Z powodu niewykrycia sprawców umorzono dochodzenie ws. incydentu, do którego doszło w sierpniu ub.r. na pogrzebie "Inki" i "Zagończyka" w Gdańsku. W sprawie badano, czy znieważono i naruszono nietykalność cielesną działaczy KOD. Zawiadamiający nie wykluczają zażalenia.

O umorzeniu dochodzenia, które prowadziła Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Śródmieście, poinformowała w środę PAP rzecznik prasowa Prokuratury Okręgowej w Gdańsku Tatiana Paszkiewicz. "Prowadzone czynności nie pozwoliły na ustalenie sprawców czynów znieważenia i naruszenia nietykalności cielesnej dokonanych na szkodę osób pokrzywdzonych" – powiedziała PAP rzecznik.

Dodała, że decyzja w tej sprawie zapadła 19 maja i jest nieprawomocna.

Umorzone postępowanie wszczęto po zawiadomieniu złożonym przez Komitet Obrony Demokracji. Dotyczyło ono znieważenia i naruszenie nietykalności cielesnej działaczy KOD Radomira Szumełdy i Mai Augustynek.

Szumełda powiedział w środę PAP, że jest zdziwiony powodem umorzenia, bo pokrzywdzeni dostarczyli prowadzącym postępowanie "bardzo dużo zdjęć przedstawiających zdarzenie". Zaznaczył, że były to m.in. fotografie, jakie wykonali i umieścili w internecie "agresorzy". "Myśmy powynajdowali to wszystko w internecie i przekazali prokuraturze" - wyjaśnił.

Szumełda poinformował, że on sam i jego przedstawiciel prawny – po zapoznaniu się z aktami sprawy i uzasadnieniem prokuratury, podejmą decyzję, czy składać w tej sprawie zażalenie.

Do incydentu, którego dotyczyło dochodzenie, doszło 28 sierpnia ub.r. podczas uroczystości pogrzebowych Danuty "Inki" Siedzikówny i Feliksa "Zagończyka" Selmanowicza - żołnierzy AK, ofiar stalinowskiej represji. Przed Bazyliką Mariacką w Gdańsku pojawiła się kilkunastoosobowa grupa działaczy KOD. Doszło do przepychanek z innymi zgromadzonymi tam osobami, które wznosiły m.in. okrzyki: "Precz z komuną", "Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę". KOD-owcy opuścili plac przed świątynią w eskorcie policjantów.

Dzień po incydencie Radomir Szumełda oraz Maja Augustynek złożyli w gdańskiej prokuraturze zawiadomienie, w którym poinformowali że zostali "napadnięci przez grupę ok. 30 faszystów z Młodzieży Wszechpolskiej i ONR". W ich opinii doszło m.in. do "naruszenia nietykalności osobistej, lżenia, poniżania oraz uniemożliwienia uczestnictwa w uroczystościach państwowych i nabożeństwie".

31 sierpnia ub.r. przedstawiciele ONR złożyli z kolei zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez działaczy KOD. W zawiadomieniu wskazano na artykuł kodeksu karnego mówiący o "złośliwym przeszkadzaniu publicznemu wykonywaniu aktu religijnego". Przedstawiciel ONR Robert Bąkiewicz oceniał, że incydent był prowokacją ze strony KOD.

Dochodzenie w sprawie z zawiadomienia ONR trwa: jest ono prowadzone przez policjantów z Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku pod nadzorem Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Śródmieście

Premier Beata Szydło mówiła, że KOD na pogrzebie "Inki" i "Zagończyka" chciał zamanifestować swą działalność polityczną. "Źle się stało, że doszło do takiego zamieszania" - oceniała tuż po zdarzeniu szefowa rządu. Według niej - "to była prowokacja". Również zdaniem ministra spraw wewnętrznych i administracji Mariusza Błaszczaka działacze KOD-u mieli intencje zakłócenia uroczystości; szef resortu nazwał ich działania prowokacją polityczną. (PAP)