Dwadzieścia ofiar śmiertelnych to najnowszy bilans samobójczego zamachu bombowego, dokonanego w niedzielę rano na placu Tahrir w Damaszku. Syryjskie MSZ poinformowało o tym w piśmie do sekretarza generalnego ONZ. Są też dziesiątki rannych.

Żadne z ugrupowań terrorystycznych nie wzięło na razie odpowiedzialności za zamach.

Zamachowiec samobójca zdetonował ładunek wybuchowy umieszczony w samochodzie. Siłom bezpieczeństwa udało się udaremnić wybuchy dwóch innych pojazdów.

Oficjalna syryjska agencja prasowa SANA i Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka z siedzibą w Londynie podały, że trzy samochody pułapki były ścigane przez policję, gdy zmierzały do centrum Damaszku. Kierowcy dwóch samochodów zostali zabici przez służby bezpieczeństwa przy wjeździe do miasta, a trzeciemu udało się przedostać na plac Tahrir we wschodnim Damaszku, gdzie zdetonował ładunek wybuchowy.

"Po namierzeniu trzech samochodów pułapek władzom udało się na drodze prowadzącej do portu wysadzić w powietrze dwa z nich. Gdy otoczono trzeci pojazd na placu Al-Ghadir (części placu Tahrir), terrorysta wysadził się w powietrze, zabijając i raniąc cywilów" - podało syryjskie MSW, na które powołuje się agencja SANA.

Od początku wybuchu wojny domowej w Syrii, w Damaszku stosunkowo rzadko dochodzi do samobójczych zamachów. W połowie marca w dwóch samobójczych zamachach, do których nikt nie się przyznał, zginęły 32 osoby. Pięć dni później w podwójnym zamachu śmierć poniosły 74 osoby; do tego ataku przyznał się syryjski sojusz dżihadystyczny Tahrir al-Szam, w którego skład wchodzi dawniej związana z Al-Kaidą grupa Dżabhat Fatah al-Szam.

Wojna w Syrii rozpoczęła się w marcu 2011 roku, kiedy pokojowe demonstracje antyrządowe przekształciły się w krwawe starcia z wojskiem i policją. W wyniku trwającego już sześć lat konfliktu zbrojnego, w który zaangażowały się światowe mocarstwa, śmierć poniosło ponad 310 tys. ludzi, a 11 mln Syryjczyków, czyli połowa ludności, zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów.