Kancelaria premiera Donalda Tuska zamówiła analizę, z której wynikało, że w sprawie katastrofy smoleńskiej nie trzeba było stosować prawa, które oddało śledztwo w ręce Rosjan - informuje tygodnik "Do Rzeczy", który dotarł do nowych dokumentów.

Jak podkreśla gazeta, jednym z nich jest pismo z 19 września 2011 r., skierowane przez byłego szefa KPRM Tomasza Arabskiego do warszawskiej prokuratury okręgowej. Stanowi ono część materiału dowodowego w śledztwie w sprawie „zdrady dyplomatycznej”, które toczy się obok głównego postępowania dotyczącego przyczyn katastrofy smoleńskiej.

Według „Do Rzeczy”, z dokumentu wynika, że przez kilka tygodni po katastrofie smoleńskiej ekipa Donalda Tuska „nie pokusiła się o przygotowanie żadnej analizy prawnej, która wskazywałaby na to, że Polska była bezwolnym wykonawcą rosyjskich poleceń, a wszystkich ustaleń dokonywano na słowo honoru”.

„Kancelaria Prezesa Rady Ministrów nie posiada informacji, z jakich uregulowań wynikała decyzja Federacji Rosyjskiej o wdrożeniu śledztwa w sprawie katastrofy samolotu Tu-154M” – można przeczytać wg "Do Rzeczy" w piśmie sygnowanym przez Tomasza Arabskiego.

Jak podaje tygodnik, Arabski podkreślił także w dokumencie, że KPRM nie jest w posiadaniu opinii prawnych dotyczących ustalenia, w oparciu o jakie procedury powinny być badane okoliczności katastrofy smoleńskiej lotu Tu-154M sporządzonych na dzień 10 kwietnia 2010 r.

„Do Rzeczy” zwraca uwagę, że prawne analizy dotyczącego tego problemu śledztwa współpracownicy Tuska zaczęli zlecać dopiero wiele tygodni po tragedii, kiedy już w rzeczywistości cały materiał dowodowy został przejęty i zabezpieczany przez stronę rosyjską. Jak ustalił tygodnik, przygotowanie takiego opracowania zostało powierzone m.in. Kancelarii Prawnej K&L Gates.

Tygodnik wskazuje, że według autorów opracowania analiza kryteriów uznanych za relewantne w kontekście wykładni art. 3 Konwencji prowadzi do wniosku, że w omawianym przypadku "występuje duże natężenie elementów wskazujących na kwalifikację Tu-154M jako statku powietrznego państwowego".

„Należy w szczególności wskazać, że według dostępnych publicznie informacji samolot Tu-154M pozostawał do dyspozycji jednostki sił zbrojnych, był wpisany do rejestru samolotów wojskowych MON i traktowany był na gruncie prawa krajowego jako statek powietrzny państwowy, nosił stosowne oznaczenia samolotu wojskowego, zaś dowództwo nad nim sprawowała osoba wchodząca w skład personelu sił zbrojnych(…) – czytamy w dokumencie.