Absolutna większość Polaków, po apelu Episkopatu widząc, co się dzieje podjęła wysiłek wojenny. Cud nad Wisłą był owocem modlitwy zjednoczonego narodu - mówi w rozmowie z PAP doktor teologii, pisarz, tłumacz, badacz w zakresie antropologii mariologicznej - Wincenty Łaszewski

Mówimy "Cud nad Wisłą", ale jaka naprawdę była atmosfera w Polsce, tego dnia oczami katolików? Co w tych krytycznych dniach dzieje się w Polsce?

WŁ: Mamy dwa wymiary tamtego wydarzenia. Pierwszy, tak go nazwijmy - "Warszawy świeckiej". Dla nas to może się wydać niepojęte ale ta "Warszawa świecka" w ogóle nie była świadoma tego, co czeka mieszkańców stolicy. Liczne świadectwa mówią, że Warszawa się bawiła. Do ostatniego dnia, czyli do bitwy warszawskiej mnóstwo ludzi mieszkających w Warszawie zamiast angażować się w ratowanie Ojczyzny (prosił o to zarówno rząd jak i Kościół) i jak mówił Episkopat-praktycznie całego świata, wybrało zabawy, trwonienie środków i wykorzystywanie tragedii w celu bardzo szybkiego bogacenia się kosztem tych którzy uciekając przed nadciągającymi Sowietami, za niewielką kwotę wyprzedawali majątki, meble, wszystko co mieli.

Sowieci szybko posuwają się w kierunku Warszawy. Episkopat wzywa do wysiłku na rzecz ratowania ojczyzny?

WŁ: W 1872/73 roku bł. Wanda Malczewska, wypowiedziała przepowiednię o tym, że Polska odzyska swoją podmiotowość i że chwilę po odzyskaniu niepodległości Polska zostanie zaatakowana, w taki sposób, że powinna przegrać. Według przepowiedni, Matka Najświętsza Polskę uratuje. Ludzie wierzący, zaangażowani w sprawy Boże, Episkopat, wiedzieli, że jeśli Polacy podadzą rękę Panu Bogu, to zostaną uratowani. Ale wszystkie listy Episkopatu, jakie znamy z tamtych czasów, mówiły wprost: że „to nie Bóg zrobi cud, tylko posłuży się nami po to, żeby mógł dokonać cudu i uratować Polskę i świat przed błędami Rosji”. Więc biskup Kakowski, bp. Fedorowicz, i wielu innych, pomni na przepowiednię i na to, co się dzieje zaczynają bić na alarm.

W jaki sposób reaguje Episkopat?

WŁ: W listach Episkopatu z tamtego czasu, należałoby podkreślić myśl główną, że naród, który przed chwilą uzyskał niepodległość, nie jest zjednoczony. Jeden z najważniejszych listów z 7 sierpnia rozpoczyna się od słów: „Ut Unum Sint” (Aby byli jedno). Episkopat wzywa, by Polacy przestali być myślącymi wyłącznie o sobie egoistami, bo wtedy Pan Bóg nie będzie w stanie pomóc. Episkopat wzywa naród aby stał się jednym podmiotem, który karnie prosi Niebo o pomoc. I rzeczywiście poza tym smutnym wątkiem, kiedy wielu Warszawiaków zamiast angażować się w ratowanie Polski, bawiło się a ich interesy kwitły, to jednak absolutna większość Polaków, po apelu Episkopatu, widząc co dzieje się na ziemiach, które już straciliśmy, podjęła wysiłek wojenny.

Po pierwsze, Episkopat poprosił naród o dwie rzeczy: jeśli trzeba, to żeby ofiarować życie, zaangażować się zbrojnie w walkę o Ojczyznę, a także, żeby ofiarować swój majątek. I ludzie byli gotowi oddać wszystkie swoje pieniądze po to, żeby wyposażyć wojsko, żeby kupić amunicję.

Episkopat wezwał do modlitwy, wezwał naród aby stanął karnie przed Bogiem i błagał o cud. Szczytem tej modlitwy był 7 i 8 sierpnia. To był początek Wielkiej Nowenny Błagalnej, która kończyła się właśnie 15 sierpnia. Wtedy wszystkie kościoły Warszawy całodobowo miały wystawiony Najświętszy Sakrament.

Drugi wysiłek jest taki, że razem z rządem, z Piłsudskim, Episkopat Polski z wiernymi raz jeszcze poświęcił Ojczyznę Najświętszemu Sercu Pana Jezusa.

Po trzecie, w Częstochowie i w innych miejscach, Polskę ofiarowano Maryi Królowej Polski. Czy możemy sobie to wyobrazić? Czterdzieści tysięcy ludzi leży krzyżem, na błoniach pod jasnogórskim klasztorem, błagając o wybawienie dla Polski, w sytuacji, tak po ludzku rzecz nazywając, beznadziejnej .

Tak oto zeszły się trzy wysiłki, które sprawiły cud: Najświętszy Sakrament, Najświętsze Serce Pana Jezusa, i nasza najpiękniejsza Królowa Polski.

To co w tych dniach działo się w Polsce budziło zdumienie i entuzjazm nawet w Watykanie. Wydaje się, że Watykan rozumiał w prawdziwych proporcjach to zagrożenie nadchodzące ze wschodu?

WŁ: Warto dodać, że Achille Ratti, późniejszy papież Pius XI, nie uciekł z walczącej stolicy. Pozostał do końca. Był tak zachwycony postawą wiary, zjednoczenia narodu, zjednoczenia wokół Boga, że gdy został papieżem (1922 - przyp. red.), w swojej letniej rezydencji w Castel Gandolfo polecił na ścianie kaplicy namalować „Cud na Wisłą”. Malowidło jest tam do dzisiaj.

Pan Bóg jest przewidywalny. Jeśli tylko potrafimy odkryć pewne schematy cudu, czyli co jest wymagane do tego, żeby w pewnej sytuacji, absolutnie beznadziejnej, Bóg dokonał absolutnego cudu. 15 sierpnia 1920r. dla obecnego w Warszawie przyszłego papieża była to ogromna lekcja i świadectwo, co należy zrobić, żeby stał się cud. I ten cud ma przypominać Kościołowi, nam wszystkim, w jaki sposób możemy ratować świat, naszą Ojczyznę, nasze rodziny, w sytuacjach absolutnej, wydawałoby się porażki.

Dotyka Pan momentu bardzo ważnego w tamtym czasie, mianowicie pewnego kryzysu, upadku morale. Mało kto wierzył jeszcze w zwycięstwo...

WŁ: Poza wymienionymi przeze mnie nazwiskami, chyba nikt nie wierzył w zwycięstwo, bo morale np. wojska było bardzo niskie. Przygrywali każda bitwę, uciekali, bo wiedzieli co ich czeka, kiedy przejdzie front. Nawet J. Piłsudski przywołał kard. Kakowskiego i powiedział mu, że jeśli nie stanie się coś wielkiego, to czeka nas koniec Polski. Piłsudski błagała kard. Kakowskiego i prosił: "dajcie kapelanów do armii".

I wtedy kardynał pisze odezwę do swojej diecezji, przykazując aby 5% kapłanów poszło na front. Wśród nich poszedł m.in. ks. Ignacy Skorupka.

Zdaje się, że ten element obecności księży, zwykle młodych, którzy uwierzyli, że dla Boga nie ma nic niemożliwego, przygotowującej żołnierzy także na to, że może oddadzą życie za Polskę, tak podniosło morale żołnierzy, że nie bali się ruszyć w bój, który nie dawał nawet cienia szans na zwycięstwo. I zwycięstwo przyszło. Takich wątków mamy mnóstwo.

Dzisiaj z tego pamiętnego dnia zostało nam określenie "Cud nad Wisłą". Jaką naukę powinniśmy wyciągać z tego sprzężenia ducha i czynu?

WŁ: Mam nadzieję, że większość ludzi to wie, że są rzeczy ważniejsze, niż nasze własne życie. Po prostu. Wielkie hasło: Bóg, Honor, Ojczyzna to są wartości za które poprzednie pokolenia były gotowe oddać życie, jako męczennicy. Mam nadzieję, że to nowe pokolenie, które dojrzewa wokół nas, to widzi. Nam przez dziesiątki lat odbierano prawo do bycia dumnym z tego, że jesteśmy Polakami. Tymczasem jeśli zaczniemy się uczyć prawdziwej historii narodowej, to zobaczymy, że na mapie Europy czy świata, jesteśmy naprawdę wyjątkowym narodem. Brońmy swojej podmiotowości, swojej wartości historycznej. To jest rola nie młodzieży, ale jej wychowawców.

Młodzież chętnie słucha, że Polska ma do odegrania ważną rolę, tak jak w roku ‘20. Jezus powiedział do św. Faustyny, że Polskę szczególnie umiłował: „Jeśli tylko będziecie posłuszni woli Bożej, to z Polski wyjdzie iskra, która przygotuje świat na powtórne moje przyjście”. Jest to jedna z dwóch największych tajemnic i łask. Według tego, co Jezus powiedział św. Faustynie, Polska ma do odegrania szczególną rolę. Przygotuje świat na powtórne przyjście Jezusa, który zamknie historię.

Jesteśmy ważni dla historii przeszłej i przyszłej.

Młodzi powinni pamiętać, że czymś ważniejszym od siebie samego jest naród, Ojczyzna. Jeśli nie będzie w tym Boga, to wszystko nam się zawali. I nie będzie kolejnego cudu nad Wisłą.