Rok więzienia w zawieszeniu i 20 tys. zł grzywny to wyrok stołecznego sądu wobec Krzysztofa Rutkowskiego za bezprawne prowadzenie działalności detektywistycznej w latach 2004-2006 i kierowanie bezprawnym pozbawieniem wolności. Część zarzutów umorzono.

O wydanym we wtorek wyroku Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia poinformowała w środę PAP sekcja prasowa Sądu Okręgowego w Warszawie. Wyrok SR jest nieprawomocny; można się od niego odwołać do SO.

Katowicka prokuratura zarzuciła Rutkowskiemu sześć przestępstw, w tym bezprawne prowadzenie działalności detektywistycznej w latach 2004-2006 oraz kierowanie bezprawnym pozbawieniem wolności innej osoby i stosowaniem przemocy lub groźby bezprawnej w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania. Za bezprawne pozbawienie wolności grozi kara do pięciu lat więzienia. Prowadzenie usług detektywistycznych bez zezwolenia jest zagrożone karą do dwóch lat.

Proces w tej sprawie ruszył we wrześniu 2012 r. Rutkowski nie przyznawał się do zarzutów. "W czasie, którego dotyczy sprawa, miałem licencję. To jest przede wszystkim złośliwość prokuratury" - odpierał oskarżenie Rutkowski. Akt oskarżenia tłumaczył m.in. konfliktem z byłym wiceszefem śląskiej policji i niektórymi spośród tamtejszych prokuratorów.

W akcie oskarżenia katowicka prokuratura okręgowa zarzuciła mu, że od stycznia 2004 r. do kwietnia 2006 r. "wykonywał regulowaną działalność gospodarczą w zakresie usług detektywistycznych bez uzyskania wpisu do rejestru działalności detektywistycznej poprzez zawieranie za pośrednictwem Biura Doradczego Rutkowski umów o świadczenie usług detektywistycznych".

W akcie oskarżenia wymieniono ponad 200 umów "na konsultacje i doradztwo", zawartych za pośrednictwem Biura Doradczego i mających dotyczyć usług detektywistycznych. Umowy odnosiły się m.in. do sprawdzania wiarygodności osób, poszukiwań zaginionych, ochrony osób i obiektów, a także poszukiwania sprawców przestępstw.

Oskarżono go też o to, że w 2005 r. w Bytomiu wydał swoim pracownikom polecenie zatrzymania trzech osób. Pracownicy Rutkowskiego zatrzymali wtedy dwóch przestępców i - omyłkowo - towarzyszącą jednemu z nich osobę, wciągnęli ich do samochodu i zawieźli na policję. Śledczy uznali tę akcję za bezprawną.

Według Rutkowskiego jego firma - działając na zlecenie właścicieli hurtowni - zapobiegła wymuszeniu rozbójniczemu. Argumentował, że dokonał zatrzymania obywatelskiego na gorącym uczynku, a jego Biuro Doradcze nie prowadziło żadnych czynności detektywistycznych. Podkreślał, że poza Biurem Doradczym miał także Biuro Detektywistyczne - z licencją i wszelkimi uprawnieniami detektywistycznymi. "Działania bytomskie były prowadzone, podobnie jak wiele innych takich działań w kraju, przy stałej koordynacji i współpracy z policją" - mówił.

Inne zarzuty dotyczyły akcji przeprowadzonej w 2005 r. w Książenicach koło Rybnika. Pracownicy firmy Rutkowskiego - działając na zlecenie matki 7-latka - weszli wówczas do szkoły, w której uczył się mieszkający z ojcem chłopiec i pomogli jej wyprowadzić z lekcji dziecko, nad którym miała przyznane prawo opieki. Pojawienie się ludzi w czarnych kamizelkach wywołało w klasie panikę. Rutkowski twierdził, że jego pracownicy pomogli jedynie w wykonaniu postanowienia sądu, a jego nie było na miejscu i nie kierował tą akcją.

Sąd umorzył zarzuty wobec Rutkowskiego dotyczące tej akcji.

Poza Rutkowskim aktem oskarżenia objęto także jego pracowników, oskarżonych o bezprawne pozbawienie wolności trzech osób w Bytomiu. Radosława D., Krzysztofa P. i Tomasza B. skazano na kary po pół roku pozbawienia wolności w zawieszeniu oraz po 5 tys. zł grzywny.

Akt oskarżenia katowicka prokuratura sformułowała w maju 2010 r. Pierwotnie był on przesłany do bytomskiego sądu, ostatecznie trafił do sądu w Warszawie.

W 2013 r. Sąd Apelacyjny w Katowicach w sprawie tzw. śląskiej mafii paliwowej prawomocnie skazał Rutkowskiego na 1,5 roku więzienia, m.in. za pranie brudnych pieniędzy. W sądzie I instancji dostał 2,5 roku więzienia. Po wyroku SA Rutkowski nie krył zadowolenia. "Dla mnie ten wyrok jest w tym momencie satysfakcjonujący, bo nie muszę trafić do więzienia (w związku z zarzutami był aresztowany prawie 10 miesięcy - PAP)" - mówił dziennikarzom. Zdaniem Rutkowskiego padł on ofiarą pomówień.