Żaden sąd w Polsce nie ma prawa badać powołania prezesa Trybunału Konstytucyjnego - powiedział w piątek PAP sędzia TK Mariusz Muszyński. W jego ocenie, takie działanie oznacza brak szacunku dla prawa.

W piątek, warszawski sąd rejonowy, rozpatrując cywilną sprawę, wytoczoną przez osobę prywatną prezesowi TK o odszkodowanie, zawiesił ją bezterminowo. Sędzia Wojciech Łączewski powołał się na to, że musi on dbać o to, by Skarb Państwa był należycie reprezentowany w tym procesie. Pełnomocniczka TK w tej sprawie miała pełnomocnictwo podpisane przez prezes TK Julię Przyłębską.

Rzeczniczka Sądu Okręgowego w Warszawie sędzia Anna Ptaszek mówiła PAP, że "sędzia nie podważył wyboru Julii Przyłębskiej na prezesa TK, powołał się natomiast na pytanie prawne do Sądu Najwyższego, skierowane przez sąd apelacyjny, co do kwestii prawidłowości jej wyboru". W lutym, warszawski sąd apelacyjny zadał SN pytanie prawne ws. "umocowania" sędzi Przyłębskiej jako prezesa TK oraz problemu, czy tę kwestię może oceniać sąd powszechny.

"Co do sędziego Łączewskiego, to się nie dziwię, bo rozumiem, że on kontynuuję tę swoją krucjatę (...) rozumiem, że robi to świadomie, bo na tyle wiedzy prawniczej powinien mieć, żeby wiedzieć, iż nie ma uprawnień do podejmowania tego rodzaju decyzji" - powiedział sędzia Muszyński. Dodał, że takie działanie to "brak szacunku dla prawa i państwa".

Sędzia Muszyński wskazał, że już w 2008 r. Sąd Najwyższy, w uchwale, "jednoznacznie wypowiedział się, że sądy cywilne w ramach procesu cywilnego nie mają prawa do badania aktów powołań przedstawicieli różnego rodzaju urzędów państwowych; tego rodzaju badania mogą być dokonane tylko w ramach specjalnych, istniejących procedur". "W przypadku prezesa TK i sędziów TK takich procedur nie ma" - dodał. (PAP)