Wiadomość o niedawnym zamachu terrorystycznym w Manchesterze wywołała u mnie strach. Natychmiast zadzwoniłem do brata, by upewnić się, że rodzina jest cała. Ale prawdziwy koszmar tego wydarzenia zaczął docierać do mnie, kiedy oglądałem telewizyjne relacje o tym, że w wybuchu bomby zginęli rodzice i ich dzieci, wychodzący z koncertu muzyki pop.
Magazyn DGP 09.06 / Dziennik Gazeta Prawna
Nie minęły dwa tygodnie, jak doszło do ataku w centrum Londynu. Okolica, w której dokonano zamachu, jest mi dobrze znana i dzięki temu uświadomiłem sobie, że każdy z nas mógł wyjść na spacer i znaleźć się w tym miejscu w feralnym momencie.
Zamachy zostały przeprowadzone w dwóch wielkich miastach zamieszkanych przez przedstawicieli różnych kultur. Nie sposób w nich oddzielić mieszkańców tego czy innego koloru skóry lub wyznawców tej czy innej wiary; to miejsca, w których ludzie różnych narodowości zawsze mieszali się ze sobą i mieszkali obok siebie. I właśnie dlatego Londyn i Manchester stały się celem terrorystów. Bo według ich rozumowania ludzie różnych wyznań nie mogą mieszkać razem. To przekonanie powoduje zresztą, że islamscy ekstremiści znajdują bratnie dusze wśród ultraprawicowych nacjonalistów, którym także śni się ten sam koszmar nienawiści i podziałów.
Jedną z przewidywalnych odpowiedzi na ostatnie terrorystyczne zamachy w Europie są natychmiastowe deklaracje polskiego rządu o tym, że wszystkiemu winny jest multikulturalizm. Minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak ostrzegł, że Europa traci chrześcijańskie korzenie i że Europa Zachodnia cierpi przez poprawność polityczną. Prezes PiS Jarosław Kaczyński ogłosił, że jesteśmy w stanie wojny, a premier Beata Szydło wezwała Europejczyków do „wstania z kolan” i odrzucenia polityki multikulturalizmu „brukselskich elit”. Wszystkie te wypowiedzi są częścią jednego przesłania, nieustannie powtarzanego przez obecny rząd: przyjmowanie w Europie uchodźców zagraża jej stabilności, a Polska stoi na czele ruchu przeciwko multikulturalizmowi.
Brak szacunku
Podobne oświadczenia członków polskiego rządu oraz wielu przedstawicieli opozycji są dla nas, Brytyjczyków, obraźliwe i nieuczciwe. W tym czasie, kiedy potrzebujemy solidarności i empatii, drwi się z nas i okazuje się nam brak szacunku. Właściwie mówi nam się, że sami sobie jesteśmy winni i że to nasz sposób życia odpowiada za zamachy. Ponadto, choć ataki nie miały związku z ostatnią falą uchodźców w Europie, polscy politycy wykorzystują cierpienia Brytyjczyków do osiągnięcia swoich politycznych celów w wewnątrzunijnej walce. Ideologiczna fiksacja na uchodźcach i multikulturalizmie odwraca uwagę od rzeczywistych przyczyn terroryzmu i nasilenia się aktywności terrorystycznej w ostatnich latach.
Tak jak teraz atakuje się społeczność muzułmańską w dzisiejszej Wielkiej Brytanii, tak w latach 70. i 80. o popieranie terrorystów oskarżano irlandzkich katolików. Zamachy terrorystyczne IRA (które były o wiele częstsze) były odzwierciedleniem konfliktu w Irlandii Północnej, w której stacjonowała brytyjska armia. Ataki ustały, kiedy zostało znalezione polityczne rozwiązanie konfliktu i rozpoczął się proces pokojowy. Miliony Irlandczyków mieszkających w Wielkiej Brytanii, których kiedyś uważano za źródło terroryzmu, teraz żyją spokojnie i bez strachu. Nikt już nie twierdzi, że przyczyną terroryzmu jest zbyt duża liczba Irlandczyków lub katolików na Wyspach.
Przyczyny obecnej fali islamskiego terroryzmu są bardziej złożone i globalne. Jednak jeśli chcemy kiedykolwiek go zwalczyć, trzeba go zrozumieć, a nie tłumaczyć za pomocą uproszczonych sloganów pasujących do konkretnego ideologicznego sposobu postrzegania świata.
Wy też z nimi współpracujecie
Wszystkie większe organizacje terrorystyczne, jak Al-Kaida lub Państwo Islamskie, czerpią podstawowe przekonania z wahhabizmu – fanatycznego, regresywnego i kiedyś zmarginalizowanego odłamu islamu. Wahhabizm jest dominującą formą islamu w Arabii Saudyjskiej, która finansuje promowanie tej ideologii na świecie. Reżim saudyjski jest jednym z najbardziej brutalnych i represyjnych na świecie, z oburzająco długą listą przypadków łamania praw człowieka. Mimo to królestwo Saudów pozostaje jednym z najbliższych sojuszników Zachodu. W ciągu ostatnich lat brytyjski rząd poparł sprzedaż broni dla tamtejszej armii na sumę 4,2 mld dol., a w tym samym tygodniu, kiedy w Manchesterze wybuchła bomba, Donald Trump podpisał z Saudyjczykami kontrakt zbrojeniowy wart 110 mld dol. (z możliwością jego zwiększenia do 350 mld dol.). Część tej broni jest wykorzystywana do prowadzenia wojny w Jemenie, w wyniku której, według ocen ONZ, od początku roku zginęło 10 tys. osób, 40 tys. zostało rannych, a 3 mln musiało opuścić domy. Jak zachodni przywódcy mogą mówić o tolerancji i wzywać do spokoju, jednocześnie wspierając i nazywając sojusznikiem najbardziej ekstremistyczne państwo islamskie na świecie? W znacznie mniejszym stopniu to również dotyczy Polski, która w latach 2010–2015 podwoiła obroty handlowe z Arabią Saudyjską i szkoliła saudyjskich oficerów w Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Lądowych we Wrocławiu.
Takie organizacje jak Państwo Islamskie zyskały możliwość rekrutowania nowych członków po wojnach w Iraku, Syrii i Libii. Te państwa były rządzone przez brutalnych, ale świeckich dyktatorów, i daleko im było do państw islamistycznych i bycia zagrożeniem dla cywilizacji Zachodu. Inicjowane przez Zachód wojny w tych krajach stworzyły polityczną i militarną próżnię, którą wypełniły organizacje terrorystyczne często wspierane przez zachodnie rządy. Ojciec zamachowca z Manchesteru w epoce Kaddafiego był libijskim dysydentem i wrócił do Libii podczas powstania w 2011 r. Sam zamachowiec niedawno wrócił z Libii i był podejrzewany o związki z terrorystycznymi organizacjami. Wojna w Libii, w której Wielka Brytania brała udział, pozostawiła kolejne państwo w rozsypce, przez co islamiści zyskali możliwość stworzenia tam bazy do werbowania nowych członków i prowadzenia działalności terrorystycznej.
To nieprawda
Jednym z najbardziej szokujących faktów dotyczących zamachu w Manchesterze jest to, że policja otrzymywała wcześniej od miejscowej społeczności sygnały o tym, że przyszły zamachowiec może stanowić zagrożenie. Wyrzucono go z miejscowego meczetu, a muzułmańscy pracownicy społeczni kilkakrotnie uprzedzali policję o jego ekstremistycznych poglądach. Okazało się również, że policja była uprzedzona o niebezpieczeństwie grożącym ze strony jednego z zamachowców z Londynu. Te ataki pokazały, jak bardzo policji brakuje kadr i środków, po części z powodu cięć wydatków zainicjowanych przez obecny rząd (piszę to przed wyborami). Liczba policjantów między 2010 a 2016 r. zmniejszyła się o 20 tys.
Społeczność muzułmańska zrobiła to, o co ją proszono, czyli uprzedziła o potencjalnym zagrożeniu ze strony niektórych swoich członków. To przeczy oświadczeniom polskich polityków i publicystów twierdzących, że brytyjscy muzułmanie albo poparli zamachy, albo nie chcieli ich osądzić. W Manchesterze muzułmańskie dzieci i ich rodzice zorganizowali marsz protestu przeciwko atakom, Muzułmańska Rada Wielkiej Brytanii konsekwentnie potępia zamachy terrorystyczne, mer Londynu, muzułmanin Sadiq Khan, jako pierwszy potępił zamachy i ogłosił żałobę, a imamowie odmówili odprawiania obrzędów pogrzebowych nad terrorystami z Manchesteru i Londynu.
To nie islam i nie społeczność muzułmańska są winne terroryzmu, tylko jeden konkretny odłam islamskiego ekstremizmu, który rozprzestrzenił się w warunkach chaosu i zniszczeń wywołanych przez wojny na Bliskim Wschodzie. Winne jest też niedofinansowanie policji, która nie ma możliwości przeciwstawienia się zagrożeniu.
Przyczyny terroryzmu oraz rozwiązania problemu są złożone. Jednak próba podzielenia społeczeństwa i zrzucenia winy na jedną społeczność tylko zwiększy niebezpieczeństwo większej przemocy. Zagrożenia nie stanowi jeden kawałek społeczeństwa, o czym świadczy zabójstwo deputowanego Partii Pracy Joego Coxa; został on zamordowanego w zeszłym roku przez brytyjskiego nacjonalistę. Brytyjczycy używający tego samego języka i argumentów co wielu polskich polityków nie ograniczają swoich ataków do społeczności muzułmańskiej. Wzrost nacjonalizmu i rasizmu po referendum w sprawie brexitu doprowadził do wielu napaści na Polaków. Ultraprawicowi nacjonaliści nie rozróżniają „dobrych” i „złych” Polaków – dla nich wy wszyscy jesteście gorsi.
Tymczasem polski rząd dołącza do najbardziej reakcyjnych polityków na świecie, jak Donald Trump i Marine Le Pen, próbujących zbić na ostatnich atakach polityczny kapitał. Oni chcieliby zagmatwać rozumienie przyczyn zamachów, powstrzymać debatę o tym, jak polityka zagraniczna Zachodu pomogła doprowadzić do obecnej sytuacji, i zrobić z 1,7 mld muzułmanów na świecie jedną ciemną masę z metką „terroryści”.
Nieustająca propaganda skierowana przeciwko ludziom uciekającym od wojny spowodowała znieczulenie na cierpienia milionów osób. W tym roku w Morzu Śródziemnym utonęło ponad 1,6 tys. uchodźców, którzy próbowali dostać się do Europy. W tygodniu, kiedy w Manchesterze został przeprowadzony zamach, w wyniku amerykańskiego ostrzału w Iraku zginęło 105 cywilów. W marcu niedaleko wybrzeża Jemenu w wyniku ostrzału statku z helikoptera zginęło 31 uchodźców z Somalii. Jeśli chcemy zachować jakiekolwiek poczucie człowieczeństwa i wartości cywilizacji (chrześcijańskiej czy jakiejkolwiek innej), te wydarzenia powinny nas szokować i wywoływać współczucie w stosunku do ofiar wojen i terroryzmu. Demonizacja jednej grupy etnicznej lub wyznaniowej prowadzi w jednym kierunku. I nie jest to droga, na którą Europa chciałaby kiedykolwiek powrócić.