Choć odpowiedzialność za dopuszczenie do zamachu zawsze spada na rządzących, notowania Partii Konserwatywnej nie powinny się pogorszyć.
Mimo że wszystkie brytyjskie partie polityczne do odwołania zawiesiły prowadzenie kampanii przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi, zamach w Manchesterze może w pewnym stopniu nawet wpłynąć na wynik głosowania.
– Nie jesteśmy w stanie zrozumieć spaczonego, chorego umysłu, który w sali wypełnionej dziećmi widzi nie powód do radości, lecz okazję do rzezi. Ale możemy kontynuować nasze starania, by zapobiegać takim atakom w przyszłości, by walczyć i pokonać ideologię, która często zachęca do takiej przemocy. A jeśli się okaże, że są inne osoby odpowiedzialne za ten atak, znajdziemy je i postawimy przed wymiarem sprawiedliwości – oświadczyła przed południem Theresa May. Później brytyjska premier udała się do Manchesteru.
W takich sytuacjach polityczna odpowiedzialność zawsze spada na aktualnie rządzących, więc liderka Partii Konserwatywnej zapewne nie uniknie trudnych pytań o to, czy atakowi można było zapobiec. Szczególnie że zanim w lipcu zeszłego roku zastąpiła Davida Camerona w roli premiera, przez sześć lat kierowała ministerstwem spraw wewnętrznych. Nie znaczy to jednak, że atak spowoduje spadek notowań konserwatystów, którzy dotychczas mieli wyraźną przewagę w sondażach nad opozycją. Może być wręcz odwrotnie.
Pytania o muzułmanów
Doświadczenia innych krajów pokazują, że nie ma automatycznego przełożenia między zamachami terrorystycznymi a poparciem dla rządzących. George W. Bush zaczynał prezydenturę z dość przeciętnym wskaźnikiem aprobaty, ale po zamachach z 11 września 2001 r. i ogłoszeniu przez niego wojny z terroryzmem wzrósł on do 90 proc. We Francji jedynymi momentami w drugiej połowie kadencji François Hollande’a, w których odbijał się on od sondażowego dna, były te po zamachach w Paryżu i Nicei, gdy zapewniał, że Francuzi nie dadzą się zastraszyć terrorystom. Ale w Niemczech po serii zamachów jesienią zeszłego roku poparcie dla kanclerz Angeli Merkel spadło, wzrosły natomiast notowania antyimigranckiej Alternatywy dla Niemiec.
W Wielkiej Brytanii nie ma wśród ugrupowań opozycyjnych takiego, które mogłoby zyskać w sondażach w efekcie zamachu. Na razie ani personalia sprawcy samobójczego ataku, ani aresztowanego wczoraj jego domniemanego pomocnika nie zostały ujawnione. Ale ponieważ do zamachu przyznało się samozwańcze Państwo Islamskie, pytania o integrację mieszkających w Wielkiej Brytanii muzułmanów oraz wielokulturowość będą się pojawiać. Tyle że spośród trzech głównych partii politycznych to konserwatyści są najbardziej sceptyczni wobec imigracji (nie tylko tej spoza Europy, także wewnątrzunijnej). W ogłoszonym w zeszłym tygodniu programie wyborczym zapowiedzieli obniżenie imigracji poniżej poziomu 100 tys. osób netto rocznie.
Lewica straci
Partia Pracy napisała zaś w programie, że rozsądna polityka migracyjna jest korzystna i nie chce żadnych odgórnych limitów, na dodatek to za rządów laburzystowskiego premiera Tony’ego Blaira zaczął się masowy napływ imigrantów i polityka wielokulturowości. A Liberalni Demokraci wręcz zapowiedzieli przyjęcie 50 tys. uchodźców z Syrii. Jeśli się okaże, że motywacją zamachowcy był dżihad, to Partia Pracy i Liberalni Demokraci raczej będą tracić na poparciu.
Zresztą nie chodzi tylko o programy partii, lecz także o ich liderów. May jeszcze jako szefowa MSW zyskała opinię twardej, konsekwentnej polityk. Przykładowo kiedy walczyła o wydalenie z kraju radykalnego muzułmańskiego duchownego Abu Katady, który zasłaniał się europejską konwencją praw człowieka. Dlatego w kwestii walki z terroryzmem Brytyjczycy bezwzględnie mają większe zaufanie do niej niż do laburzysty Jeremy’ego Corbyna czy szefa Liberalnych Demokratów Tima Farrona. Teoretycznie mogłaby zyskać antyimigrancka Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa i z pewnością będzie ona podnosić wszystkie islamskie wątki, ale po wygranym referendum w sprawie wyjścia z Unii Europejskiej straciła rację bytu, znajduje się w kryzysie personalnym i kompletnie nie liczy się w walce o mandaty.
Skoro dwie główne partie opozycyjne raczej mogą tracić, to siłą rzeczy zyskają konserwatyści. Zwłaszcza że dochodzą do tego dwa aspekty związane z czasem ataku. Przeprowadzony on został akurat w momencie, gdy konserwatyści znaleźli się w defensywie w związku z zapowiedzią ograniczenia prawa do darmowej opieki społecznej dla seniorów. Po zaledwie czterech dniach May się z tego wycofała, ale i tak ta niefortunna propozycja przyczyniła się do wyraźnego zmniejszenia ich sondażowej przewagi nad laburzystami. Wskutek ataku sprawa zejdzie jednak na zdecydowanie dalszy plan.
Kotwica dla Szkocji
Drugim korzystnym zbiegiem okoliczności jest to, że wskutek zamachu i zawieszenia kampanii zaplanowane na wczoraj ogłoszenie programu wyborczego musiała przełożyć Szkocka Partia Narodowa. SNP na pewno wygra w zdecydowanej większości okręgów w Szkocji, ale według sondaży straci kilka mandatów w porównaniu z poprzednimi wyborami. A każdy mandat odebrany SNP – niezależnie, czy przez konserwatystów, czy, co bardziej prawdopodobne, przez laburzystów – osłabia argumenty tej partii na rzecz secesji północnej części wyspy.
Według ostatnich sondaży sprzed zamachu konserwatyści mogą liczyć na 43–47 proc. głosów, laburzyści – na 33–34 proc., zaś Liberalni Demokraci – na 8–9 proc. Natomiast symulacje podziału miejsc wskazują, że konserwatyści będą mieć 394–396 miejsc w 650-osobowej Izbie Gmin, Partia Pracy – 179–180, zaś trzecią co do wielkości frakcją będzie SNP z 48–49 mandatami. ⒸⓅ
Zamach przykryje propozycję ograniczenia opieki dla seniorów
Islamskie tropy w zamachu w Manchesterze
Według nieoficjalnych informacji sprawcą samobójczego ataku w hali Manchester Arena był 23-letni Salman Abedi. Personalia domniemanego zamachowcy podała wczoraj po południu amerykańska stacja CBS News, powołując się na źródła w brytyjskiej policji. Wiadomo, że Abedi był wcześniej znany służbom bezpieczeństwa, co może wskazywać, że albo był obywatelem Wielkiej Brytanii, albo przynajmniej stale w niej zamieszkiwał. Miał przyjechać pod halę koncertową metrem i o 22.33, gdy publiczność opuszczała halę po zakończonym występie, zdetonował ładunek przy jednym z wyjść. W zamachu zginęły 22 osoby, w tym dzieci i młodzież, a co najmniej 59 zostało rannych.
Do chwili zamknięcia tego wydania DGP nie było informacji na temat innego 23-latka, który został zatrzymany w dzielnicy Chorlton-cum-Hurdy na południu Manchesteru. Nie wiadomo, czy pomagał on zamachowcy, czy też w jakikolwiek inny sposób był powiązany z atakiem. Policja przeprowadziła też obławę w dwóch innych dzielnicach tego największego miasta północno-zachodniej Anglii. Do zamachu przyznali się wczoraj poprzez jedną ze stron internetowych terroryści z samozwańczego Państwa Islamskiego, choć na razie prawdziwość tego oświadczenia nie została zweryfikowana.
Poniedziałkowy zamach w Manchesterze był najtragiczniejszym w skutkach aktem terroru w Wielkiej Brytanii od czasu serii skoordynowanych ataków w komunikacji miejskiej w Londynie 7 lipca 2005 r. Zginęło wówczas 56 osób, w tym czterech zamachowców, którzy byli zainspirowani działalnością innej islamskiej organizacji terrorystycznej – Al-Kaidy. Trzech z czterech zamachowców urodziło się i wychowało w Zjednoczonym Królestwie.
Atak na ludzi wychodzących z Manchester Areny został przeprowadzony dokładnie w czwartą rocznicę zabójstwa Lee Rigby’ego. Będący po służbie żołnierz został zaatakowany na ulicy w południowo-wschodnim Londynie przez dwóch obywateli brytyjskich nigeryjskiego pochodzenia i zabity, a następnie sprawcy zmasakrowali jego ciało. Z kolei ostatni przed poniedziałkowym, a inspirowany radykalnym islamem atak terrorystyczny w Wielkiej Brytanii miał miejsce 22 marca tego roku w Londynie, gdy zamachowiec próbował uderzyć ciężarówką w budynek parlamentu. Zginęli jeden policjant oraz czterech przypadkowych przechodniów.