Szef MSZ postuluje uwspólnotowienie polityki zagranicznej, obronnej i migracyjnej. Oraz usamodzielnienie UE od Stanów Zjednoczonych
Szef niemieckiej dyplomacji Sigmar Gabriel w wydanej właśnie książce „Neuvermessungen” (Nowe pomiary) przedstawił plan rozwoju Niemiec poprzez wzmocnienie Unii Europejskiej. Zapiski Gabriela można traktować jako wizję, którą chciałaby realizować Socjaldemokratyczna Partia Niemiec (SPD), gdyby we wrześniu wygrała wybory parlamentarne. A przynajmniej zachowała pozycję mniejszościowego partnera w koalicji z CDU.
Gabriel to czołowa postać niemieckiej lewicy. Ministrem spraw zagranicznych został w styczniu 2017 r.: zastąpił Franka-Waltera Steinmeiera, który w lutym objął urząd prezydenta. W latach 2013–2017 Gabriel był wicekanclerzem oraz ministrem gospodarki i energii z ramienia SPD w koalicyjnym rządzie Angeli Merkel. Ponadto od 2009 r. przewodniczącył SPD. Partyjne szefostwo oddał Martinowi Schulzowi, który w styczniu został też kandydatem SPD na kanclerza we wrześniowych wyborach.
Roszady wśród głównych rozgrywających SPD uwolniły Gabriela od odpowiedzialności za politykę partyjną, a także za wynik socjaldemokratów w wyborach. Wygrana wrześniowego starcia z Angelą Merkel zależy od kondycji Martina Schulza i jego sztabu. Na jego konto zapisana zostanie też ewentualna porażka. Gabriel znalazł się w wygodnym położeniu. Wydając książkę, sygnalizuje, że bez względu na wynik wyborów parlamentarnych chce na dłużej pozostać w światowej polityce.
Globalne przywództwo
„Neuvermessungen” to dowód na aktualność stwierdzenia, że Niemcy są za duże na Europę i za małe na świat. Na 236 stronach Gabriel głónie chwali stan swojego kraju, choć dostrzega również wyzwania, które przed nim stoją. Własna produkcja i eksport na potężną skalę stanowią o sile niemieckiej gospodarki, ale Gabriel już domaga się inwestycji w cyfrową gospodarkę oraz zwiększonych środków na badania.
To, co stanowi główny temat książki, wykracza jednak poza krajową politykę. Autor chce reformy Unii Europejskiej, aby w pełni uczestniczyć w wyścigu o globalne przywództwo. Tam, gdzie mowa o wyzwaniach międzynarodowych, chce rozwiązań europejskich, a nie krajowych. UE w oczach Gabriela powinna wyemancypować się od wpływów USA – brzmi najbardziej jaskrawa teza książki. Autor nie odwołuje się tylko do obecnej prezydentury Donalda Trumpa, którą ocenia jednoznacznie krytycznie. Jak zaznacza, już za czasów prezydentury Baracka Obamy Stany rozpoczęły redefinicję globalnego położenia, w konsekwencji mianując się imperium pacyficznym.
W tej sytuacji Gabriel nie widzi innej możliwości dla Europy, jak w pełni usamodzielnić się od Stanów Zjednoczonych poprzez wzmocnienie Unii Europejskiej. Szef niemieckiej dyplomacji postuluje uwspólnotowienie pięciu obszarów, które obecnie w głównej mierze podlegają państwom narodowym: polityki zagranicznej, obronnej, migracyjnej, sektora bezpieczeństwa wewnętrznego oraz realizację wielkiego planu inwestycyjnego, obejmującego infrastrukturę, sektor badawczy oraz edukację.
Inwestycje są przez Gabriela przywoływane bardzo często i przedstawiane jako panaceum na większość europejskich problemów. Wydatki na poziomie samorządów zmniejszą napięcia powodowane przyjęciem setek tysięcy uchodźców, środki inwestowane w edukację zapobiegną rozwarstwieniu społecznemu, a badania i infrastruktura cyfrowa doprowadzą do stworzenia nowych miejsc pracy. Skąd wziąć na to pieniądze? Sigmar Gabriel zdecydowanie popiera pomysł utworzenia osobnego budżetu państw strefy euro i dalszą unifikację systemów podatkowych państw członkowskich.
Realizacja już od września?
Wizję intensywnej integracji europejskiej, którą kreśli Gabriel, podziela kandydat SPD na kanclerza Martin Schulz. Na jego wiecach wyborczych często pojawiają się transparenty z hasłem „Make Europe Great Again”, parafrazą słynnego sloganu wyborczego Donalda Trumpa. Schulz od lat pozycjonuje się jako polityk unijny, który od powodzenia projektu europejskiego uzależnia także przyszłość własnego kraju. Z postulatami swoich partyjnych kolegów zgadza się także prezydent Frank-Walter Steinmeier.
Gdyby więc SPD wygrało we wrześniu wybory parlamentarne, główne funkcje państwowe odpowiadające za politykę zagraniczną zostałyby obsadzone przez zdecydowanych euroentuzjastów. Z tym jednak może być problem. – Aktualne sondaże wskazują na wygraną CDU, a nie możemy też wykluczyć dobrego wyniku liberałów z FPD i koalicji obu partii – komentuje Agnieszka Łada z Instytutu Spraw Publicznych. Czy wygrana CDU sprawi, że Niemcy nie skorzystają z rozwiązań proponowanych przez niemieckiego szefa dyplomacji? Znając polityczne doświadczenie Gabriela, będzie on zabiegał o kontynuację prac wielkiej koalicji CDU i SPD bez względu na to, która partia okaże się zwycięzcą.
Również stanowisko Angeli Merkel, która stara się o czwartą kadencję na stanowisku kanclerza, wcale nie odbiega tak bardzo od socjaldemokratów, choć istnieją pomiędzy nimi istotne różnice. – Merkel jest o wiele ostrożniejsza, jeżeli chodzi o prędkość uruchamiania poszczególnych procesów ściślejszej integracji jedynie wybranych państw. Nie chce też podziału Europy na dwie prędkości. Z drugiej strony z jej ust padło już stwierdzenie, że Europa wielu prędkości jest scenariuszem, który należy rozwijać. Ważne jest też, kto w przyszłym rządzie odpowiadać będzie za finanse. Jeśli na stanowisku pozostanie Wolfgang Schäuble, obecny minister finansów, to niemiecki rząd będzie ostrożniej podchodzić do przekazywania kompetencji finansowych z Berlina do Brukseli – komentuje Łada.
Ale zaraz dodaje, że pewne procesy mogą zostać uruchomione samoistnie ze względu na polityczny klimat, a ten po wygraniu wyborów w Austrii, we Francji i w Holandii przez polityków proeuropejskich zaczyna sprzyjać planom wzmocnienia unijnych więzów. Wyniki wrześniowych wyborów w Niemczech nie będą więc odpowiadać na pytanie, czy, ale jak szybko i z jak wielkim zapałem Niemcy przystąpią do unijnych reform.