE "gotowa jest oczekiwać od rządów suwerennych państw lekceważenia woli wyborców i podporządkowania się jej oczekiwaniom prowadzi do wypaczenia zasad demokracji".

Głównym organem UE - podkreśliła premier - jest Rada Europejska. Jak dodała na ostatnim szczycie unijnym w Brukseli została przyjęta Agenda Liderów, która zakłada utrzymanie RE jako podstawowego forum dyskusji o "naprawie funkcjonowania UE". Premier oceniła, że utworzenie Agendy Liderów to krok w dobrym kierunku, lecz jeszcze "niedostateczny".

"Proces decyzyjny w UE musi być jak najmocniej zakorzeniony w woli wyborców. Z tego powodu opowiadamy się za wzmocnieniem roli parlamentów narodowych w unijnym procesie legislacyjnym" - mówiła premier. Jak podkreśliła, "postęp w integracji nie może prowadzić do wykluczenia".

Agenda Liderów została przyjęta na październikowym szczycie unijnym w Brukseli. To propozycja szefa RE Donalda Tuska, która zakłada pogłębione zaangażowanie Rady Europejskiej w rozwiązywanie kluczowych problemów, z jakimi państwa członkowskie spotkały się na poziomie rad sektorowych (tu decyzje podejmowane są przez ministrów poszczególnych resortów wszystkich państw członkowskich).

Premier wskazała też, że "pomniejszanie" roli parlamentów narodowych, jest "prostą receptą na kolejny kryzys integracyjny".

Według Szydło "można odnieść wrażenie, że procesy wyborcze, czy referenda stały się problemem dla pewnej grupy polityków europejskich". "Nie są oni gotowi przyznać, że ich rezultaty w ciągu ostatnich lat są coraz częściej wyrazem kontestacji przez wyborców obecnej sytuacji w Europie. W bardzo wielu krajach mamy dzisiaj do czynienia z silnymi ruchami eurosceptycznymi, które jeszcze kilka lat temu znajdowały się na marginesie politycznym" - podkreśliła premier.

Jak oceniła bez "trzeźwej" refleksji, dlaczego w polityce europejskiej doszło do takiego zwrotu, "trudno poważnie mówić o naprawie" Europy. "Nie wystarczy piętnowanie dziesiątków, milionów Europejczyków w różnych krajach, jako niedojrzałych i niebezpiecznych populistów, ani stawianie do kąta Polski, która ma odwagę o tym głośno mówić. W przypadku naszego kraju jest to niesprawiedliwe i niewłaściwe" - zaznaczyła szefowa rządu.

Zapewniła jednocześnie, że Polska nie wyjdzie ze Wspólnoty. "Polska należy do Unii Europejskiej, a Unia Europejska należy do Polski" - powiedziała Szydło.

Dodała, że nasz kraj chce, aby chrześcijańskie tradycje we Wspólnocie nie były "przedmiotem ideologicznej cenzury". "Chrześcijanie w Europie nie mogą odczuwać dyskomfortu, wstydzić się swojej wiary i tradycji" - stwierdziła premier.

Podkreśliła także, że szefowie państw i rządów UE zgodzili się, że Europa musi zrobić więcej dla kwestii bezpieczeństwa.

"Chcemy UE, która będzie zdolna do skutecznego reagowania na kryzysy w jej sąsiedztwie. Tzw. autonomia strategiczna UE nie może jednak prowadzić do osłabiania europejskiego wkładu w potencjał odstraszania i obrony NATO. Nie widzimy bowiem obecnie alternatywy dla gwarancji bezpieczeństwa wynikających z naszego członkostwa w NATO" - dodała Szydło.

Jak zaznaczyła autonomia strategiczna UE nie może służyć dystansowaniu się od Stanów Zjednoczonych, które określiła jako głównego sojusznika UE w zakresie bezpieczeństwa.

"Polska opowiada się za harmonizacją wysiłków na rzecz reformy wspólnej polityki, bezpieczeństwa i obrony UE oraz niezbędnej adaptacji NATO do nowej, skomplikowanej sytuacji bezpieczeństwa zarówno na Wschodzie jak i Południu" - zadeklarowała.

Według premier realizacja PESCO (współpracy strukturalnej w dziedzinie obronności - PAP) będzie możliwa w znacznej mierze dzięki sojuszniczemu wysiłkowi na flance wschodniej NATO i zabezpieczeniu jej przed potencjalną agresją.

PESCO ma prowadzić do pogłębienia współpracy wojskowej w UE - finansowania projektów, rozwoju technologii wojskowych i wzmocnienia przemysłu obronnego UE. Decyzję w sprawie formalnego uruchomienia tej współpracy, przywódcy mają podjąć na grudniowym szczycie.

Premier podkreśliła także rolę silnej, konkurencyjnej i innowacyjnej gospodarka UE. Jak oceniła, sukcesy gospodarcze UE ostatnich lat, były związane z możliwością prowadzenia wymiany handlowej na wspólnym rynku i korzystania ze wspólnych polityk.

"Unia musi być obszarem przyjaznym dla rozwoju gospodarek, dlategom wspólnie powinniśmy się sprzeciwiać tendencjom podtrzymującym lub pogłębiającym zróżnicowanie rozwojowe Unii. Niepokoją nas tendencje protekcjonistyczne podszyte nacjonalizmem ekonomicznym, widoczne w niektórych państwach członkowskich" - stwierdziła Szydło.

"Unii nie uzdrowi większa liczba regulacji, harmonizacja wynagrodzeń, czy polityki społecznej. Nie uzdrowią Europy nawet europejskie podatki transakcyjne, środowiskowe bądź klimatyczne, którymi będziemy finansować kolejne centralne instytucje, jakie mielibyśmy powołać, obok 30 które już mamy" - dodała premier.

Szefowa rządu zadeklarowała, że Polska jest gotowa do rozmowy na temat przyszłości UE, w tym ewentualnych zmian traktatowych. "Europa będzie silna, jeśli zdoła oprzeć się na sile państw członkowskich, jeśli nasi obywatele zobaczą pozytywne powody, by być częścią wspólnoty. Kształtowanie przyszłości 28 państw oraz 500 mln obywateli pod kątem wąskich potrzeb tylko jednej grupy to cofanie historii ostatnich rozszerzeń, to scenariusz porażki" - oceniła Szydło.