Przez ten rok układ warszawski przestał traktować mnie jak natrętnego młokosa, a zobaczył we mnie poważnego przeciwnika i zaatakował bez pardonu. Z Janem Śpiewakiem rozmawia Robert Mazurek.

Pora to powiedzieć głośno.

Tak, chciałbym być prezydentem Warszawy.

Czyli wystartuje pan w wyborach?

Logika wydarzeń może mnie do tego zmusić. Jeśli nie znajdziemy kogoś, kogo moglibyśmy poprzeć, to pewnie będę kandydował na prezydenta Warszawy.

Co to za logika wydarzeń?

Jestem politykiem...

O, to nowa deklaracja.

Nie ma co owijać w bawełnę: jestem politykiem, choć nie należę do żadnej partii. Chciałbym zmieniać to miasto i chciałbym zrobić to szybko, bo widzę, jak traci swoją szansę.

Dobrze, jest pan politykiem. I?

I nie widzę nikogo, na kogo chciałbym głosować w wyborach na prezydenta stolicy. Mógłbym poprzeć Jana Ołdakowskiego, ale on nie kandyduje, mógłbym też poprzeć Barbarę Nowacką, ale ona się do tego nie pali, a w dodatku jak widzę, kto wokół niej się kręci, to przechodzi mi ochota.

Może inny kandydat lewicy?

Ryszard Kalisz? (śmiech) O Jezu...

Rafał Trzaskowski z PO?

To żarty? Nie mógłbym go poprzeć, tak samo Jacka Sasina.

Paweł Rabiej?

Ten, którego prawą ręką jest Sławomir Potapowicz? Ten sam Potapowicz, który był prawą ręką Pawła Piskorskiego?

W ten sposób został panu kandydat PSL lub Marek Jakubiak z Kukiz’15.

Za Jakubiaka, endeka, sponsora prokremlowskich Kresów.pl, serdecznie dziękuję.

No to startuje pan sam.

To jest właśnie ta logika wydarzeń, o której mówiłem. Kogo może poprzeć aktywny politycznie człowiek, który chce w Warszawie realnych zmian?

Szybko panu rośnie apetyt.

Czemu?

Tydzień temu czytam w wywiadzie: „Chciałbym być burmistrzem Śródmieścia”.

Bo takie było moje marzenie. Mieszkam w Śródmieściu od zawsze, chciałem działać na jego rzecz, nie mam parcia na karierę. Ale szybko się okazało, że ani radny, ani nawet burmistrz nie mogą tu wiele zrobić.

Przyznał pan, że jest politykiem.

Przez długi czas myślałem o sobie jako o społeczniku, ale ruchy miejskie, w których działam, muszą pogodzić się z tym, że uprawiają politykę. A to oznacza, że trzeba stosować metody i zasady gry obowiązujące w polityce.

Chcieliście rozpieprzyć system, nie brudząc rąk, a tak się nie da.

Trochę tak jest. Nasi przeciwnicy stosują gangsterskie metody, a my co? Jeśli chcemy brać udział w tej grze, to musimy się zachowywać zgodnie z narzuconymi regułami.

I być gangsterami jak oni?

Trzeba podnieść gardę i walczyć. Nauczyłem się jednego: muszę być twardy. I będę twardy, inaczej przegram, a nie dam im tej satysfakcji. Przez ten rok układ warszawski przestał traktować mnie jak natrętnego młokosa, a zobaczył we mnie poważnego przeciwnika i zaatakował bez pardonu. To było dużo goryczy, ale też dużo satysfakcji, w sumie nauczka.

To czego się pan nauczył?

Że w polityce trzeba mieć naprawdę grubą skórę i bić się ostro.

Pański ojciec Paweł Śpiewak też spróbował sił w polityce, ale dostał po głowie tak mocno, że wypadł.

Mój tata jest profesorem, intelektualistą, całe dorosłe życie krążył wokół polityki, ale nigdy nie był w środku. I kiedy do niej wszedł, to przeżył szok. Poznał zasady gry panujące na dworze Tuska i błyskawicznie rozczarował się do Platformy.

To nie tylko dwór Tuska, cała polityka jest taka.

Dlatego żeby ją zmieniać, trzeba do niej wejść.

Och, ile ja takich deklaracji słyszałem. Efekt zawsze ten sam: idealista wchodzi do polityki i ginie.

Wiem, że w polityce trzeba czasem być brutalnym, czasem trzeba manipulować, być cynicznym, uderzać w demagogiczne tony. Nie można się obrażać, że polityka jest paskudna, okropna i twarda, ale najważniejsze, by nie stracić kompasu moralnego. Są pewne granice, są pryncypia. Nigdy nie zgodzę się na nienawiść w polityce, na pogardę wobec drugiego człowieka, kimkolwiek by był.

Ludzie nie powinni wiedzieć, jak się robi kiełbasę i politykę, bo przestaliby jeść mięso i głosować?

Jest w tym dużo racji, ale co ja mogę powiedzieć? Nie ma innej drogi, by zmieniać Warszawę i nasz kraj.

Ojciec był 55-letnim profesorem, a i tak go ograli.

Uznał, że ma lepsze rzeczy do roboty niż użeranie się z półgłówkami, którzy myślą tylko o własnym interesie.

A ponieważ pan nie zrobił doktoratu...

(śmiech) Ponieważ nic mi się nie udało w życiu, to idę do polityki?

Nie ma pan nic lepszego do roboty?

To jest tak, że ilekroć wyjdę na ulicę, to widzę tysiąc rzeczy, które mnie wk...ją! Nawet nie muszę daleko iść. Obok mnie jest Prokuratura Okręgowa w Warszawie, pod nią zakaz postoju. I co? Przez cały dzień stoją tam auta. Drobiazg, ale wymowny. Jak przejdę 20 metrów, to widzę koszmarny biurowiec, który zniszczył widok na Belweder, ale postawiono go na miejscu Supersamu, bo ktoś na to pozwolił! Mam mówić dalej?

Nie trzeba, też mieszkam w Warszawie.

No więc ja coś muszę z tym moim wk...em – powiedzmy: gniewem – zrobić. Mogę wsiąść na rower, pobiegać, napić się piwa i wszystko to robię, ale mogę też próbować to zmienić.

Sam pan nie da rady. Skończy pan w jakiejś partii.

Brzydzi mnie życie partyjne skupione na plemiennej wojnie, która nic nie wnosi, nie daje obywatelom nic oprócz zaangażowania emocjonalnego. A dla działaczy współczesne partie stały się biurami karier. Oczywiście nasuwa się pytanie, czy można zbudować ruch polityczny, nie oferując swoim członkom wizji kariery.

Nie można. Jeśli zostanie pan prezydentem Warszawy, to ktoś, komu pan ufa, musi zostać wiceprezydentem.

Jasne, i to trzeba ludziom powiedzieć jasno: są politycy i jest korpus urzędniczy, który się nie zmienia. I mówię to ja, jasno deklarując, że chcę przewietrzyć ratusz, złamać ten układ. Prezydent, jego zastępcy, szefowie najważniejszych biur to ludzie, którzy realizują program polityczny, a reszta to urzędnicy.

Skąd ich pan weźmie, skoro ci, którzy są, to układ?

Nie wszyscy, bez przesady. A skąd wziąć? Zróbmy raz eksperyment i przeprowadźmy pierwsze w Polsce nieustawione konkursy! Pan wie, ilu fantastycznych ludzi z pomysłami się nagle znajdzie, ilu urzędników będzie mogło awansować?

Pan ma 17 lat i pisze wiersze?

Słucham?

Pytam o poziom naiwności.

A co mam panu powiedzieć? Wejdę do ratusza ze swoimi kumplami i obsadzimy najważniejsze stanowiska, bo tylko tak zadbamy o większe dobro? Żadnego większego dobra w ten sposób nie będzie, każdy cel po drodze się zgubi.

To pan mówił, że wchodząc do polityki, trzeba posługiwać się jej narzędziami, a teraz głosi pan apoteozę idealizmu.

Jest sfera gry politycznej, tego robienia kiełbasy, i jest rządzenie, kierowanie instytucjami władzy, które powinno być od tego wolne.

Jan Śpiewak idący do władzy będzie brutalnym zakapiorem, ale jak już zostanie prezydentem, to „do serca przytul psa, weź na kolana kota”?

(śmiech) Nie będę naiwniakiem. Polityka nauczyła mnie, że łatwiej jest wygrać wybory niż utrzymać władzę, a skuteczność jest bardzo ważna, bo jak nie będziesz skuteczny, to żadnego programu nie zrealizujesz.

Gdzie się pan tego nauczył?

W 2014 r. weszliśmy jako Miasto Jest Nasze do Rady Śródmieścia, a zaraz potem trzech naszych radnych zostało przekupionych przez Platformę Obywatelską i z naszego pięknego programu nic nie zostało. Tak się więcej ograć nie dam.

O prezydent Warszawy powiedział pan już wszystko.

Hanna Gronkiewicz-Waltz jest dla mnie postacią wyjątkowo niemoralną i tu wszystkie siły polityczne powinny się zgodzić, że ona nie powinna funkcjonować w życiu publicznym. Każdy wywiad z nią powinien zaczynać się od pytania: „Kiedy zniknie pani z życia publicznego? Kiedy poda się pani do dymisji?”. I dalej: „Kiedy zrekompensuje pani krzywdy prawie 200 mieszkańcom kamienicy przy Noakowskiego, których życie zamieniła pani w koszmar?”.

Nie przesadza pan?

Rodzina Hanny Gronkiewicz-Waltz kupiła tę kamienicę od szmalcowników. Wyobraża pan sobie burmistrza Berlina czy Paryża, który handluje skradzionym mieniem pożydowskim? Rany boskie, to byłby skandal, który zmiótłby nie tylko jego, ale i całą formację, której byłby wiceprzewodniczącym.

To było wielokrotnie wyjaśniane.

I co, nie ma sprawy? Zorganizowana przestępczość w Warszawie to właśnie prawnicy i urzędnicy, którzy handlowali nieruchomościami razem z ludźmi, a tych bez poczucia żenady wyrzucali na bruk. Tak działa mafia.

Mafia?

Mafia to nie tylko gangsterzy, którzy mordują – choć i to w Warszawie było, bo Jolantę Brzeską spalono żywcem. Mafia to właśnie „swoi” urzędnicy i politycy w ratuszach. To właśnie mamy w Warszawie. Jak można to tolerować?

Pan jest, proszę wybaczyć, pożytecznym idiotą PiS.

Sorry, gdyby w warszawskim ratuszu nie kradli, to żaden PiS nie byłby w stanie odebrać władzy wielkomiejskiej Platformie. To złodziejstwo i arogancja tej ekipy najbardziej pomagają Kaczyńskiemu. Szydło ogłasza program „Mieszkanie plus”, a platformerski burmistrz Woli pisze, że „Odolany są przerażone”, bo jeszcze mu się w robotniczej Woli biedota zalęgnie, a on wolałby apartamentowce.

No i co z tego, że PO popełnia błędy? Muszą walczyć i z PiS, i z panem.

Mogliby walczyć z arogancją. Ja pamiętam, jak wynajęli klauna, by zagłuszał protesty rodziców przeciwko likwidacji stołówek w szkołach! Widziałem tych zrozpaczonych rodziców, których władza nie tylko nie chce wysłuchać, ale jeszcze ich poniża! Tego pan nie widział?!

Tego nie było w TVN...

I tego nie pokażą, ale to rzeczywistość rządów Platformy. To kto toruje drogę do władzy PiS: zdegenerowana do szpiku kości Platforma, która drwi z ludzi, czy ja, który o tym mówię?

I nikt z PO nie jest w stanie odnowić tej partii? A Trzaskowski?

Po 25 latach rządzenia Warszawą ta ekipa powinna wreszcie odejść. Tak, wiem, że prezydentem przez trzy lata był Lech Kaczyński. Zmieniły się więc dekoracje, zmieniła się góra, ale skorumpowane urzędnicze elity z czasów Piskorskiego przetrwały i rozkwitły na nowo za kadencji Gronkiewicz-Waltz.

Brodaci weganie z pl. Zbawiciela to pański elektorat. Wystarczy?

Jeżdżę rowerem, więc jeszcze cykliści.

A serio? Kto miałby na pana głosować?

Wszyscy, którzy chcieliby być albo są klasą średnią. Nie najzamożniejsze tłuste koty, ale normalni warszawiacy, którzy chcą miejsc w żłobkach i przedszkolach.

To im obieca każdy.

Ale ja będę o to realnie walczył. Warszawa była miastem rządzonym przez deweloperów, czas oddać je mieszkańcom. A jaki jest związek między deweloperami a miejscami w przedszkolach?

No właśnie?

Już mówię. Warszawiak kupuje na kredyt albo wynajmuje – bo nie stać go na kredyt – mieszkanie na osiedlu, w którym nie ma ani żłobka, ani przedszkola, i musi dopłacać 1000 zł miesięcznie do prywatnego. Nie ma transportu publicznego, więc trzeba dodać jeszcze 500 zł miesięcznie na samochód. Tu nie pomogą zaklęcia o darmowych miejscach w żłobkach, bo tych miejsc brakuje 9 tys., tego trzeba żądać przy budowie osiedli.

Jak by pan chciał tego dokonać? Zmuszać deweloperów do budowy szkół?

Miasteczko Wilanów jest najlepszym przykładem tego, jak wyglądała III RP. Oto publiczna szkoła wyższa uwłaszcza się na publicznych gruntach rolnych, które sprzedaje. Kto jest kupcem? Pan Ryszard Krauze, który dorobił się na informatyzacji publicznego ZUS. On buduje i za ciężkie pieniądze sprzedaje mieszkania, a my, warszawiacy, słono mu płacimy, by na swoim osiedlu wybudował publiczną drogę, i odkupujemy od niego tereny pod publiczne szkoły!

Tak było.

Jaki jest efekt? My, za publiczne pieniądze, wybudowaliśmy prywatne osiedle! Dziś pan Krauze domaga się od miasta za drogi, bez których nie mógłby wybudować osiedla, sum większych, niż zapłacił za cały grunt! Tak wyglądała transformacja ustrojowa w Polsce!

Mówi pan PiS-em.

Dlatego zwolennicy PiS powinni na mnie głosować.

Ja mówię serio, pan mówi PiS-em.

Nie, mówię normalnym językiem! Cholera jasna, ktoś jednemu z najbogatszych Polaków wkłada do kieszeni setki milionów złotych z naszej forsy! A ludzie zostają bez żłobka, przedszkola, szkoły, autobusu, za to z wielkim kredytem! Wie pan, gdzie się szykuje podobna historia?

Gdzie?

Na pięknie położonych, blisko centrum, terenach FSO na Żeraniu. Kupiła je spółka pana Jakubasa i co zrobiło miasto? Może usiadło do negocjacji i powiedziało: „To jest teren przemysłowy, my chcemy mieć przemysł w Warszawie, więc tu mogą być nowe technologie, start-upy, tego typu inicjatywy”?

Rozumiem, że nie usiedli do negocjacji.

Oczywiście, że nie. Zamiast tego ekipa PO z miejsca zgodziła się, by oddać to pod deweloperkę. Dodatkowo pozwolili na budowę centrum handlowego, a teraz, by jeszcze wspomóc biednego pana Jakubasa, chcą budować most za pół miliarda dla tego osiedla. Narzekamy, że nie ma polskiego przemysłu? Proszę bardzo, tu mógł być, mogli tu robić choćby te mityczne polskie samochody elektryczne! Zaorano Ursus, zresztą w aferalnych okolicznościach, przez ludzi związanych z Lwem Rywinem, zaorano całą przemysłową Wolę, nie ma już w ogóle przemysłu w Warszawie! Wszystko jest niszczone i bezsensownie zaorywane tylko po to, by dać kolejnym tłustym misiom zarobić.

Warszawa nie chce być Tel Awiwem, nie chce start-upów.

Nie, Warszawa chce być jedną wielką sypialnią.

To i tak lepiej niż Kraków, który chce być jednym wielkim Bangkokiem z tanim piwem i tanią miłością.

Nas przed tym uchroniła nie polityka miasta, ale brak turystów. Najgorszy jest tu prymitywizm myślenia, ta zaściankowość władz miasta, które nie rozumieją, do czego państwu i miastu potrzebny jest przemysł, potrzebne są technologie.

Taki z pana Katon, a sam się pan na reprywatyzacji dorobił.

Gdy zająłem się reprywatyzacją, to poszło na mnie zlecenie i nagle można było przeczytać o mnie różne rzeczy w „Newsweeku”, tak absurdalne, że szkoda gadać.

Jak jest naprawdę?

Naprawdę to mam 20 proc. udziałów w mieszkaniu na Mokotowie, kupionym niedawno na wolnym rynku, żadnej reprywatyzacji. Ale tu chodziło o moją mamę, która wykupiła – na normalnych zasadach, jak wszyscy w takiej sytuacji – mieszkanie komunalne w Warszawie.

Może jej pan pomógł?

O tak, miałem wtedy 14 lat. Mama odziedziczyła też pół kamienicy w Krakowie, którą sprzedała, i tak, tu już była reprywatyzacja, ale ja miałem wtedy 14 lat, byłem w gimnazjum!

No dobrze, jest pan niewinny.

Ale żeby było jasne. Dla mnie to jest niesprawiedliwe, że jedni – tak jak dziesiątki tysięcy warszawiaków, w tym moja mama – mogli wykupić mieszkanie, a inni nie, bo są roszczenia reprywatyzacyjne. Tak samo niesprawiedliwe jest zwracanie w naturze majątku straconego po wojnie – tak było z moją mamą.

Nie powinna odzyskać tej kamienicy?

Zgodnie z przepisami tak, ale ja uważam, że te przepisy są złe.

Pawka Morozow normalnie...

Na nikogo nie donoszę, tylko staram się być uczciwy. Nie powinno się zwracać kamienic w naturze, bo to jest handlowanie ludźmi. Można było dać rekompensatę i tyle.

Był pan liderem stowarzyszenia Miasto Jest Nasze.

Tak, ja je założyłem...

Dziennik Gazeta Prawna

...ale przegrałem wybory, więc się obraziłem i zabrałem im kody do Facebooka, niczym Adam Bielan partii PJN.

Od czasu wybuchu afery reprywatyzacyjnej w stowarzyszeniu trwała kampania wycinania mnie i moich przyjaciół z Miasto Jest Nasze. Odkąd zacząłem ostro walić w mafię reprywatyzacyjną, część mojego stowarzyszenia nie tylko mnie nie wspierała, ale wręcz atakowała, i jeszcze doniosła na policję na naszą wiceprezes. Jeśli mam do siebie pretensje, to o to, że nie zareagowałem wcześniej.

Nawet w gronie przyjaciół się pokłócił. To pieniacz, nie można mu powierzać Warszawy.

Rozumiem, że i takie oskarżenia się pojawią, wszystkie będą dobre, by mnie zdyskredytować i odwrócić uwagę od mafii rządzącej tym miastem. Wie pan, ja nie mam złudzeń – polityka jest syfem, cały wysiłek trzeba włożyć w to, żeby była jak najmniejszym syfem.