Regionalny rząd Katalonii, rozwiązany w piątek dekretem hiszpańskiego rządu, nie uważa się za zdymisjonowany i zamierza działać nadal - pisze hiszpańska agencja EFE, powołując się na źródła związane z rządem w Barcelonie.

Członkowie zdymisjonowanego formalnie katalońskiego rządu - według tych źródeł - nie zamierzają podporządkować się decyzji Madrytu i chcą urzeczywistniać postanowienia uchwały w sprawie niepodległości Katalonii zaaprobowanej przez parlament w Barcelonie.

Przegłosowana w piątek uchwała katalońskiego parlamentu zobowiązywała regionalny rząd Carlesa Puigdemonta do zaaprobowania dekretów i postanowień niezbędnych do urzeczywistnienia decyzji w sprawie tymczasowego statusu katalońskiej niepodległości.

Tymczasem hiszpańska Prokuratura Generalna kończy w trybie pilnym pracę nad aktem oskarżenia o bunt skierowanym przeciwko twórcom katalońskiej deklaracji niepodległości. Będzie on wymierzony przeciwko członkom autonomicznego rządu regionalnego i prezydium parlamentu katalońskiego, które zezwoliło na anonimowe głosowanie, aby uchronić głosujących przed konsekwencjami karnymi.

Sąd Krajowy w Madrycie wszczął także postępowanie przeciwko zdymisjonowanemu w piątek przez władze centralne dotychczasowemu dowódcy regionalnej policji katalońskiej Mossos d'Esquadra, Josepowi Lluisowi Trapero. Według władz w Madrycie zachowywał on "bierną postawę" wobec tłumów katalońskich demonstrantów utrudniających działania hiszpańskiej żandarmerii Guardia Civil interweniującej w Katalonii.

Jak ocenia agencja Associateg Press, zapowiadana przez Madryt normalizacja sytuacji w Katalonii może okazać się trudnym zadaniem wobec nastrojów społeczeństwa katalońskiego. Spora część dotychczasowych przeciwników referendum niepodległościowego i secesji regionu protestuje bowiem przeciwko siłowym formom, jakie przybiera zdecydowana interwencja władz krajowych w Katalonii.

Wielu katalońskich działaczy samorządowych, którzy dotąd nie aprobowali pośpiechu Puigdemonta, teraz deklaruje, że zdecydowani są bronić katalońskich instytucji przeciwko rozbijaniu solidarności społeczeństwa regionu - pisze AP.

Niezwykle popularna w mieście burmistrz Barcelony, Ada Colau, która bez ogródek oskarżała dotąd premiera Generalitat (rządu katalońskiego) o nierozważne działania "podyktowane interesami partyjnymi", obecnie odwołuje się do patriotyzmu Katalończyków i wzywa do "obrony katalońskich instytucji".

Znawca historii Katalonii Andrew Dowling z Uniwersytetu Cardiff w Walii, cytowany przez AP, uważa, że Puigdemont "wpadł w pułapkę własnej retoryki". Przekonywał bowiem Katalończyków, że niepodległość regionu jest możliwa, "ale po zdecydowanej reakcji Madrytu okazuje się bezradny i jego wypowiedzi z pewnością nie brzmią jak deklaracje prezydenta nowego kraju".

Z drugiej strony premier Hiszpanii Mariano Rajoy obiecuje Katalończykom, że zapowiedziane przez niego na 21 grudnia wybory w Katalonii stanowią właściwą drogę "przywrócenia godności katalońskim instytucjom", podczas gdy wcale nie jest powiedziane, czy nowe wybory mogą rozwiązać problem katalońskich separatystów.

Badania opinii publicznej sugerują - podkreśla AP - że partie opowiadające się za niepodległością Katalonii raczej zachowają lekką przewagę w nowym parlamencie, chociaż nie uzyskają lepszego wyniku niż 50 proc. mandatów.