Prezydent USA ma problem z realizacją sztandarowych zapowiedzi wyborczych, ale nie traci zwolenników. „Jestem tu od niecałych sześciu miesięcy, a oni mówią: Trump nie zrealizował swojego programu. No to myślę sobie – chwileczkę, jestem tutaj od niedawna” – powiedział prezydent podczas niedawnego wywiadu udzielonego dziennikowi „New York Times”. W pewnym sensie wypowiedź ta doskonale podsumowuje pierwsze półrocze prezydenta.
Trumpowi nie udało się bowiem jak na razie przeprowadzić żadnej głębszej reformy. Proponowane przez republikanów zmiany w systemie ubezpieczeń zdrowotnych utknęły w Kongresie i prawdopodobnie w najbliższym czasie nic z nich nie wyjdzie. Ofiarą wewnątrzpartyjnych przepychanek może również paść zapowiadana przez Biały Dom gruntowna reforma systemu podatkowego, która wciąż nie jest gotowa. Nic nie słychać również o wielkim planie naprawy amerykańskiej infrastruktury.
Trudno też powiedzieć, czy Trump przejdzie do historii jako prezydent, który wzmocnił potęgę amerykańskiej armii. Prezydencki projekt budżetu zakładał znaczące zwiększenie wydatków na wojskowość, ale w USA kontrolę nad wydatkami dzierży Kongres. Co prawda na Kapitolu do propozycji prezydenta odniesiono się ciepło – komisja budżetowa zaproponowała nawet przeznaczenie na wojsko więcej, niż chciała głowa państwa – ale ostateczny budżet Pentagonu będzie zależał od tego, czy Kongres znajdzie pieniądze na sfinansowanie podwyżki. A to oznacza ostrą walkę o każdego dolara, bo nie każdy kongresmen zgodzi się np. na cięcia w ważnym dla jego stanu programie socjalnym.
Również dorobek polityki zagranicznej Trumpa trudno ocenić jednoznacznie. Prezydent stonował swoją krytykę pod adresem Europy, odwołał cierpkie słowa dotyczące NATO, a nawet odbył niezwykle jowialną wizytę we Francji. Wygląda na to, że przekonania, jakie żywił prezydent jeszcze w trakcie kampanii prezydenckiej, rozbijają się o realia stosunków międzynarodowych. W związku z tym uprawiana przez Trumpa polityka zagraniczna coraz częściej jest mainstreamowa.
Z szybkiego złagodzenia napięcia w relacjach z Rosją nic nie wyszło, nawet jeśli ułożenie się z Moskwą pozostało jednym z priorytetów Trumpa (było zresztą priorytetem każdego lokatora Białego Domu). Porozumienie atomowe z Iranem prezydent nazywał „najgorszą umową, jaką zawarły USA”, ale jego administracja nie robi nic, żeby je zerwać lub renegocjować. Co więcej, potwierdza, że Teheran się z niego wywiązuje. Dalekim wspomnieniem jest twarda retoryka względem Chin, być może dlatego, że Trump zrozumiał znaczenie Pekinu w rozwiązaniu problemu nadzwyczaj aktywnej ostatnio Korei Północnej.
Stałymi elementami pozostają natomiast sceptycyzm względem wolnego handlu (ostatnio pojawiły się pogłoski o pracach nad wprowadzeniem przez USA cła na stal), a także globalnej polityki klimatycznej – chociaż to może się zmienić po wizycie w Paryżu.
Problemem Trumpa jest natomiast niewielka sympatia opinii publicznej. Od połowy maja poparcie dla prezydenta konsekwentnie utrzymuje się poniżej 40 proc. Warto jednak przypomnieć, że poniżej tego poziomu spadała również ocena dokonań Billa Clintona i Geralda Forda.
Co ciekawe, wskaźniki poparcia skaczą w górę, jeśli weźmie się pod uwagę tylko okręgi wyborcze, w których Trump wygrał ostatnie wybory – co pokazał niedawny sondaż przeprowadzony na zlecenie dziennika „Wall Street Journal” i stacji NBC News. Na tych terenach prezydent cieszy się 50-procentowym poparciem, a jest ono jeszcze większe w hrabstwach, w których Trumpowi poszło lepiej niż republikańskiemu kandydatowi na głowę państwa w wyborach z 2012 r., Mittowi Romneyowi. Tam wskaźnik skacze do 56 proc.