- Mam nadzieję, że polski rząd potrafi wzmocnić u prezydenta przekonanie, że największym wrogiem jest putinowska Rosja - mówi Janusz Bugajski w rozmowie z DGP.
Janusz Bugajski, ekspert Center for European Policy Analysis (CEPA) w Waszyngtonie, autor ponad 20 książek o Europie, Rosji i relacjach transatlantyckich / Dziennik Gazeta Prawna



Czego możemy spodziewać po wizycie prezydenta USA w Polsce? Czy w Ameryce jest ona postrzegana jako ważna?
– Jest ważna zarówno dla sojuszu polsko-amerykańskiego, jak i dla niego samego. Z kilku powodów. Wbrew temu, co wcześniej mówił, podczas pobytu w Warszawie pokaże swoje przywiązanie do NATO i relacji transatlantyckich. Po drugie – będzie mógł wskazać Polskę jako przykład dobrego, wiarygodnego sojusznika, który wydaje 2 proc. PKB na obronę, który bierze udział w misjach wojskowych. Po trzecie wizyta jest ważna osobiście dla Donalda Trumpa: będzie mógł udowodnić, że nie jest aż tak niepopularny na scenie międzynarodowej. Jeśli zostanie dobrze przyjęty nad Wisłą, będzie to istotne dla jego wyborców i dla jego wizerunku w USA.
Z kolei Polska może pokazać innym krajom Unii, że ma także innych sojuszników niż Niemcy czy Francja.
– Oczywiście z polskiego punktu widzenia jest bardzo ważne, że amerykański prezydent przyjeżdża do Warszawy wcześniej niż do Berlina czy Londynu. To ma znaczenie symboliczne, szczególnie dla rządu, który jest krytykowany w UE za problemy z demokracją: może pokazać, że ma silny sojusz ze Stanami Zjednoczonymi. To także ważny sygnał dla Rosji, pokazanie jej, że Ameryka wzmacnia sojusz, że Moskwa nie może traktować Polski jak członka NATO drugiej kategorii.
Z naszego punktu widzenia najistotniejsze byłyby deklaracje na temat wspólnej obrony przed rosyjskim zagrożeniem, ważności art. 5 traktatu atlantyckiego itp. Czy Donald Trump złoży jakieś konkretne deklaracje?
– Trudno przewidzieć, bo Donald Trump lubi nie trzymać się tekstu przemówienia. Mamy nadzieję, że potwierdzi to, co już zostało powiedziane przez innych członków gabinetu – o wspólnej obronie, o tym, że art. 5 jest w mocy. Ten przekaz skierowany będzie nie tylko do Polski, ale też do Rosji.
To, że Polska jest pierwszym europejskim krajem, który prezydent Trump odwiedza – nie licząc spotkania z papieżem w Watykanie i wizyt na szczytach G7 i NATO – jest znamienne. Podobnie jak to, że przyjeżdża do nas w niespełna pół roku po inauguracji, podczas gdy Barack Obama był w trakcie trzeciego roku prezydentury. Czy to znaczy, że Trump bardziej niż Obama postrzega Polskę jako ważnego sojusznika?
– Sądzę, że tak. Obecny zespół kierujący sprawami bezpieczeństwa narodowego jest bardzo przywiązany do NATO i relacji transatlantyckich i postrzega Polskę jako ważnego sojusznika. Także jako przykład dla innych krajów w kwestii wydatków na obronę, udziału w misjach NATO. Powiedziałbym, że Trump wciąż się uczy. W momencie, gdy został wybrany, nie wiedział wiele o znaczeniu NATO, relacjach transatlantyckich. Teraz, dzięki sekretarzom stanu, obrony, doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego zaczyna to rozumieć. Mam nadzieję, że polski rząd będzie potrafił wzmocnić u niego przekonanie, że największym zagrożeniem dla Sojuszu, dla Europy jest putinowska Rosja. Jeśli Andrzej Duda podczas spotkania z Trumpem będzie w stanie to zrobić, przyniesie to Polsce wiele korzyści w przyszłości.
Ważny jest też kontekst międzynarodowy. Wielka Brytania chce utrzymywać specjalne stosunki z USA, ale ma problemy z brexitem. Angela Merkel powiedziała, że Niemcy nie uważają już USA za sojusznika. Także prezydent Francji Emmanuel Macron jest bardzo krytyczny wobec Trumpa.
– Jeśli chodzi o Wielką Brytanię, to faktem jest, że przechodzi ona teraz przez pewne zawirowania, ale jej specjalne relacje z USA nie zostaną zerwane. Prawdą jest też, że Trump źle znosi jakąkolwiek krytykę, więc jest to jeden z powodów, że za cel pierwszej wizyty wybrał Warszawę – bo mało prawdopodobne, by tu były jakieś demonstracje przeciw niemu. Polska ma szanse zyskać na znaczeniu, ale też nie wygląda, by w wyobrażalnym czasie miała mieć takie znaczenie gospodarcze jak Niemcy. Dlatego powinna wzmacniać relacje z USA, ale powinna także wzmacniać relacje w regionie. Z tego powodu tak ważna jest Inicjatywa Trzech Mórz. Co do Merkel, to myślę, że posunęła się za daleko. Stany Zjednoczone nie wycofają się z Europy.