Po katastrofie smoleńskiej nie zawiodły procedury, lecz ludzie; nieotwarcie trumien ofiar w kraju to niedopełnienie obowiązków – uważa Małgorzata Wassermann, która mówi, że "bez rewanżyzmu i złych emocji" oczekuje wyjaśnienia sprawy i wskazania odpowiedzialnych.

Małgorzata Wassermann (PiS) – posłanka PiS i córka Zbigniewa Wasssermanna, który zginął 10 kwietnia 2010 r. w katastrofie samolotu Tu-154M w Smoleńsku oceniła na antenie TVP Info, że "to, że trumny nie zostały otwarte w Polsce, to niedopełnienie obowiązków".

Poniedziałkowy "Fakt" podał, że w trumnie gen. Bronisława Kwiatkowskiego znaleziono szczątki siedmiu innych osób.

"Polska prokuratura wojskowa wszczęła własne śledztwo, własne postępowanie i zgodnie z polskimi przepisami miała obowiązek przeprowadzić wszystkie dowody, które może, w sposób bezpośredni. Co za tym idzie, miała nie prawo, ale obowiązek przeprowadzić badanie sekcyjne" – powiedziała. "Absolutnym niedopełnieniem obowiązków było dopuszczenie do tego, że zalutowane trumny zostały zakopane, przeprowadzono pochówki" - dodała.

Małgorzata Wassermann powiedziała, że nikt z rodzin nie naciskał, by pochówki odbywały się szybo. "Czekaliśmy cierpliwie, każdy, kto dziś komentuje, że rodziny nie chciały czekać, mówi nieprawdę" – oceniła, zaznaczając, że rodziny wiedziały, iż konieczne procedury wymagają czasu.

Jej zdaniem, "procedury nie zawiodły, zawiedli całkowicie ludzie, zawodzili przez wiele tygodni, wiele miesięcy, wiele lat". "Tym, którzy zwracali im uwagę od początku, że łamią procedury i przepisy, mówili albo że są nadwrażliwi, albo że szukają paliwa politycznego. Zarzucano nam przeróżne intencje a my chcieliśmy, żeby zachowali się tak, jak powinien zachować się każdy odpowiedzialny funkcjonariusz w obliczu zdarzenia, z którym przyszło mu się zmierzyć" – powiedziała posłanka.

"Bez rewanżyzmu, bez złych emocji, oczekuję rzetelnego wyjaśnienia przez prokuraturę, kto, kiedy i jakie decyzje podejmował" - stwierdziła Wassermann.

"Oczekuję, że te osoby, które zabierają głos, nie będą mówiły w komfortowych warunkach w studiach telewizyjnych, tylko po pouczeniu prawnym – czy to niektórzy w charakterze świadków, czy to niektórzy w charakterze podejrzanych – będą mówili, z jakimi pełnomocnictwami pojechali do Moskwy i jakie decyzje podejmowali" - powiedziała.

Wassermann dodała, że dostrzega atmosferę wytwarzaną przez niektórych polityków, o tym, że "zaczęła się na nich nagonka polityczna, że czują, iż będą mieli postawione zarzuty". "Otóż, jeśli się pełni ważne funkcje, podejmuje ważne decyzje, nie słucha się przy tym nikogo, ani żadnych rad ani próśb ze strony poszkodowanych czyli nas, to trzeba się zmierzyć z odpowiedzialnością za te działania, tym bardziej, że każdy miesiąc pokazuje, że działania były nieudolne, a podjęte decyzje – nietrafne" - oceniła.

"Myślę, że pani Ewa Kopacz, pan Donald Tusk, ale też pan Radosław Sikorski, pan Tomasz Arabski, pan Bronisław Komorowski to są osoby, które niezależnie od tego, jak bardzo będą czarować rzeczywistość i twierdzić, że zrobili wszystko, co mogli (…) będą musieli żyć do końca swoich dni ze świadomością, że nie tylko dopuścili do takiego lotu (…) ale i tego, co działo się po katastrofie" - powiedziała.

"Poza odpowiedzialnością polityczną, która została nakreślona przez wyborców - Platforma nie rządzi - oczekiwałabym w obliczu czegoś takiego jak ta katastrofa, rzetelnego postępowania prokuratorskiego" – dodała.

Pytana, czy oczekuje oprócz poznania prawdy czegoś jeszcze, np. przeprosin, Wassermann powiedziała, że "jeśli będzie wszystko wyjaśnione, (…) jeżeli ci ludzie przestaną brnąć w nieprawdziwe tezy, przestaną zarzucać, że domaganie się prawdy to jakaś walka polityczna" to wtedy to "przepraszam" przyjmie.

"Dzisiaj oczekuję przede wszystkim działania prokuratury a potem po finiszu może nastąpić pojednanie. Mną nie kieruje chęć zemsty, ani osobista awersja czy niechęć" – zapewniła Wassermann.

"Chciałabym, tak jak każdy człowiek dotknięty przez jakieś zdarzenie losowe, które może nosić znamiona przestępstwa, że również mnie i moją rodzinę ktoś potraktuje z należytym szacunkiem, zgodnie z przepisami" – podkreśliła.

10 kwietnia 2010 r. w katastrofie samolotu Tu-154M w Smoleńsku zginęło 96 osób - w tym prezydent Lech Kaczyński, parlamentarzyści i wojskowi dowódcy. (PAP)