Węgierski minister spraw zagranicznych i handlu Peter Szijjarto uważa, że "Grupa Wyszehradzka stała się marką i to, co mówimy, ma znaczenie". Dodał, że to "najskuteczniejszy sojusz regionalny w Unii Europejskiej".

Szijjarto rozmawiał z PAP w Londynie, gdzie przebywał na międzynarodowej konferencji poświęconej procesowi reform na Ukrainie, zaledwie kilka dni po przejęciu przez Węgry od Polski prezydencji w V4.

Węgierska prezydencja w Grupie Wyszehradzkiej potrwa do 30 czerwca 2018 roku. Jako swoje priorytety na kolejne 12 miesięcy rząd Viktora Orbana wyznaczył m.in. wzmocnienie współpracy w formule V4 w kontekście regionalnym, unijnym oraz światowym, a także zwiększenie konkurencyjności V4 w dziedzinie cyfrowej.

Szef węgierskiej dyplomacji ocenił, że w ciągu 26 lat od powstania "Grupa Wyszehradzka stała się marką i to, co mówimy, ma znaczenie". "To realne osiągnięcie, szczególnie biorąc pod uwagę, że trzy pozostałe kraje - poza Polską - są niewielkimi państwami. Jesteśmy najbliżej współpracującym, najskuteczniejszym sojuszem w Unii Europejskiej" - przekonywał.

Jak tłumaczył Szijjarto, "to oczywiste, że są różnice pomiędzy nami a Europą Zachodnią, ale to normalne - (...) jesteśmy suwerennymi państwami z różną sytuacją, położeniem geograficznym, historią".

Jego zdaniem kluczowym wyzwaniem na najbliższe lata będzie zreformowanie środkowoeuropejskich gospodarek i przygotowanie ich do wyzwań związanych z rozwojem nowych technologii, co pozwoliłoby przyciągać inwestycje pozwalające na rozwój "na zapleczu niemieckiej gospodarki" i stać się "symbolem zachodzących zmian".

"Powstają technologie, które wkrótce będą częścią naszej codzienności, a o których nigdy byśmy nawet nie śnili. Jesteśmy u progu całkowicie nowej ery gospodarczej, w której mierniki sukcesu kompletnie ulegną zmianie" - argumentował minister.

38-letni Szijjarto, który wcześniej był m.in. rzecznikiem prasowym rządzącej na Węgrzech partii Fidesz, powiedział, że region może zyskiwać dzięki wzrostowi produktywności, a także "zdroworozsądkowemu" podejściu państwa, w tym m.in. do przedsiębiorców, ale także do migracji.

Szef węgierskiej dyplomacji przekonywał, że kraje Europy Zachodniej "powinny być nam wdzięczne, a nie obrażać nas" za rygorystyczną politykę migracyjną, która ograniczyła napływ migrantów i uchodźców do pozostałych państw UE.

"Wbrew temu, co nam się zarzuca, okazaliśmy ogromną solidarność wobec naszych zachodnich przyjaciół - gdybyśmy nie zatrzymali migracji, napłynęłoby nie 1,5 miliona ludzi, ale trzy, cztery (miliony), a może więcej, którzy pojechaliby do Niemiec, Austrii, Szwecji i innych państw, bo jest jasne, że nie chcą się zatrzymać u nas" - tłumaczył.

"Kwoty, które wydawaliśmy na ochronę granic - ogromne pieniądze - moglibyśmy przeznaczyć na rozwój gospodarczy, ale zdecydowaliśmy się chronić granicę Schengen i bronić Niemców, Austriaków, Szwedów. (...) To szaleństwo, że oni nie są nam za to wdzięczni" - powiedział Szijjarto.

W trakcie pobytu w Londynie węgierski minister wziął udział także w rozmowach dotyczących planowanego wyjścia Wielkiej Brytanii z UE. Oficjalne negocjacje w tej sprawie prowadzi zespół roboczy w ramach Komisji Europejskiej, na którego czele stoi Michel Barnier.

Jak przekonywał Szijjarto, głównym wyzwaniem jest osiągnięcie porozumienia w sprawie przyszłych relacji handlowych z W. Brytanią, którego brak "zaszkodziłyby unijnym gospodarkom".

Pytany o to, czy zgadza się z brytyjską premier Theresą May, która powiedziała, że "brak porozumienia jest lepszy niż złe porozumienie", szef węgierskiej dyplomacji przekonywał, że "ani brak, ani złe porozumienie nie są do zaakceptowania; potrzebujemy uczciwego porozumienia".

Wielka Brytania rozpoczęła procedurę wyjścia z UE 29 marca i powinna opuścić Wspólnotę najpóźniej 29 marca 2019 roku.

Z Londynu Jakub Krupa (PAP)