Przywódcy Partii Republikańskiej uznali czwartkową decyzję prezydenta Donalda Trumpa o wyjściu USA z porozumienia paryskiego za “słuszny i odważny krok" w obronie amerykańskich interesów zagrożonych "nieprzemyślanymi poczynaniami" poprzedniej administracji.

Przywódcy republikanów, w przeciwieństwie do demokratów i zdecydowanej większości mediów, których zdaniem decyzja Trumpa będzie miała prawie “apokaliptyczne konsekwencje”, zwracają uwagę na genezę tego ich zdaniem "złego porozumienia”, negocjowanego w imieniu USA przez poprzednią demokratyczną administrację Baracka Obamy z prawie całkowitym pominięciem amerykańskiego Kongresu.

Decyzja Trumpa - powiedział senator Mitch McConnell, przywódca republikańskiej większości w Senacie -" jest kolejną znaczącą odpowiedzią na dokonany przez administrację Obamy zamach na amerykańską produkcję energii i na amerykańskie miejsca pracy".

"Kiedy poprzednia administracja przyłączyła Amerykę do realizacji nieosiągalnego celu, zapowiedzieliśmy, że będziemy walczyć z tą samowolną decyzją Obamy wszelkimi sposobami" - powiedział senator McConnell, który reprezentuje w Senacie "górniczy" stan Kentucky.

Jednym z głównych argumentów przywódców Partii Republikańskiej wymienianych na poparcie decyzji Trumpa jest ich przeświadczenie, że porozumienie paryskie ma wszelkie formalnoprawne cechy traktatu międzynarodowego, który zgodnie z Konstytucją powinien być ratyfikowany przez Senat.

“Jeśli Obama był przekonany, że porozumienie paryskie było takie wspaniałe to dlaczego zamiast przedstawić je do ratyfikacji przez Senat, doprowadził do niego z pominięciem Kongresu? - zapytał na Twitterze b. republikański gubernator stanu Arkansas Mike Hackabee.

Podobnych argumentów użył Scott Pruitt, kontrowersyjny dyrektor federalnej Agencji Ochrony Środowiska (EPA) mianowany na to stanowisko przez Trumpa.

Pruitt podkreślił kilkakrotnie, że dyskusje w Białym Domu nad decyzją prezydenta nie dotyczyły kwestii czy “globalne zmiany klimatyczne są rzeczywiste i spowodowane działalnością człowieka", ale tego czy "porozumienie paryskie jest dobre dla interesów Ameryki i amerykańskiego rynku pracy." Dodał, że nawet "lewica ekologiczna", nazwana ostatnio przez jednego z komentatorów "międzynarodówką ekologiczną", dostrzega ułomności porozumienia paryskiego.

W tym kontekście wskazał na wypowiedzi prof. Jamesa Hansena b. głównego naukowca NASA, który nazwał porozumienie paryskie "oszustwem, bzdurą i badziewiem". Prof. Hansen, obecnie wykładowca Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku, jako jeden z pierwszych naukowców ostrzegał przed ekologiczną katastrofą spowodowana wzrostem stężenia gazów cieplarnianych w atmosferze Ziemi.

Wielu republikanów, jak ceniony przez obie partie senator Lindsey Graham, zamiast wdawać się dyskusje z demokratami, nad zasadnością decyzji Trumpa, z nadzieją przyjęło przedstawioną przez amerykańskiego prezydenta możliwość renegocjacji porozumienia paryskiego.

"Popieram decyzję prezydenta, aby ponownie włączyć się do porozumienia paryskiego, kiedy porozumienie będzie zawierało lepsze warunki dla Ameryki i biznesu" - napisał sen. Lindsay Graham na Twitterze.

Demokraci nie biorą takiej możliwości pod uwagę. Natychmiast po ogłoszeniu przez Trumpa jego decyzji, demokratyczni gubernatorzy trzech stanów: Kalifornii, Nowy Jork i Waszyngton ogłosiło stworzenie koalicji pod nazwą Sojusz Klimatyczny Stanów Zjednoczonych (United States Climate Alliance).

Celem koalicji tych trzech, mających opinię lewicowych, stanów jest redukcja przez te stany emisji gazów cieplarnianych do poziomu określonego przez "porozumienie paryskie". Ludność Kalifornii oraz stanów Nowy Jork i Waszyngton stanowi ok. 20 procent populacji Stanów Zjednoczonych.

"Skoro Prezydent Stanów Zjednoczonych jest +nieobecny bez usprawiedliwienia+ w tym wyjątkowym przedsięwzięciu ludzkości, to Kalifornia i inne stany muszą podjąć się tego zadania" - stwierdził gubernator Kalifornii Jerry Brown w oświadczeniu wyjaśniającym motywy powołania sojuszu.

Z Waszyngtonu Tadeusz Zachurski (PAP)