Po raz pierwszy marynarka chińska prowadzi manewry na Morzu Bałtyckim. Są one wyraźnie elementem gry politycznej. Pokazują, że Rosjanie i Chińczycy chcą przeciwdziałać budowie świata dwubiegunowego - mówi PAP dr hab. Tadeusz Dmochowski, wykładowca Uniwersytetu Gdańskiego.

W dniu wizyty Donalda Trumpa w Polsce, jednostki rosyjskiej Floty Bałtyckiej wraz z trzema chińskimi okrętami wojennymi rozpoczęły ćwiczenia na Bałtyku. Wśród nich jest niszczyciel rakietowy CNS "Changsha". Ćwiczenia Joint Sea 2017 wyznaczono w okolicy Kaliningradu i Sankt Petersburga. Nie podano daty zakończenia ćwiczeń.

Wspólne manewry Rosji i Chin są przeprowadzane dopiero od 5 lat. Ćwiczenia Joint Sea w poprzednich latach wpisywały się w kontekst polityczny. W 2016 roku podobne manewry miały miejsce na Morzu Południowochińskim, gdzie Chiny roszczą sobie prawa do większości akwenu tego morza. Budzi to nerwowość w krajach sąsiednich.

Sprawę pojawienia się na Bałtyku chińskich okrętów komentuje dla PAP - dziekan Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego, dr hab. Tadeusz Dmochowski.

PAP: Czy kiedykolwiek okręty chińskie prowadziły manewry na Bałtyku?

Dr hab. Dmochowski: Na tzw. Dalekim Wschodzie, tj. w regionie Azji-Pacyfiku, czy też w obszarze funkcjonowania Szanghajskiej Organizacji Współpracy wspólne manewry wojskowe należą do wieloletniej tradycji, która jest kultywowana przez kolejnych przywódców obu państw: Chińskiej Republiki Ludowej i Federacji Rosyjskiej. Natomiast po raz pierwszy marynarka chińska prowadzi manewry na Morzu Bałtyckim. Są one wyraźnie elementem gry politycznej. Pokazują, że Rosjanie i Chińczycy nie zgadzają się z „amerykańskim hegemonizmem” i że chcą przeciwdziałać budowie świata dwubiegunowego.

PAP: Dla Chińczyków morze Bałtyckie to bardzo odległy rejon świata. Wysłanie tutaj trzech okrętów to olbrzymi wydatek.

Dr hab. Dmochowski: Dla Chin wymiar ekonomiczny nie ma tutaj znaczenia. Jest to państwo o największym obok Stanów Zjednoczonych potencjale gospodarczym, które od niedawna (ale po raz kolejny w historii) należy do grona głównych, światowych graczy gospodarczych i politycznych. Tak bogate państwo, o ogromnym, dodatnim bilansie w handlu zagranicznym, nie kieruje się w swoich działaniach strategicznych kosztami ekonomicznymi. Najważniejsza dla Chin jest realizacja celu politycznego.

PAP: Termin manewrów zbiegł się z wizytą prezydenta USA - Donalda Trumpa w Polsce. Jest to przypadek czy celowe działanie?

Dr hab. Dmochowski: Myślę, że to nie jest przypadek. Nadarzyła się świetna okazja, z której przeciwnicy hegemonii amerykańskiej chętnie skorzystali. Rosjanie i Chińczycy pokazują, że mogą współdziałać nawet w akwenie bałtyckim, który jest przecież od Chin tak odległy. Oba państwa zademonstrowały, że nie tylko NATO stanowi liczącą się i mobilną siłę militarną.

PAP: Na ile te manewry pokazują zagrożenie bezpieczeństwa dla Europy Środkowo-Wschodniej i krajów bałtyckich?

Dr hab. Dmochowski: Bez wątpienia stanowią wyraźny sygnał dla Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników. Rosja i Chiny poprzez swoje działania ostrzegają, wskazując Stanom Zjednoczonym i NATO, że nie stanowią one jedynej siły militarnej na świecie i że muszą się liczyć z interesami Chin i Rosji. Ponadto Rosja udowadnia, że nie jest osamotniona pomimo, że podejmuje działania destabilizujące pogranicze UE i NATO, takie jak oderwanie od Ukrainy Krymu czy separatystyczne działania w Zagłębiu Donieckim. Moskwa pokazuje, że ma poczucie swoich własnych interesów i że będzie ich bronić, mając wsparcie ze strony Chin. Oba państwa wskazują również państwom Europy Środkowej i Wschodniej, ale również krajom bałtyckim, że Stany Zjednoczone, UE i NATO nie są jedynymi graczami w regionie.

PAP: Czy powinniśmy zareagować na takie działania?

Dr hab. Dmochowski: Poza przyjęciem tego faktu do wiadomości i zwróceniem uwagi na polityczny wymiar, nie ma potrzeby podejmowania konkretnych działań. Musimy pamiętać, że interesy Rosji i Chin są mocno rozbieżne. Dzieli je wiele - przede wszystkim aspekt ekonomiczny. Chińczycy zalewają Rosję swoją produkcją i tysiącami towarów, a Rosja ma dużo mniej do zaoferowania (ropa, gaz, broń). Oba państwa łączy natomiast opozycja wobec polityki Stanów Zjednoczonych.

PAP: Komu na tych manewrach zależy bardziej: Chinom czy Rosji?

Dr hab. Dmochowski: W tym przypadku Rosji, ale dla Chin jest to też element prestiżowy. Chiny mają ogromne poczucie dumy narodowej i lubią pokazywać swoją istotną rolę na arenie międzynarodowej. Dzięki takim manewrom, mogą o tym przypomnieć.