Północnokoreańska gospodarka odczuje wprowadzone przez ONZ restrykcje, ale Pjongjang i tak będzie kontynuował program nuklearny.
Przyjęte przez Radę Bezpieczeństwa ONZ w miniony weekend nowe sankcje przeciwko Korei Północnej teoretycznie powinny mocno uderzyć w gospodarkę tego kraju. Ale niekoniecznie zmuszą reżim Kim Dzong Una do rezygnacji z programu nuklearnego.
Sankcje, które są odpowiedzią na dwa przeprowadzone w lipcu testy międzykontynentalnych rakiet balistycznych, zostały przyjęte stosunkiem głosów 15:0. Zakazują one importu z Korei Północnej węgla, żelaza, rudy żelaza, ołowiu, rudy ołowiu oraz owoców morza, zabraniają tworzenia nowych spółek joint venture z podmiotami z Korei Północnej oraz inwestowania w istniejące, importowania pracowników z tego kraju, a także nakładają zakazy podróżowania i zamrażają aktywa kolejnych kilku osób i firm związanych z reżimem. Według szacunków, wskutek sankcji wartość północnokoreańskiego eksportu – wynosząca obecnie 3 mld dol. rocznie – spadnie o jedną trzecią. W tym roku Pjongjang spodziewał się sprzedać żelazo i rudę żelaza za 251 mln, ołów i rudę ołowiu za 113 mln, owoce morza za 295 mln (eksport węgla już w listopadzie został ograniczony przez ONZ do 400 mln dol. rocznie, a w lutym Chiny, będące jego największym odbiorcą, w ogóle wstrzymały import). Najtrudniejsze do oszacowania są dochody z eksportu pracowników, ale ocenia się, że Korea Północna zarabia na tym od 1,2 do 2,3 mld dol. rocznie.
Kłopot z egzekwowaniem
Zmniejszenie przychodów eksportowych o jedną trzecią powinno być bolesnym ciosem dla każdego państwa, ale w praktyce efekt sankcji może być mniejszy. Po pierwsze, w przeszłości Korei Północnej dość skutecznie udawało się je obchodzić i teraz też pojawiają się pytania o ich przestrzeganie. – Wątpię w tę liczbę jednego miliarda. Nie sądzę, by gospodarczy skutek był tak duży. Nie należy się spodziewać, by Korea Północna ugięła się bardziej niż Irak po sankcjach nałożonych w 1990 r. – oświadczył Joseph DeThomas, były urzędnik amerykańskiego Departamentu Stanu, który był doradcą przy poprzednich turach rozmów o sankcjach. Jego zdaniem problematyczne może być zwłaszcza egzekwowanie zakazu sprowadzania nowych pracowników z Korei Północnej.
Po drugie, wpływ sankcji nie będzie aż tak bolesny, bo północnokoreańska gospodarka znajduje się w relatywnie dobrej kondycji. Bank centralny Korei Południowej oszacował w lipcu, że w 2016 r. wzrost gospodarczy na Północy wyniósł 3,9 proc., czyli był najwyższy od 1990 r. Był to zarazem drugi przypadek w minionych 26 latach, by PKB na Północy rósł szybciej niż na Południu (pierwszy raz miał miejsce w 2008 r., gdy zaczynał się globalny kryzys), choć oczywiście trzeba pamiętać, że między obydwoma państwami nadal jest przepaść – PKB na 1 mieszkańca Korei Północnej stanowi zaledwie 4,5 proc. tego w Korei Południowej. Dowodem na względnie dobrą sytuację gospodarczą są dane celne z Chin, które odpowiadają za ponad 90 proc. obrotów handlowych Korei Północnej – w pierwszej połowie tego roku zanotowała ona deficyt handlowy w wysokości 800 mln dol., co wskazuje, że reżim ma pieniądze na import towarów.
Ale najważniejsze jest to, że zasadniczym celem sankcji nie jest sprowadzenie recesji na Koreę Północną, lecz wymuszenie na niej rezygnacji z programu nuklearnego, a to niekoniecznie musi się udać.
Nuklearny priorytet
Wielu ekspertów zwraca bowiem uwagę, że główny koszt z tym związany – budowa ośrodków nuklearnych – już został poniesiony w przeszłości. – Przekonanie o tym, że Północ potrzebuje miliardów dolarów, żeby rozwijać broń nuklearną i pociski, jest śmieszne. Korea Północna nie płaci naukowcom tak dużo, a większość elementów broni jest w stanie zbudować sama – mówi Bloombergowi Lim Eul-chul, ekspert ds. Korei Północnej z południowokoreańskiego uniwersytetu Kyungnam.
Poza tym, już w przeszłości reżim Kimów pokazał, co jest dla niego priorytetem. – Zacieśnienie sankcji może spowolnić, ale nie zatrzyma postępów Pjongjangu. Północnokoreański reżim zapewne postrzega zdolność do odstraszania nuklearnego jako kluczową dla swojego przetrwania i będzie gotowy znieść wiele trudności, by nie ustąpić – dodaje Michael Kovrig, doradca ds. Azji Północno-Wschodniej w International Crisis Group. Potwierdzeniem tego jest reakcja Pjongjangu na sankcje. Państwowa agencja prasowa KCNA oświadczyła, że „w obliczu gróźb USA Pjongjang nie będzie kładł środka odstraszania nuklearnego na stole negocjacyjnym” i zagroziła, że Waszyngton „zapłaci wysoką cenę za swoje zbrodnie”. Według analityków wojskowych najpóźniej za kilka lat północnokoreańskie rakiety z głowicami nuklearnymi będą w stanie osiągnąć niemal całe terytorium Stanów Zjednoczonych.