Nie można mówić o racji stanu UE, bo nie ma ona państwa i narodu - uważa wicemarszałek Senatu Adam Bielan (PiS). Zdaniem polityków opozycji działania na rozbicie UE są przeciwko polskiej racji stanu. Jak ocenili w sprawach istotnych dla Polski należy szukać sojuszników, aby ta kwestia stała się racją stanu Unii.

W piątek w Warszawie odbyła się inauguracja 25. Szkoły Liderów Politycznych, programu kształcącego kompetencje przywódcze wśród polskiej klasy politycznej.

Podczas spotkania odbył się panel dyskusyjny "Polska racja stanu na tle przemian demokracji w Europie i na świecie”. Wzięli w nim udział m.in. wicemarszałek Senatu Adam Bielan (Pis), wicemarszałek Sejmu Małgorzata Kidawa-Błońska (PO), prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz oraz szefowa klubu Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer.

Politycy byli pytani, czy według nich można mówić - w kontekście traktatów Unii Europejskiej - o państwowej racji stanu. Według Bielana "nie można mówić o racji stanu UE, bo nie ma państwa i narodu Unii". „Politycy, którzy podejmują decyzje odpowiadają przed swoimi wyborcami w poszczególnych krajach” - podkreślił.

Bielan przyznał, że należy "znajdować pozytywne" projekty, w których można budować zgodę wewnątrz UE. "Polska to czyni" - wskazał wicemarszałek Senatu. Zapewnił jednocześnie, że rząd PiS jest „twardym” negocjatorem w sprawach, które nie są korzystne dla Polski.

Zdaniem Katarzyny Lubnauer „nie ulega żadnej wątpliwości”, że Polska samotna i nie zjednoczona z Europą to „bardzo zły pomysł”. "Polska między Wschodem i Zachodem, pozostająca samotnie - zawsze źle się kończy z punktu widzenia historii” - zauważyła posłanka.

Jak oceniła, Polska racja stanu powinna być dość jednoznacznie utożsamiona z naszą racją stanu jako silnego podmiotu w ramach Unii Europejskiej. Zaznaczyła, że wszystkie kraje członkowskie powinny współpracować na rzecz silnej UE.

Lubnauer podkreśliła też, że UE została zbudowana na wartościach, które powinny być elementem racji stanu każdego państwa. Według niej są one związane m.in. z praworządnością i solidarnością. "Dobrze, żeby je podzielali zarówno polscy politycy, jak i my jako całe państwo. Jeśli spojrzymy na to w ten sposób, to to się nie kłóci” - mówiła posłanka. „Niestety tego może ostatnio rzeczywiście trochę brakuje” - oceniła.

Jej zdaniem obecny rząd nie realizuje polskiej racji stanu, bo nie buduje siły naszego kraju, m.in. poprzez sojusze. „Działania na rozbicie UE powodujące dezintegrację - a tak oceniam działania Polski i Węgier - są przeciwko polskiej racji stanu” - uznała Lubnauer.

Małgorzata Kidawa-Błońska podkreśliła, że Polska musi współpracować ze wszystkimi. Według niej ważne jest szukanie porozumienia z każdym członkiem UE. „To jest naszą racją, żeby Polska potrafiła usiąść do stołu i rozmawiać” - zaznaczyła wicemarszałek.

Zdaniem Kosiniaka-Kamysza nie wszystko, co jest Polską racją, będzie tożsame z racją stanu UE. Przekonywał, że w sprawach istotnych dla Polski należy szukać w UE sojuszników tak, aby ta kwestia stała się racją stanu Unii. „To jest sztuka uprawiania polityki na poziomie europejskim” - wskazał prezes PSL. Jego zdaniem politycy PiS zajmujący się sprawami międzynarodowymi „poruszają się w tym obszarze skandalicznie”.

Podczas uroczystości wykład wygłosił Fernando Casal Bertoa z Uniwersytetu w Nothingham. W swoim wystąpieniu mówił o kryzysie politycznym, z jakim mamy - według niego - do czynienia. Jak ocenił demokracja musi „sprostać” wyzwaniom, ponieważ partie polityczne przestały się cieszyć zaufaniem ze strony obywateli.

Bertoa doszedł do wniosku - opierając się na badaniach, które przeprowadził - że „kryzys” jest związany m.in. z odejściem przez wyborców od areny politycznej. Jak zauważył, obywatele nie utożsamiają się z partiami, w związku z czym „nie idą do urn”. Poza tym, dodał, spada liczba członków w partiach, ponieważ nie chcą się oni z nimi identyfikować.

Można powiedzieć, że partie przestały się mobilizować i udzielać na arenie politycznej; chowają się, uciekają od państwa i zwiększają dystans - ocenił. Nie są już pośrednikiem między wyborcami a rządem - zaznaczył Bertoa. Wskazał, że przez to „element demokratyczny zaginął, a alternatywą stały się partie populistyczne”.

Kolejnym problemem, który według Bertoa złożył się na obecną sytuacją, jest głosowanie przez wyborców w każdych wyborach na kogoś innego. „Brakuje związku pomiędzy wyborcami i partiami” - stwierdził. Wyborcy często - jak mówił - postrzegają ugrupowania polityczne, jako jednostki skorumpowane, które nie prezentują ich interesów.

„Wierzę w to, że demokracja może być silna partiami. Liderzy muszą wykazać inicjatywę i je zreformować” - podkreślił na zakończenie swojego wystąpienia. Ocenił, że ugrupowania polityczne muszą mieć bezpośredni związek z wyborcami - dzięki temu są silniejsze i mają sposobność przetrwać dłużej". (PAP)