Przedstawiciele państw unijnych porozumieli się w środę w sprawie nowej metodologii, która ma pomóc "28" lepiej walczyć z dumpingiem stosowanym m.in. w przemyśle stalowym przez Chiny.

Chodzi o ubiegłoroczny projekt Komisji Europejskiej w kwestii sposobu obliczania marginesów dumpingu, który będzie się odnosił do wszystkich krajów WTO.

Propozycja wiązała się z wygaśnięciem w połowie grudnia części Protokołu Akcesji Chin do Światowej Organizacji Handlu (WTO), która oznaczała konieczność uznania tego kraju za gospodarkę rynkową. W związku z tym UE oraz inni członkowie WTO nie mogą teoretycznie stosować korzystnego dla nich mechanizmu obliczania ceł w postępowaniach antydumpingowych przeciwko Pekinowi.

Sprawa była bardzo trudna dla Brukseli, która z jednej strony chciała przestrzegać zobowiązań prawnych wobec Chin, ale z drugiej chciała móc skutecznie odpowiedzieć na zagrożenie dla europejskiego przemysłu, które wiąże się z napływem do UE dotowanych produktów, zwłaszcza stali.

Zgodnie z zasadami WTO Unia może nakładać cła antydumpingowe, jeśli wszczęte wcześniej dochodzenie wykaże, że faktycznie na jej rynek wprowadzano po zaniżonych cenach produkty ze szkodą dla przemysłu unijnego.

W standardowej procedurze dumping oblicza się przez porównanie ceny eksportowej danego produktu przywożonego do UE z cenami krajowymi lub z kosztami wytworzenia produktu w kraju wywozu. Nie dotyczyło to jednak Chin, które nie były uznawane za gospodarkę rynkową, bo zaniżają koszty produkcji przez interwencje państwowe.

W takim przypadku, aby móc obliczyć, jakie powinno być cło antydumpingowe, UE jako punkt odniesienia brała nie ceny z Chin, lecz dane z innego kraju o gospodarce rynkowej. Przykładowo w przypadku sprawy paneli słonecznych porównywano cenę, po jakiej eksportowały Chiny, z ceną na rynku Korei Południowej. W praktyce zastosowanie tej zasady kraju analogicznego dawało Unii możliwość nałożenia na chińskie towary wyższych ceł.

10 grudnia 2016 roku, po 15 latach od wejścia Państwa Środka do WTO, Chiny powinny były zostać uznane za gospodarkę rynkową i możliwość takiego ich traktowania powinna się była zakończyć.

Rozwiązania, na jakie zgodzili się przedstawiciele państw członkowskich, mają umożliwić wychwytywanie zakłóceń na rynku (czy to w Chinach, czy w innym kraju) i pozwolić odpowiednio na to reagować. "Dziś popieramy nową, antydyskryminacyjną, antydumpingową metodologię, która pomoże nam się upewnić, że importowane produkty są sprzedawane po uczciwej i sprawiedliwej cenie w UE niezależnie do tego, skąd pochodzą" - oświadczył w środę po porozumieniu ambasadorów minister gospodarki sprawującej prezydencję Malty Christian Cardona. Dodał, że nowe przepisy wzmocnią instrumenty ochrony handlu UE, pomogą w chronieniu miejsc pracy i wzmacnianiu konkurencyjności UE.

Kompromis państw unijnych w ślad za ubiegłoroczną propozycją KE przewiduje niewyczerpany wykaz przykładów poważnych zakłóceń na rynku. Wśród nich jest np. szeroko rozpowszechniona obecność przedsiębiorstw państwowych, dyskryminacja na rzecz firm krajowych, czy brak niezależności sektora finansowego.

Gdy w kraju eksportującym do UE wykryte zostanie "znaczące zniekształcenie", KE ma być w stanie je skorygować. Co ważne, do obliczania dumpingu KE będzie mogła brać pod uwagę cenę produktu w podobnym kraju do tego, który podejrzewany jest o stosowanie subsydiów.

W planach jest przygotowywanie sprawozdań dotyczących krajów czy sektorów, w których KE wskazywałaby na istnienie zakłóceń. Tak jak to ma miejsce obecnie, składanie skarg będzie należeć do firm, ale przemysł będzie mógł wykorzystać sprawozdanie KE, by przedstawić swoją sprawę.

Zrzeszająca 30 sektorów przemysłowych organizacja AEGIS Europe skrytykowała proponowane rozwiązania, wskazując, że UE powinna mieć regulacje, które nie nakładają na europejskich przedsiębiorców dodatkowych obciążeń. Za takie uznaje to, że przedsiębiorstwa z "28" będą musiały wskazywać na zakłócenia rynku.

Porozumienie państw członkowskich UE otwiera drogę do rozpoczęcia rozmów nad finalnym kształtem regulacji z Parlamentem Europejskim. Wcześniej jednak europosłowie muszą przyjąć swój mandat do rozmów.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)