Krakowski sąd skazał w czwartek na 1,5 tys. grzywny dziennikarza obywatelskiego Józefa W. za upublicznienie w internecie nagrania z przebiegu niejawnej rozprawy.

Sąd uznał winę oskarżonego; nie dał wiary jego tłumaczeniom, że nie słyszał on decyzji sądu o wyłączeniu jawności, która ponadto została zarejestrowana na nagraniu, które upublicznił.

Oskarżonym był Józef W., określający siebie jako "dziennikarz obywatelski, solidarny z obozem patriotycznym i działający dla dobra publicznego".

Sprawa dotyczyła ujawnienia przebiegu niejawnej rozprawy w procesie Adama Słomki, oskarżonego o podżeganie gangsterów do pobicia sędziego - i ostatecznie uniewinnionego od tego zarzutu. Na rozprawę w marcu 2015 r. przyszła publiczność z biało-czerwonymi opaskami, z napisem KPN na rękawach, która domagała się udziału w rozprawie. Wyproszona przez sąd głośno protestowała, a wyprowadzona przez policjantów śpiewała patriotyczne piosenki na korytarzu. Na sali pozostały dwie osoby zaufania. W tym samym dniu na kanale Józefa W. w popularnym portalu internetowym zamieszczono filmowe nagranie z przebiegu rozprawy.

Prokuratura oskarżyła go o publiczne rozpowszechnianie wiadomości z rozprawy sądowej prowadzonej z wyłączeniem jawności, za co grozi kara grzywny, ograniczenia wolności lub do 2 lat pozbawienia wolności. Sąd ukarał oskarżonego grzywną 3 tys. zł w wyroku zaocznym. Po jego sprzeciwie sprawa trafiła przed sąd na normalną rozprawę.

Józef W. przyznał się przed sądem do opublikowania trwającego prawie dwie godziny nagrania, jednak nie do winy. Wyjaśnił, że wyszedł z rozprawy zaraz na początku i nie miał świadomości, że sąd wyłączył jawność. Myślał, że sąd wyprosił publiczność z powodu hałasu. Po rozprawie otrzymał od jednej z osób obecnych na sali rozpraw kartę pamięci z nagraniem i był przekonany, że jest ono legalne. W toku procesu podkreślał słaby słuch, na zakończenie dołączył potwierdzające to wyniki badań.

Zdaniem prokuratora oskarżony był świadomy, że rozprawa jest niejawna i jakie są tego konsekwencje, skoro sam powoływał się na swoje dziennikarskie doświadczenie na salach sądowych. Powinien też przestrzegać prawa niezależnie od tego, czy uważa je za słuszne czy niesłuszne.

Obrona wskazywała m.in., że sprawa jest doniosła i bardzo ważna, a przepisy dotyczące niejawności rozprawy "nie są rozwiązaniem, które satysfakcjonują strony, ponieważ działają już w przestrzeni historycznej". "Ponadto trzeba udowodnić, że oskarżony słyszał słowa o wyłączeniu jawności, a tego nikt nie jest w stanie udowodnić" – mówił obrońca. Wskazywał też, że należałoby się zastanowić, czy "osoba, która przewodniczyła rozprawie dochowała należytej staranności związanej z autorytetem sądu", skoro na rozprawie było tak głośno.

"Nie słyszał, zachował się tak, jak należało i opublikował jako dziennikarz. I co takiego się stało? Co tam było, że zasługiwało na potępienie" – pytał adwokat, wnosząc o uniewinnienie. "Ten mój rzekomo przestępczy czyn nikomu krzywdy nie przyniósł. Film do tej pory nie został usunięty" – mówił w ostatnim słowie na rozprawie poprzedzającej ogłoszenie wyroku oskarżony.

Sąd uznając w czwartek winę oskarżonego i wymierzając mu karę 1,5 tys. zł grzywny podkreślił w uzasadnieniu, że nawet jeżeli oskarżony działał w subiektywnie odczuwanym interesie publicznym, to nie zmienia to faktu, że dopuścił się naruszenia prawa. Dodatkowym aspektem obciążającym był fakt, że tuż po rozprawie Adam Słomka na korytarzu zapowiadał publikację nagrania z niejawnej rozprawy, lekceważąco wypowiadając się o grożącej za to karze. Nagranie faktycznie tego samego dnia znalazło się w internecie. Zdaniem sądu oskarżony wpisał się w ten sposób w ostentacyjny model sprzeciwu nakazom prawa.

"Jestem zaskoczony wyrokiem, bowiem de facto pokazuje, że żyjemy w wolnym kraju, ale jednak ktoś, kto prowadzi działalność nieszkodliwą, pro publico bono, musi zdawać sobie sprawę, że wcześniej czy później będzie penalizowany za tę działalność" – powiedział skazany. Wyrok nie jest prawomocny, obrona zapowiada apelację. (PAP)