Rosnąca liczba imigrantów i radykalizacja muzułmanów powodują, że zapobieganie zamachom staje się coraz trudniejsze.
Służbom specjalnym Hiszpanii w ostatnich latach udawało się zapobiegać islamistycznym zamachom terrorystycznym. Do ostatniego czwartku, kiedy napastnicy wjechali samochodami w tłum przechodniów, najpierw w Barcelonie, a potem w Cambrils.
Wczoraj hiszpański rząd poinformował, że cała komórka podejrzewana o dokonanie ataków i przygotowanie kolejnych, z wykorzystaniem butli z gazem, została rozbita. Pięć osób zostało zastrzelonych w Cambrils, gdy w nocy z czwartku na piątek próbowały dokonać drugiego ataku, a cztery osoby zaangażowane w czwartkowy zamach w Barcelonie zostały aresztowane. Kilka osób zginęło w willi, gdzie przygotowywały ładunki, które miały służyć do kolejnych akcji. Cały czas trwają poszukiwania Junesa Abujaakuba, który prawdopodobnie wyjechał vanem w przechodniów na barcelońskim deptaku La Rambla, a następnie zdołał wmieszać się w tłum i uciec.
Wszyscy domniemani członkowie tej terrorystycznej komórki to Marokańczycy lub osoby marokańskiego pochodzenia z hiszpańskim obywatelstwem. Odpowiedzialność za zamach wzięło na siebie tzw. Państwo Islamskie. W ataku w Barcelonie zginęło 14 osób, w Cambrils – jedna, w obu łącznie obrażenia odniosło 130 osób. Wśród zabitych i rannych są obywatele 34 państw.
W Hiszpanii miał miejsce pierwszy, przeprowadzony na masową skalę, islamistyczny zamach terrorystyczny w Europie – 11 marca 2004 r. komórka związana z Al-Kaidą dokonała skoordynowanych ataków na cztery podmiejskie pociągi w Madrycie, zabijając 191 osób. Od tego czasu aż do czwartku udawało się jednak powstrzymywać kolejne – choć wiadomo, że Hiszpania z powodu udziału w koalicji antyterrorystycznej była na celowniku dżihadystów, a z racji bliskości geograficznej z Afryką Północną i dużej liczby muzułmańskich imigrantów taki atak wydawał się nieunikniony. To, że przez 13 lat do żadnego poważniejszego incydentu nie doszło, można przypisać doświadczeniu hiszpańskich służb specjalnych, które wcześniej przez dekady zmagały się z terrorystami z baskijskiej organizacji separatystycznej ETA (ostatniego zamachu dokonała ona w 2009 r., a kilka lat temu ogłosiła złożenie broni).
To jednak traci na znaczeniu w przypadku ataków z użyciem samochodów. O ile zdobycie broni czy materiałów wybuchowych i ich przechowywanie, przeszkolenie osób potrafiących się nimi posługiwać jest skomplikowane i wymaga przygotowań i pieniędzy, więc zawsze jest możliwość, by służby natrafiły na jakiś ślad, o tyle wjechanie w tłum wypożyczonym czy ukradzionym samochodem nie wymaga praktycznie żadnych przygotowań ani kosztów.
Nawoływanie ISIS do podejmowania na terenie Europy wszelkich działań siejących terror trafiło w Hiszpanii na podatny grunt z uwagi na dwa czynniki. Zwiększył się napływ do tego kraju imigrantów z północnej Afryki, a miejscowi muzułmanie zaczęli się mocno radykalizować. Na początku obecnego stulecia to Hiszpania była głównym celem nielegalnych imigrantów z Afryki, którzy przypływali albo na Wyspy Kanaryjskie, albo przez Morze Śródziemne do kontynentalnej części, ale dzięki współpracy z Marokiem ten szlak zupełnie stracił na znaczeniu kosztem bałkańskiego. Od kiedy jednak w zeszłym roku Unia Europejska zawarła umowę z Turcją o odsyłaniu nielegalnych imigrantów, przemytnicy znów używają szlaków z Libii do Włoch oraz z Maroka do Hiszpanii. Jak podaje Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji, od początku roku do połowy sierpnia do Hiszpanii przybyło 11 849 nielegalnych imigrantów, czyli niewiele mniej niż w całym zeszłym roku (13 246).
Według Javiera Argomaniza, eksperta ds. przemocy politycznej z Uniwersytetu St. Andrews, radykalizacja miejscowych muzułmanów, zwłaszcza w efekcie propagandy w internecie, jest rosnącym zjawiskiem w ostatnich kilku latach. Świadczy o tym to, że prawie połowa aresztowanych od 2013 r. w związku z terroryzmem to osoby urodzone już w Hiszpanii, zwykle pochodzące z bardzo ubogich rodzin imigranckich. Dziennik „El Pais” podał, że w Hiszpanii są cztery główne rejony radykalizacji – Barcelona, Madryt i jego przedmieścia oraz dwie hiszpańskie enklawy w północnej Afryce – Ceuta i Melilla.
W Barcelonie walkę z radykalizacją muzułmanów utrudniają dodatkowo separatystyczne dążenia autonomicznego rządu Katalonii, które przekładają się czasem na spory kompetencyjne. Dziennik „ABC” podał, że w grudniu zeszłego roku hiszpańskie ministerstwo spraw wewnętrznych zarekomendowało postawienie barier uniemożliwiających wjazd samochodem na pasaż La Rambla, ale władze Barcelony tego nie zrobiły. Kataloński rząd planuje przeprowadzenie 1 października referendum niepodległościowego (na które władze centralne w Madrycie się nie zgadzają), a w przypadku zwycięstwa ogłoszenie niepodległości w ciągu dwóch dni. Katalonia ma sporą autonomię, więc nie musiałaby wszystkich struktur państwowych budować od zera, ale służby specjalne dopiero trzeba by było stworzyć, co dla mieszkańców i turystów oznaczałoby ogromny wzrost zagrożenia.