Wygląda na to, że Syria wzięła pod uwagę ostrzeżenie USA ws. retorsji na wypadek ataku chemicznego i go nie przeprowadziła - powiedział w środę szef Pentagonu James Mattis. W poniedziałek Biały Dom poinformował, że Damaszek może użyć broni chemicznej.

"Wygląda na to, że poważnie potraktowali ostrzeżenie (...). I nie zrobili tego" - powiedział Mattis dziennikarzom towarzyszącym mu w podróży do Brukseli, gdzie szef Pentagonu spotka się z ministrami obrony krajów należących do NATO.

Mattis nie odpowiedział na pytanie o to, czy jego zdaniem reżim syryjskiego prezydenta Baszara el-Asada całkowicie zrezygnował z użycia broni chemicznej.

Rzecznik Białego Domu Sean Spicer oznajmił w poniedziałek, że "wiele wskazuje na to, iż władze Syrii są znów gotowe do użycia broni chemicznej, tak jak to miało miejsce 4 kwietnia". Zapowiedział też, że jeśli dojdzie do ataku, to "cena militarna" dla władz w Damaszku będzie wysoka.

We wtorek Pentagon poinformował, że służby wywiadowcze USA zaobserwowały większą aktywność w syryjskiej bazie lotniczej w Szajrat i może ona być związana z przygotowaniem do użycia broni chemicznej.

Mattis powiedział jednak w środę, że jego zdaniem "program chemiczny Asada nie ogranicza się do jednej bazy lotniczej".

4 kwietnia armia syryjska przeprowadziła atak chemiczny na opanowaną przez rebeliantów miejscowość Chan Szajchun w prowincji Idlib, w którym zginęło co najmniej 86 osób, w tym 30 dzieci. W reakcji na ten atak siły USA w nocy z 6 na 7 kwietnia dokonały nalotu z użyciem 59 pocisków manewrujących Tomahawk na bazę Szajrat w prowincji Hims, powodując poważne szkody.